9. Wywiad z demonem - część pierwsza.

148 31 10
                                    


Skoczył na znajdującą się za nim trzymetrową siatkę jednym susem, po czym z gracją odpowiednią do przypisania jedynie kotu, przykucnął na wzniesieniu, bez problemu balansując na słupie ogrodzenia. Różnobarwne tęczówki lśniły w blasku dnia, dodając jego kwadratowej twarzy nutki młodzieńczej energii. W zasadzie to wyglądał na zadowolonego z siebie. Jak zalecający się do wybranki ptak. Kogut, paw, czy inny gołąb.


Brooke za to mogłaby obecnie osunąć się po najbliższej ścianie, aczkolwiek śmierdzące otoczenie śmietników skutecznie ją przed tym powstrzymywało. W jej głowie pojawiło się w jednej chwili tyle pytań, że nie starczyłoby na wszystkie oddechu. Od czego zacząć w takiej sytuacji? Była przecież nad wyraz absurdalna. Zaskakująca, może i do uwierzenia - tak stawiając obecne zajście obok wszystkich dziwactw, jakie wokół Silly Town dziewczyna dojrzała - ale dalej dosyć losowa. Zbyt nagła, aby w jej obliczu trzeźwo funkcjonować.

Kiedy tak mulatka stała, topiąc się we własnych myślach, twarz Logana ulegała stopniowym zmianom. Zaciesz grzecznie ustąpił miejsca pokerowej twarzy.
- Potrzebujesz może... Dowodów? - zapytał beznamiętnie, chociaż dalej twardo. Widocznie taki miał głos. Tak ciężki i niski, że słabo mu szło z mówieniem cicho.
Brunetka na oko zmierzyła dystans, jaki dzielił siatkę z ziemią oraz samą wysokość płotu. Jakieś trzy metry z palcem w nosie. Wejście na nią ot tak, bez wyskoczni lub rozbiegu nie brzmiało jak coś normalnego dla statystycznego człowieka. A jakoś mało wierzyła w ewentualność spotkania przyszłego rekordzisty Guinessa. Teraz w głowie rodziła się kolejna zagwozdka. Czy jeśli te całe Oni mają faktycznie ludzkie formy, skorupy, to czy ich wszystkie fantastyczne zdolności zostają na miejscu? Jak to w zasadzie działa? Jak te wilkołaki? Wampiry, które za dnia może i chodzą normalnie, ale niekoniecznie są w pełni sił? Bzdury, bzdury, co to w ogóle za spekulacje? Ostatki prób logicznego myślenia czmychnęły w siną dal.
Dziewczyna machnęła sobie z liścia w polik dla otrzeźwienia.
Łeb Logana przechylił się mocniej na lewy bok. Grube brwi zderzyły się ze sobą, tworząc na czole imponujących rozmiarów zmarszczki.
- Nie rozumiem - mruknął chyba trochę podenerwowany. Możliwe sam zdał sobie sprawę z tego, że jego plan miał więcej dziur niż spodnie po przejechaniu dupą po pełnym gwoździ molo.
Brooke, widząc, że chłopak nie ma zamiaru kończyć swojej myśli tak szybko, wtrąciła się w jego jeszcze nie powstałą, pełną wypowiedź:
- Ja też nie rozumiem. Czuję się tak, jakby zaraz zza rogu miała wyskoczyć na nas kamera i banda ludzi krzyczącą, że jesteśmy w jakimś tam prank programie. - Zaczęła masować obolały z przyczyn zrozumiałych polik. - Nie zrozum mnie źle, ale bladego pojęcia nie mam, jak powinnam odebrać to... Wszystko.
Logan prychnął i obrócił głowę tak, jakby spoglądał za siebie.
- Cieszyć się - odparł tonem... Obrażonym? Jak dziecko, którego nie pochwalono za ładną laurkę.
Evans rzuciła mu podenerwowane spojrzenie.
- To nie jest teraz na miejscu, jakkolwiek o tym pomyślisz. - Tupnęła nóżką. - Teraz zastanawiam się bardziej, jakim cudem to możliwe? Zastanawiam się dlaczego? Zastanawiam się, czy takie rzeczy nie powinny być tajemnicą, przecież jeszcze dwa dni temu byłeś po prostu... - powoli rozkręcała swoją zagubioną litanię, gwałtownie przy niej gestykulując.
- Więc się boisz? - przerwał dziewczynie.
Ich spojrzenia się skrzyżowały, po raz kolejny. Brooke nie była w stanie zrezygnować z wpatrywania się w tak znajome dla niej oczy umiejscowione na całkowicie nowym miejscu. Nie odbierało jej to jednak zdolności poprawnego wysławiania się; czuła, jakby w tym momencie czara akceptacji dziwactw się przelała, zmuszając ją do zadawania pytań. Poważnych pytań, przy których miała ochotę trwać, aż do uzyskania zadowalającej ją odpowiedzi.

- Czemu miałabym się bać? - odrzekła hardo, po raz kolejny zarzucając skrzyżowane ręce na pierś. - Gdybyś miał mi zrobić krzywdę, zrobiłbyś już to dawno temu, choćby przy naszym pierwszym spotkaniu. Po prostu chciałabym wiedzieć, dlaczego akurat teraz zjawiasz się przede mną w taki sposób, jakim cudem to możliwe i czy ty w ogóle możesz robić takie rzeczy?
- Mogę po prostu czekać na odpowiedni moment z tą krzywdą. - Wzruszył ramionami, dalej nie spuszczając z dziewczyny wzroku. Z boku oboje musieli wyglądać tak, jakby podczas rozmowy robili zawody na mruganie.
- Aha. Czyli wyrabiasz sobie zaufanie? - burknęła. - To w takim razie miło było poznać. - Ledwo zdążyła jednak pomyśleć o obracaniu się na pięcie, chłopak zeskoczył z ogrodzenia. Młoda odruchowo odsunęła się od wyciągniętej w jej stronę ręki.
- Tylko żartowałem.
- Nie potrafisz żartować. - Zrobiła dwa kroki w tył, tak aby zachować między nimi wygodny dystans. I przy okazji nie zadzierać głowy za wysoko, kiedy to patrzyła na takiego wielkoluda.
- Chyba - to mówiąc, chwilowo spuścił wzrok. Zadziwiająco, ton dalej miał pewny. Jakby po trochu udawał to całe zmieszanie. Albo nie wiedział, jak ma to wyrazić.
- Tak więc - westchnęła - wyjaśnisz mi cokolwiek?
Niemrawo podrapał się po grubej szyi.
- To jest moje normalne ciało. - Wyciągnął przed siebie rękę i zaczął poruszać sztywno palcami. - Akurat, kiedy miałem pokazać się cały i zdrowy, tak jak mi kazałaś, zmieniłem się. Po prostu nie miałem wyboru. Zresztą myślę, że można ci ufać. Dosyć długo mnie karmiłaś i nie nudziłem się na patrolach, kiedy przychodziłaś - mówił to bez większego przejęcia, obserwując własną dłoń. Jakby nie należała do niego i była czymś całkowicie nowym.
Im dłużej Brooke gapiła się na profil Efforta, tym bardziej widziała w nim kształty przypominające gadzi pysk.

Teraz i ona poczuła się głupio. Raz, że była chyba zbytnio niemiła dla... Osoby, która po prostu wysłuchała jej prośby. Dwa, że teraz dopiero pewne rzeczy zaczynały robić się dla niej jasne. Zastanawiała się, jakim cudem Oni, tak wielkie i liczne stworzenia ukrywają się we wcale tak dużym mieście. "Normalne ciało" było więc wyjaśnieniem kluczowym. Tłumaczyło również ludzkie zachowania stworów. Całą mimikę, rozumienie słów... Tylko pewne rzeczy się nie zgadzały.
Mulatka zabębniła palcami o własny łokieć.
- Dalej wielu rzeczy nie rozumie... - nie dokończyła, gdy zza ścian szkoły zagrzmiał dzwonek.
Logan obejrzał się bezstresowo na pożółkłe okna budynku.
- Jeżeli chcesz wiedzieć więcej, nie możesz o tym gadać byle komu. Najlepiej to nikomu - odparł niewyraźnie, bo nagle jak gdyby nigdy nic, zaczął grzebać w zębach.
Niezbyt zaintrygowana tym widokiem Brooke obróciła się do niego plecami.
- Nie mam zamiaru nikomu o tym rozpowiadać, nawet jak wtedy do ciebie chodziłam, o sprawie wiedziała tylko jedna, zaufana osoba.
- Pogadajmy po szkole. - Nagle wyprzedził ją i ruszył w stronę, z której przybyli.
Musiała truchtać, by go dogonić.
- O której kończysz? - zagadnęła, ledwo zipiąc.
- Czternastej.
- Ja kończę o piętnastej.
- Więc poczekam. Przy bramie - zarzucił głową tak, jakby wskazywał kierunek. Po szybkim przemyśleniu, faktycznie wskazywał na bramę szkolną.
- No w porządku... - Spojrzała na niego z ukosa. Stanie obok niego, kiedy był w takiej formie, dalej wyglądało jak sen. Uwierzyła w to z doskoku, ale nadal czuła się z tym niepewnie.


Wkroczyli na pusty już korytarz. Zza drzwi do klas rozbrzmiewały jeszcze ciche rozmowy wraz z typową dla zajmowania miejsc krzątaniną. Za to cisza między dwójką nastolatków zrobiła się niesamowicie uwłaczająca. Ciekawość rozrywała Brooke od środka.
- Tak w ogóle, to dzięki za to, że przyszedłeś. - Chwilę odczekała na jakąś reakcję, ale blondyn jedynie kiwnął głową. Może nie był za bardzo gadatliwy? Pasowałoby mu to.
- I wszystko u ciebie w porządku? Nic się nie stało? Dobrze się czujesz? - Spróbowała więc pociągnąć go za ten niedawno gadzi język.
Wzruszył ramionami.
- Nie wyspałem się - odpowiedział niemalże natychmiast. Zrobił to tak banalnie, tak prosto; jakby mimo wszystko po kryjomu wyśmiewał sens zapytania o jego samopoczucie. Przed chwilą skoczył na płot, jeżeli to nie jest oznaka sprawności i zdrowia, to może Brooke jednak lubi te tanie różowe sukienki z falbankami. Chociaż bardziej prawdopodobnym stwierdzeniem by było, że zwyczajnie nie widział sensu w dłuższym zdaniu.
Zahaczyli po drodze o swoje szafki.
- Super. - Wywróciła oczami, starając się o zachowanie twarzy. - Wiesz, że zjawiając się przede mną w takiej... Postaci, narażasz się na mały wywiadzik? - Dziewczyna nie miała zamiaru się poddawać.
- Spodziewałem się tego - mlasnął z niechęcią.
Zatrzymali się przy klasie, w której Brooke miała angielski. Zerknęła na chłopaka pytająco.
- Też masz tutaj zajęcia?
- Nie.
Uniosła brwi do góry.
- To, czemu tu ze mną przylazłeś?
- Odprowadzałem cię.
Brooke wymierzyła sobie w myślach cios w brzuch. Znowu była zbytnio ostra.
- Aha... Dziękuję - odparła cichutko, trąc się po czerwonawej ze wstydu twarzy.
Logana niezbyt to jednak obchodziło. Machnął wielką dłonią i obrócił się w przeciwną stronę.
- Przy bramie o piętnastej - rzucił tylko za siebie.
- Do zobaczenia. - Nie czekała, aż sylwetka Efforta zniknie na zakręcie korytarza. Poprawiła torbę na ramieniu i wkroczyła do klasy, mentalnie szykując się na burę od profesorki za spóźnienie.

Silly TownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz