Spojrzała na znajdujący się za szybą świat. Był tak samo szary, jak wnętrze wysłużonego, pachnącego tanimi papierosami opla, w którym to spędziła już zdecydowanie za dużo czasu. Dobrą przerwą nie okazała się nawet losowa stacja paliw na odludziu. Miała ochotę wejść do swojego pokoju i rzucić się na łóżko. Patrzyłaby do znudzenia na pozostałe po czasach przedszkolnych ozdoby, takie jak fluoryzujące gwiazdki przyklejone do sufitu; tygrysy i niedźwiedzie wymalowane na ścianach. Walające się wszędzie pluszaki, których nie chciało jej się oddawać, śmieci czekające na sobotnie sprzątanie.
Już tęskniła za starymi gratami. Kartonami rozrzuconymi się po całym pomieszczeniu, plakatami różnych grup metalowych i rockowych, modelem motoru na biurku, gitarze kurzącej się w swoim honorowym miejscu.
Kochała klimat swojego pokoju od zawsze, tylko w nim miała poczucie posiadania własnego miejsca, terytorium. To była jej kraina. Pełna porozrzucanych w każdym miejscu bubli i ciuchów. Bałagan, w którym tylko ona czuła się dobrze.
Zabrano jej to.
Tak, miała za złe swojej matce jej nową miłość. Raz, że przez nią mulatka musiała opuścić swoje rodzinne Toronto. Dwa, że Makayla Evans jakoś szczęśliwym trafem znalazła kandydata na faceta ledwo po śmierci swojego męża. Rok. Minął rok.
Brooke nienawidziła kłamstw takiego typu. Dlatego nigdy specjalnie nie kryła się ze swoimi ucieczkami z domu, o wagarach informowała wcześniej ojca, a o jej pierwszej miłości wiedział każdy lepszy znajomy. Nie, żeby dziewczyna była najczystsza pod słońcem, przecież udawanie miała w charakterze... Zwyczajnie nie znosiła sekretów. One były be.
Do dzisiaj nawet nie znała motywacji tej niby dorosłej kobiety. Chciała, żeby był jej mężem i już, bo to miłość.
- Tylko nie dąsaj się przed nimi, Brooke. - Głos matki kierującej autem przerwał niezręczną ciszę, spowodowaną czynnikiem wysoko niefortunnym – zepsutym radiem. Sama zainteresowana mruknęła coś pod nosem, co dla zaznajomionych w dialekcie nastoletnich dziewcząt miało być prostym, ale pełnym wyrzutu przytaknięciem. Starsza kobieta jedynie westchnęła. Znała swoje dziecko na tyle, że miała pojęcie o możliwych nieprzyjemnościach płynących z prób podtrzymania jakiejkolwiek konwersacji. Więc po prostu podkręciła pracę wycieraczek i obserwowała dobrze znaną trasę. Pogoda była istotnie paskudna i ponura, porównywalnie do nastroju siedzącej na tylnym siedzeniu dziewczyny.
- Daleko jeszcze? - zapytała nagle szesnastolatka.
- Pół godziny, tak sądzę. Nie mogę dać czadu na trasie szybkiego ruchu przez tę pogodę – oszacowała z nutką niepewności w głosie.
Moment przerwy.
- Ile lat mają te jego dzieciaki? Wytrąciłaś mnie tą informacją z równowagi na tyle, że zapomniałam zapytać. – Młoda Evans widocznie dopiero teraz zdała sobie sprawę z nużącej ciszy w samochodzie. Nigdy nie należała do typów spokojnych, więc sytuacje takie jak ta były dla niej nie do przyjęcia. Nawet jeżeli dalej miała wiele pretensji co do całego tego zamieszania z nową familią, tym mało mówiącym miastem i matką, która była tak podniecona swoim nowym fagasem, że nawet nie potrafiła odpowiednio poinformować o wszystkich możliwych... nowościach. Jak na przykład o rodzeństwie.
- Starszy jest w twoim wieku, nie brzmiał wcale sztywno, jak z nim rozmawiałam. Młodszy w podstawowej, ale to mądre dziecko. Nie masz się co martwić ewentualnym niańczeniem go, spokojnie. - Uśmiechnęła się, raczej do siebie. Brooke podsumowała nowe informacje prychnięciem. Nowego... ojca miała wątpliwe szczęście poznać i szczerze gościa nie trawiła. Nie znał się na nowościach kinowych, słuchał popu i zachowywał jak przykładny formularz dobrego wujka, mając chyba nadzieję, że kupowaniem prezentów zaskarbi sobie jej sympatię. Problem leżał w tym, że ostatnią rzeczą, o jakiej myślała młoda, było noszenie różowych sukienek z przecen H&M.
- Tylko nie dziw się potem, że nie będę miała zamiaru z nimi gadać – oznajmiła tak sucho, jak tylko potrafiła.
Kolejny głośny wydech w wykonaniu właścicielki pojazdu był ostatnią częścią tego jakże pasjonującego dialogu.
Kiedy dotarły na miejsce, było już ciemno. Nigdzie w okolicy nie wykryto jednak jaskiniowca z pochodnią.
CZYTASZ
Silly Town
Siêu nhiênOto przed państwem Silly Town, kanadyjskie miasto, w którym ktoś postanowił wybudować japońskie świątynie. Jakby sam ten fakt nie był wystarczająco dziwny, po mieścinie nocami krążą wielkie, demoniczne jaszczury; miejscowi znikają wyjątkowo często...