Rozdział 16

3.2K 188 63
                                    

THIS IS TRUE! THIS IS ME! THIS IS NEW CHAPTER!!!

[...] Po minach młodzieży widać było, że nigdy by się takiej informacji nie spodziewali [...]

Remus gwałtownie wstał i wybieg z pomieszczenia.

- Kiedy to się stało? - zapytał cicho James.

- Dziś w południe... - rzekł Dumbledore, zmęczony.

 - Może do niego pójdę, jakoś uspokoje? - zapytała Lily.

 - Nie, on musi teraz zostać sam, przemyśleć wszystko... - odrzekł zamyślony profesor.

 - Ale... - chciała zaprotestować, ale dyrektor zbył ją machnięciem dłoni. Posłusznie zamilkła.

 - To tyle co chciał nam pan przekazać, panie profesorze? - zapytał Harry.

 - Tak, to wszystko - oznajmił Dumbledore.

Wszyscy wstali i Lily powiedziała:

 - Dobranoc, profesorze Dumbledore.

 - Dobranoc, dobranoc - mruknął.

Młodzież wyszła z gabinetu i zebrała się pod Chimerą.

 - Jak myślicie? Kto to był? Może Malfoy? - zapytał James.

 - Nie wydaj... - zaczęła Lily.

 - To zdecydowanie musiał być on! - krzyknął Syriusz.

 - To musiał być Malfoy, Evans! - krzyknął James nieźle wkurzony, jakby sama myśl o Malfoyu była oczywista.

Nagle na korytarzu rozniósł się mroczny głos.

 - To nie mógł być Malfoy - rzekł głos. - To był Greyback...

 Gdy odwrócili się w stronę, skąd roznosił się głos - ku swojemu zaskoczeniu ujrzeli Remusa opartego o kolumnę na którego nie padało światło księżyca.

 - Remus? - zdziwił się Harry jego niespodziewaną obecnością.

 - Tak, to ja - odpowiedział z lubieżnym uśmiechem. 

 - Remus, wszystko okey? - zapytała zmartwiona Lily.

 - Tak, wszys... - zaczął Remus dysząc.

Nagle zesztywniał, a potem zaczął cały dygotać.

 - Remus! - wrzasnęła Lily.

 Rozległo się ohydne warczenie. Głowa Lupina zaczęła się wydłużać. Ramiona zwisły. Gęste włosy wyrastały na twarzy i dłoniach, które zakrzywiły się w zakończone pazurami łapy.

Harry i Lily kompletnie zamurowało.

Nagle usłyszeli totem kopyt, ich instynt samoznawczy kazał im brać nogi za pas, lecz ich ciekawość nie pozwoliła im się wycofać. 

Gdy odwrócili się zobaczyli jelenia i psa-ponuraka.

Harry połączył ze sobą fakty i złapał Lilkę za rękę.

 - Choć, uciekajmy - szepnął Lily do ucha Harry.

 - Ale przecież... Oni... Przecież może im się coś stać! - nie dawała za wygraną.

 - Zaufaj mi Lily, oni sobie poradzą. Przecież robią to co miesiąc.

Lily, pełna obaw dała się odciągnąć z miejsca zdarzenia. I razem z Harrym rzuciła się do ucieczki.

Biegli przez korytarze, nawet nie patrząc, gdzie biegną. Po chwili dotarli pod drzwi skrzydła szpitalnego. Bez zastanowienia wparowali do środka - oczywiście zamykając drzwi za sobą.

Nagle usłyszeli mrożące krew w żyłach - wycie.

Pełni obaw, podeszli do okna i to co zobaczyli w normalnych okolicznościach byłoby zabawne, lecz w obecnej sytuacji przedstawiało mrożący krew w żyłach widok; jeleń i pies-ponurak usiłowali skierować wilkołaka w stronę bijącej wierzby.

Właśnie usiłowali.

Ten natomiast nie miał zamiaru ustąpić. Warczał, miotał się i wyrywał. Nagle i bez ostrzeżenia, uderzył łapą zaostrzoną pazurami w pysk jelenia.

- Nie! - krzyknęła Lily.

Harry natomiast zamarł.

Byli tak pochłonięci widokiem za oknem, że nawet reprymendy pani Pomfrey, którą obudził krzyk Lilki, nie docierały do nich.

Harry z przerażeniem patrzył jak pies próbuje odciągnąć wilkołaka od leżącego jelenia. Jednak chłopak wiedział, że może mu się to nie udać.

Stało się coś jeszcze gorszego.

Ciało jelenia zaczęło się przekształcać i już po chwili na jego miejscu leżał chłopak.

Co gorsza wilkołak go wyczuł i ruszył w jego kierunku. Ranny po ciężkiej walce, pies, próbował się podnieść i chronić przyjaciela, ale był za słaby.

Wilkołak rzucił się na Jamesa.

- Nie! - krzyknął zrozpaczony Harry i w tym momencie stało się coś całkowicie niespodziewanego.

Z nieokreślonego kierunku wyłoniła się wielka, zabujczo swietlna, błękitna kula, która przeleciała się po błoniach i uderzyła w wilkołaka. Potwór odleciał w tył i skomląc głośno, pobiegł w stronę Zakazanego Lasu.

Wszyscy stali oszołomieni patrząc na to co się stało. Pierwszy ocknął się Syriusz i powróciwszy do ludzkiej postaci rzucił zaklęcie lewitujące na Jamesa i utykając, szybkim krokiem skierował się do zamku.

Po chwili pojawił się w Skrzydle Szpitalnym i położył nieprzytomnego na jednym z łóżek. Pani Pomfrey, która ocknęła się z szoku podeszła do rannego i zaczęła rzucać na niego różne zaklęcia uzdrowicielskie. Harry poszedł po Dumbledore'a, bo ani Syriusz, ani o dziwo Lily nie chcieli opuścić Jamesa...

Tak to prawda, to jest ostatni i definitywnie kończący tą opowieść, rozdział.
Wcześniej pisałam, że kontynuacji nie będzie, bo nie będzie. Ten rozdział miałam nieopublikowany. Szczerze? Nie chciałam go publikować, ponieważ znowu zaczełaby się fala pytań "kiedy next?"; "kiedy następny rozdział?"; "będziesz kontynuować Huncwotów? - a takich pytań mam dość.
Ale stwierdziłam, że co mi tam - YOLO! Więc jestem i pokazuje, ukazuje.

*Napisane półroku później...

Dzisiaj przypomniałam sobie... HEJ! Przecież ja miałam opowiadanie! Więc wchodze na wattpada i patrze... Nic się nie zmieniło, a raczej zeszło bardziej na psy, masakra. Dziękuje wam za te miłe słowa. Fajnie coś takiego widzieć, choć wiem, że to coś - zwane opowiadaniem - nie jest na to warte, bo wiem, że stać mnie na więcej, ale spoko, nie zmuszam. Trochę się u mnie zmieniło, ale to nie czas, ani miejsce. Nie wrócę tu już, bo to co miałam tu zobaczyć, już zobaczyłam. Możecie napisać mi jakieś pożegnanie w komentarzach xD. Jeśli ktoś z was ma teamspeaka to zapraszam na ip: s90207.ents.pl, ale zanim będziesz chciał/a tam wbić, napisz mi, swój nick i będziemy mogli sobie pogadać, będzie fajnie xD. 

Chciałabym pozdrowić dziewczyny, która polubiłam tu (Nie pamiętam wszystkich, ale jak się odezwiecie w komentarzach, to na pewno sobie przypomnę). Dziewczyny, jesteście zajebiste i pamiętajcie o tym!

Harry Potter i... HUNCWOCI?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz