- Hej, Gab. Macie może w okolicy jakieś... Zoo? Albo coś w podobie? - zagadnęła niepewnie. Byli w trakcie wycieczki po najbliższej okolicy, a w zasadzie na jej końcu. Punktem kulminacyjnym miał być park, w którym to obecnie się znajdowali. Dorośli poszli z młodszym bratem w stronę placu zabaw, za to przedstawiciele młodzieży postanowili poobserwować kaczki. Problemem był fakt, że w stawiku ostała się ich może z para, a i sami rzekomo zainteresowani mieli ptaki w nosie. Liczył się fakt odczepienia od rodziców. W tym byli naprawdę zgodni. Brooke miała matce za złe, Gabriel praktycznie nie odzywał się do ojca. Trudno było wyczytać, co było powodem tej niezgody, chłopak zapytany zmieniał błyskawicznie temat. Zwykle na jakiś makabrycznie durny. Dlatego też brunetka postanowiła ugryźć motyw wczorajszej nocy. Intuicja podpowiadała jej, że żaden był to koszmar.
- Zoo? W życiu. To w zasadzie cud, że ktoś znalazł fundusze na basen i park. Co dopiero na jakiś zwierzyniec... - Brunet podrapał się po karku zmieszany. - Skąd takie pytanie? - zapytał już normalnym tonem. Brooke zerknęła na niego dla pewności, czy przypadkiem brat nie uśmiecha się pod nosem. To by mogło znaczyć, że uznał ten wątek za głupotę i na pewno zacznie sobie robić jaja. Chłopak jednak zachował powagę. Wydawał się mieć dzisiaj gorszy humor niż wczoraj. Ogólnie, ubiegłego wieczora zdawał się prezentować energiczniej i przystępniej, nawet mimo swojej miejscami wręcz drewnianej maniery bycia. Brooke główkowała pół dnia, o co mogło mu chodzić i za każdym razem czuła się niczym typowy facet chcący zrozumieć swoją kobietę. Był zły, że pytała go o tak wiele rzeczy? Głowa go bolała, bo pogoda się zmieniła? Zdenerwował się, że okno jest nieszczelne i w nocy ustawicznie się otwiera? A może układ planet był nieodpowiedni?
Szesnastolatka wypuściła z siebie głośno powietrze, zelówką glana ryjąc w ziemi dziurę.
- Wiesz, miałam wrażenie, że widziałam jakieś zwierze nocą. Dosyć duże. Pomyślałam, że to może z jakiegoś cyrku uciekło, czy co...
- Może koń - przerwał jej szybko - na obrzeżach jakieś starsze państwo ma fermę. - Rozmówca bezceremonialnie wyciągnął z jej dłoni puszkę coli i wziął łyka. - Albo duży pies. Z twojej perspektywy chyba wszystko jest ogromne, no nie?
Mulatka automatycznie zawyła ze złością, ostatnią spokojną myślą broniąc się przed tym, aby nie popełnić rękoczynu wobec swojego nowego członka rodziny.
- Przynajmniej nie zahaczam o żyrandole w mniejszych pomieszczeniach, ty cholerny wielkoludzie - zasyczała agresywnie niczym ratlerek. Nie szło zapomnieć, jak zabawnie dobrani byli Brooke i Gabriel. Ona ciemnoskóra, on blady ja ściana. Ona niska, on wysoki. Ona przeciętna, on tak ładniutki, że ledwo mijali jakiegoś osobnika płci żeńskiej, odwracał się w jego stronę z cielęcymi oczyma.
Gab przewrócił swoimi patrzałkami, raczej bez głębszej pretensji. Był to jego zauważalny odruch, reakcja na wszystko i nic.
- Po prostu chce ci uświadomić, że mogłaś mieć zwidy. Szczególnie po ciemku.
Brooke wydęła urażona usta.
- Moje zwidy nie przypominały psa. To było coś... Jakby krokodyl? Miało taki długi pysk...
I ogon! - mówiąc to, kreśliła rękami w powietrzu bliżej niezrozumiałe kształty. - Oraz świecące upiornie gały. - Zerknęła na Gabriela ciekawa, czy podłapał temat, ale niestety, ostateczna reakcja ostudziła nieco jej entuzjazm. Chłopak zrobił kwaśną minę, wzrokiem wystrzelił gdzieś w bok. Zwyczajnie nie wyglądał na zadowolonego. Jakby nadepnęła mu na odcisk tym pytaniem.Przez dobrą chwilę młodzież siedziała w niewygodnej ciszy, przerywanej jedynie urywkami rozmów przechodniów i gdakaniem jednej z niewielu siedzących w stawie kaczek. Jeżeli kaczki w ogóle gdaczą.
Brooke w końcu zaciskając pięści, przerwała tą nudną passę.
- No więc? Wiesz, co to mogło być? - nacisnęła tak silnie, jakby całą tę chwilę niezdecydowania spożytkowała na ładowanie swojej wewnętrznej energii. W zasadzie, po części była to prawda. Evans miała zdecydowanie za dużo sił w temacie paplania.
Gabriel odkaszlnął, dalej nie zrzucając z lica urażonego grymasu.
- Wierzysz może w miejskie legendy? - wypalił beznamiętnie.
- A co to ma do rzeczy?
- Sporo, w końcu ma związek z twoim pytaniem - odburknął niemiło, chociaż wyraźnie się rozluźnił. - Mamy swoje mini legendy, nawet całkiem sporo w sumie.
Dziewczyna wlepiła tępe spojrzenie w czubki swoich wielkich buciorów. Mówił chyba za poważnie, żeby robić sobie jaja. Takie odniosła wrażenie.
- Nie za małe macie to miasto na miejskie legendy? - zagadnęła, nie ukrywając nieprzekonania obranym torem konwersacji.
- Czyli, w sumie to mało wiesz. Nic dziwnego, czasami mam wrażenie, że wszyscy mieszkają tutaj jak pod jakimś kloszem, bez zbędnego kontaktu z otoczeniem... - zasępił się momentalnie, po czym ponowił swój raczkujący monolog:
- Mamy historię założenia idealną dla takich wydumanych historyjek. Silly Town założył pewien Azjata i pewien Kanadyjczyk. Panowie byli niezłymi kumplami, a przy okazji nadzianymi ludźmi biznesu, dlaczego więc nie założyć własnej osady. Szkoda, że nie zostali w zgodzie do końca. No... - Zaczerpnął kolejnego łyka z puszki. - Nie zmienia to faktu, że zamieszkało tu wielu ludzi różnych kultur, te się zmieszały i do tej pory mamy swoje mocno orientalne przypowiastki. Dlatego różne wróżki i małe świątynie mają u nas szczególną rację bytu. - Wzruszył beznamiętnie ramionami.
- Świątynie? - Przekrzywiła zaciekawiona głowę. Wcześniej tylko słowem o tym wspomniał, pokazując może z dwa zdjęcia.
- Uhum. Shinto*. Dwie, jedną lisa, która leży nieopodal, drugą... Chyba jakiegoś psa, nie jestem pewien. - Zmrużył oczy w skupieniu, po czym nagle się roześmiał, sucho i mechanicznie. - Nie ma zabawniejszego widoku niż białoskóre kapłanki w miejscu kultu Japończyków. - Dalej z uśmiechem na ustach opróżnił puszczę coli już do dna, co Brooke postanowiła pozostawić bez komentarza, bardziej zajęta obecną rozmową.
Skłamałaby, jeśli powiedziałaby, że nie lubiła takich historyjek. Dziwactw. Przeciwnie, uwielbiała je za to, jak łatwo dostarczały jej dziecięcego poczucia radości.
- Chętnie zobaczę to na własne oczy. - Odwzajemniła uśmiech. Cóż, dzisiaj opowiedział jej o tym miejscu więcej niż jej własna matka. I łącząc wszystkie fakty w jedno, zapowiadało się nietypowo. Aż zaczęła się zastanawiać, czy może jeszcze nie palono tutaj czarownic.
CZYTASZ
Silly Town
ParanormalOto przed państwem Silly Town, kanadyjskie miasto, w którym ktoś postanowił wybudować japońskie świątynie. Jakby sam ten fakt nie był wystarczająco dziwny, po mieścinie nocami krążą wielkie, demoniczne jaszczury; miejscowi znikają wyjątkowo często...