Gabriel Evans wyślizgnął się spod kołdry i zeskoczył z piętrowego łóżka z gracją opanowanego kota. Co prawda ledwo przy tym dotknął ramy, ale sam ciężar jego ciała — już nie taki koci — poruszył pokojem nieznacznie. Nieznacznie w oczach człowieka za dnia korzystającego z tego pomieszczenia. Jednak z perspektywy budzącego się dziesięć minut przed pierwszą szesnastolatka był to hałas niewybaczalny. Model motoru jego przyszywanej siostry zastukał w komodę, zostawiony na pastwę losu ołówek spadł na ziemię, a gitara wciśnięta między najmniejsze możliwe biurka z Ikei zabzyczała strunami. Gitara też była siostry. Tak jak większość szpargałów znajdujących się w ich wspólnym od niedawna pokoju.
Brunet zerknął w stronę pozostawionego przed chwilą materaca, ale na jego szczęście osoba tam leżąca ani drgnęła. Możliwe wcale nie zrobił wielkiego rabanu, ot jego wyczulone zmysły znowu płatały mu figle.
Nie dociekając sprawy dalej, Gabriel nałożył pospiesznie gruby, czarny dres, okulary wsunął na nos, a z kartonu pod biurkiem wygrzebał całkiem nowe adidasy. Wszystkie czynności wykonał w sposób mechaniczny, jak zatracony w porannej rutynie robotnik.
Nerwowo zwilżył wargi językiem, tak jakby miało mu to pomóc w cichym otworzeniu okna. Nim zeskoczył na trawnik, rozejrzał się po okolicy dokładnie, upewniając się tylko, że Silly Town, jak przystało na zadupie żyjące jedynie w sezonie wakacyjnym, jest o tej godzinie martwe. Ciasno przymknął za sobą okno, zaciągnął kaptur na głowę, po czym ruszył przed siebie energicznym krokiem. Błyszczące nowością sportowe auto sąsiada odbiło w stronę chłopaka jego własne spojrzenie — czarne, nakrapiane prześwitami niebieskiego tęczówki w tej perspektywie wydawały się błyszczeć.Skrzywił się na ten widok. Jego nietypowy kolor oczu uparcie przypominał mu o kimś, o kim wolałby zapomnieć. Instynktownie odwrócił się w stronę swojego żywopłotu, jednak mimo przeczucia, nic tam nie dostrzegł.
Nabrał agresywnego oddechu i ruszył przed siebie jak lodołamacz. Wilgotny chłód smagał go po polikach, a po nosie kręcił mu się swąd stojącej zbyt długo wody. Kanalizacja dalej nie pozbierała się po niedawnych ulewach, studzienki ciągle były przepełnione. Niewiele brakowało do stanu powodziowego, zwykle nękającego mieszkańców Silly Town w okolicach października i listopada.
I teraz nagle, po raz pierwszy od dekady (może nawet i dłużej) od sensacyjnych czterech dni nie padało. Najstarsi żyjący mieszkańcy mówili o cudzie, młodzież oddychała z ulgą, a dzieci cieszyły się na możliwość podręcznikowego spędzenia Halloween.
Opancerzony autobus — przerobiony, tak by bez problemu przedzierać się przez ewentualne ściany wody na ulicach — mozolnie minął Gabriela, zapewne odwożąc ostatnich ludzi, których o tej godzinie mógł spotkać na swej drodze. Przynajmniej w środku tygodnia.Z naciskiem na ludzi. Brunet przechodząc obok przystanku, dojrzał w cieniu alejki rogatego jaszczura, ale zignorował go tak, jakby stwór był jedynie chowającym się w swoim gnieździe gołębiem. Poprawił okulary i przyspieszył kroku, rozdeptując ulotkę reklamująca Halloweenowy Festiwal w Silly Town, wydarzenie zorganizowane w tempie tak ekspresowym, że można było tylko pozazdrościć władzom miasta smykałki do interesów.
***
Obok wysokich, prowadzących do świątyni schodów, zaraz przy jednym z lisich posągów, czekał czarnoskóry, na oko starszy od Gabriela młodzian. Obi. Świeży kandydat na Mentora w stadzie, ciągle jednak wymigujący się przed taką odpowiedzialnością. Mimo tego był całkiem pomocnym człowiekiem, szczególnie od kiedy Gabriel znajdował się bliżej szczytu hierarchii.
Stał zapatrzony w ozdobione dyniami okna pobliskiego bloku i w zamyśleniu gładził się po koziej bródce. Miał na sobie wyraźnie wieloletnią kurtkę w kolorze zwiędłej sałaty. Grube, przewlekane w paru miejscach koralikami i podobnymi pierdołami dredy zebrał w niechlujnego kuca. Z bliska dało się zauważyć na jego twarzy japońskie wtrącenia w drzewie genealogicznym.
![](https://img.wattpad.com/cover/71087348-288-k573858.jpg)
CZYTASZ
Silly Town
ParanormalOto przed państwem Silly Town, kanadyjskie miasto, w którym ktoś postanowił wybudować japońskie świątynie. Jakby sam ten fakt nie był wystarczająco dziwny, po mieścinie nocami krążą wielkie, demoniczne jaszczury; miejscowi znikają wyjątkowo często...