Rozdział 18

36 4 2
                                    

*Harry*

-Mel?- blondynka wychodziła dziś ze szpitala i od razu mieliśmy jechać na pogrzeb Simona. Kiedy się dowiedziała o jego śmierci była zdruzgotana tak jak ja i prawie nic nie jadła. Bałem się, że jak wyjadę do Londynu będzie jadła jeszcze mniej, co mogłoby się odbić na jej i tak już osłabionym organizmie.

-Tak?- zapytała po czym wbiła swoje smutne spojrzenie w podłogę. Ostatnio unikała mojego wzroku a ja nie wiedziałem czemu podłoga stała się nagle ciekawsza ode mnie.

-Wiesz, że od 7 dni jesteś moją dziewczyną?- zapytałem mając nadzieję, że choć trochę polepszy jej się humor.

-Wiem wariacie!- krzyknęła śmiejąc się- codziennie mi to powtarzasz a ja naprawdę nie straciłam pamięci po...- zacięła się, lecz dobrze wiedziałem co miała na myśli. Głośno przełknęła ślinę a po jej policzku spłynęły pierwsze łzy zwiastujące nadejście smutnej Melissy.

-Ty go kochałaś nawet po zerwaniu?- spytałem raczej nie czekając na żadną odpowiedź. I tak wiedziałem, że jej nie dostanę. Zamiast zaczynać awanturę przytuliłem jej drobne ciało i pozwoliłem aby po raz setny w tych ostatnich dniach mogła się wypłakać. Wiem, że było jej to po prostu bardzo potrzebne. Ja też dużo płakałem gdy moi rodzice zaczęli proces rozwodowy.

-Przepraszam...- powiedziała po 10 minutach i otarła swoje wilgotne poliki.- Jedźmy już proszę...

Pomogłem blondynce wstać bo mimo, że mogła opuścić szpital nadal miała zaklejony nos i była wsadzona od pach do bioder w gips... Teoretycznie powinna spędzić jeszcze jakieś dwa tygodnie w szpitalu, alr jak ona się uprze to zawsze doprowadzi do swego... Opierając się o kulach wyszła ze szpitala i ledwo wsiadła do mojego samochodu.

*Melissa*

Nareszcie mogłam wyjść ze szpitala. I tak byłam tam zdecydowanie za długo jak na mnie. Ja po prostu nie potrafię siedzieć w miejscu i nic nie robić.
Gdy wyszłam ze szpitala chłodny, grudniowy wiatr owiał moją twarz.. Tak, właśnie tego mi brakowało. Zima była moją ulubioną porą roku i mimo, że biały puch jeszcze nie okrył świata i tak było bardzo pięknie.

Wpakowałam się do auta Harrego i pojechaliśmy do kościoła, gdzie miało odbyć się nabożeństwo pożegnalne mojego... przyjaciela. Bo mimo iż zakończyliśmy związek nadal wiedziałam, że mogłabym na niego liczyć.

Weszłam do kościoła, gdzie byli tylko rodzice Simona, Harrego i moi... Nikogo więcej.

Zdziwiona tym widokiem postanowiłam zająć miejsce pdzy ścianie, bo i tak wczasie mszy nie usiądę ani na chwilę. Kiwnęłam głową Harremu by ten usiadł, ale on wolał dotrzymać mi towarzystwa i stać w raz ze mną jak najdalej od trumny....
_____________________________

-Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz!- ksiądz posypał piaskiem trumnę i dalej wymawiał swoją formułę, którą prawdopodobnie znał już na pamięć.

To najbardziej dziwiło podczas pogrzebów. Kapłani nawet nie trudzą się aby zobaczyć kogo chowają i na oślep wmawiają swoją formułkę.

Ale podczas gdy mężczyźni z zakładu pogrzebowego wkładki trumnę do grobu coś we mnie pękło..

Uświadomiłam sobie, że już nigdy go nie zobaczę, nie usłyszę jego śmiechu, nie wyjdę na kawę, nic nie zrobię z nim.

Wtuliłam się w lokowatego, który był dla mnie prawdziwym wsparciem w tych dniach...

Za to go kocham, że zawsze przy mnie będzie...

Dzień dobry/dobry wieczór
Jak tam humorek? U mnie całkiem spoko. Dzięki, że pytacie xd
Ogólnie to wena powróciła mi poprzez czytanie wspaniałego fanfika "Lucass ass"<---- gorąco polecam.

No i żegnam :*

Memories [Harry Styles]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz