7. Dysforia.

248 31 1
                                    


  Nie miała pojęcia, jak wygląda zawał, a mimo wszystko czuła, że obecnie tkwi w stanie poprzedzającym go. Oni zamrugał, rozszerzając ślepia w niemym zdumieniu. Wielki łeb rozejrzał się gwałtownie, po czym demon, niczym spłoszona sarna, uciekł w ciemność. Jego cień przez chwilę okrążał latanie, błysk oczu lekko tlił się w okolicy czerwonego, sportowego auta sąsiada Evansów.



Brooke tymczasem, sparaliżowana strachem, hiperwentylowała w najlepsze, starając się zrozumieć, co własne myśli chcą jej przekazać. Iść po pomoc? Ale zagrożenia już nie było. Dzwonić do kogoś? O tej godzinie?! Nie. Wszystko zdawało się równie durne, co zaistniała przed chwilą sytuacja. Toteż sobie wyjaśniając, dziewczyna chwiejnie podniosła dupsko i trzasnęła się z liścia w polik, sprawdzając tym ruchem alternatywę snu, z którego trzeba się przebudzić. Od tępego bólu na twarzy niemal zapiszczała, rzeczywistość pozostała rzeczywistością. Mulatka odetchnęła głęboko, ponownie zbliżając się do okna. Każdy mięsień, z którego zbudowane było ciało dziewczyny, drżał gotowy na ucieczkę w przypadku kontrataku zagrożenia.


Przyjrzała się uważnie latarni, ulicy i działce sąsiada, ale wielkie, przedwieczne zło zostawiło za sobą jedynie huczny kształt wspomnienia. Brunetka na trzeźwo sprawdziła, czy okno jest szczelnie zamknięte. Coś wydawało się czasem blokować zamek i szyb nieproszenie otwierał się pod wpływem choćby pierdnięcia wiatru. Mimo buntowniczej postawy, Brooke ani się śniło przebywać w pokoju z zepsutym oknem, toteż błyskawicznie poskarżyła się ojczymowi. Dwa tygodnie jednak minęły, a rama dalej była kłopotliwa, za to temat jej usterki był kwitowany radosnym unikaniem tematu. Nie tylko Tom tak robił. Gabriel również, nawet mimo bycia upierdliwym pedantem - narzekającym na najdrobniejsze paprochy na stole, umiejącym poukładać za siostrę ciuchy w jej komodzie, byleby nie leżały na łóżku; krzywiącym się na sam widok zostawionych w zlewie naczyń - problemu w ogóle nie poruszał.



Nastolatka szukała więc rozwiązań sama, ostatecznie dochodząc do wniosku, że mocne, za przeproszeniem, pierdyknięcie, w miarę rozwiązuje problem, jednocześnie zbliżając szybę do rychłego opuszczenia futryny.
Po dokonaniu owego czynu, cichaczem wyjrzała za drzwi pokoju, nasłuchując, czy ktokolwiek w domu jeszcze zachowuje stan czuwania. Głośne chrapanie dochodzące z piętra niemalże tuptało po ciemnych schodach, mamrotania telewizora nie stwierdzono, podobnie sprawa miała się z jakimikolwiek rozmowami rodziców. Teren był więc, zwyczajnie mówiąc, czysty. Zachęcona tym Brooke zgarnęła ze sobą obciachowy, różowy koc w kucyki, który został jej jeszcze po czasach przedszkola, ustawiła alarm w telefonie i zasnęła zwinięta w kłębek na salonowej kanapie, meblu sporym, ale tylko wyglądającym na wygodny.  



***


  Evans czuła, jak zaspane oczy jeszcze bardziej się do siebie kleją. Powieki nie wytrzymywały ciężaru drogiego tuszu do rzęs. Cera wydawała się tonąć w korektorze i podobnych fluidach. Dziewczyna z całego tego przejęcia kichnęła, nie mogąc znieść całego tego kosmetycznego zapachu, natychmiast tego żałując, kiedy w plecach strzeliło jej tak, jakby była starym rybakiem. Nie wyspała się za dobrze na tej kanapie, a krzyż zdawał się już nigdy nie powrócić do normalnego, funkcyjnego stanu.
Tuż obok chodzącego, ciemnoskórego nieszczęścia, przy umywalce stała, zajęta sobą, sprawczyni tak bliskiego zderzenia twarzy Brooke z kosmetyczką. Właśnie krytycznym spojrzeniem lustrowała odpryśnięcie na jednym ze sztucznych paznokci. Kompletnie niewzruszona historią, którą właśnie usłyszała od swojej świeżej stażem przyjaciółki.
Prawda była taka, że mulatka po wydarzeniach z wczorajszego wieczoru, nie była w stanie utrzymać języka za zębami i wypaplała Nemuri całą historię o czarnym, kręcącym się wokół jej domu Oni-podglądaczu. O swojej znajomości z innym osobnikiem tej rasy milczała, uznając, że opowiedziała już wystarczająco informacji brzmiących niczym kompletne bzdury.

Silly TownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz