X.Nie potrafiłem w tym momencie nie złapać go za rękę.

1.3K 120 15
                                    

Castiel

- Anioły nie mają uczuć. Teoretycznie nie są do tego zdolne. Nie mogę Cię lubić, to zabronione. Ale... Ale jesteś dla mnie ważny, to nie jest rutynowa robota- Co ja gadam? Jeżeli ktoś z góry to usłyszy to po mnie.-ale jednak robota, chodź musimy odnaleźć Sama- powiedziałem urywając rozmowę. Mógłbym przysiąc, że zauważyłem smutek w oczach Deana. Przepraszam. Położyłem ręce na jego ramionach i przetransportowałem pod dom Bobbiego.

Anioł Castiel wzywany na górę!

Kurwa. Mam nadzieję, że to nie o to co powiedziałem wcześniej.

- Dean, poszukaj jakiś nowych oznak aktywności żółtookiego. Ja muszę coś załatwić- on zamrugał zdziwiony ale skinął głową i poszedł do domu. Dobra, idę. Przetransportowałem się pod pokój Naomi. Usiadłem i czekałem, aż mnie wezwie. Po chwili drzwi się otworzyły, więc wszedłem do środka. Naomi kiwnęła głową żebym usiadł. Zrobiłem to. Od razu mnie podbiegło do mnie dwóch braci, przywiązując moje ręce i nogi do krzesła oraz nacinając moją skórę i rysując krwią na moim ramieniu znak prawdomówności. Nieźle wdepnąłem.

- Castielu, Castielu. Musimy poważnie porozmawiać.

- Da się zauważyć- syknąłem cicho.

- Powiedz mi mój drogi, jak Ci idzie misja ochrony Winchesterów?

- Nie najlepiej. Odzyskaliśmy Jona, Dean jest cały ale Sam jest szkolony przez żółtookiego, którego nie mogę namierzyć.

- Mhm, to faktycznie nie za dobrze ale zapewne już jesteście na tropie. Słyszałam o uwolnieniu armii Azazela. Bardzo dobry ruch. Dało nam to przewagę nad nim- pokiwałem tylko głową. Wiem, że po coś innego mnie tu wezwała.

- No ale nie tylko po to Cię tu wezwałam-bingo.- Doszły mnie słuchy, że Dean Winchester jest dla Ciebie ważny, co mnie zaniepokoiło bo on powinien być dla Ciebie nikim, powinieneś myśleć o swojej misji, a nie o nim. Muszę Cię o to zapytać. Czy ty doznałeś jakiegoś uczucia wobec tego człowieka?- poczułem jak znak prawdomówności zaczyna mnie palić. Chciałem skłamać ale nie mogłem. Nawet jeżeli wypowiadałem jakieś słowa z zamiarem kłamstwa to mimowolnie mówiłem prawdę. Zamknąłem usta chcąc to przemilczeć ale napór znaku był nie do zniesienia.

- Tak- wyrzuciłem dysząc ciężko. Naomi zrobiła zszokowaną minę.

- Ale to nie możliwe... Anioły nie są zdolne do takich odczuć, coś z tobą jest nie tak. To bardzo niebezpieczne, takie niekontrolowane uczucie może spowodować wypalenie łaski. Nawet do końca nie wiem co jeszcze może się stać bo przed tobą tylko jeden anioł poczuł miłość do śmiertelnika- zawiesiła swoją wypowiedź patrząc na mnie z niepokojem.- a był nim Lucyfer.- zatkało mnie. Jak Lucyfer? W niebie utrzymywali wersje, że on nienawidzi ludzkości i nie chciał przed nią klęknąć nawet gdy tata mu kazał. Zbuntował się i dlatego spadł na ziemię.

- Lucyfer? Ale to.. - zacząłem, chcąc zadać pytania, które właśnie się pojawiły w mojej głowie. Naomi wiedziała chyba o co chce zapytać dlatego mi przerwała.

- Tak, to prawda, że nienawidzi ludzkości i nie chciał przed nią klęknąć ale to się stało po tym jak zakochał się w Ewie. Tak, tej Ewie. Ona go odrzuciła bo chciała pozostać wierna swojemu ukochanemu. Wrócił rozgoryczony, a gdy ojciec kazał mu uklęknąć przez Adamem, którego nienawidził bo posiadał coś czego on nigdy mieć nie mógł to odmówił. Zbuntował się przy wszystkich aniołach, więc nie pozostawił ojcu wyboru. Z ciężkim sercem strącił Lucyfera z nieba. Był jego ulubionym synem ale musiał to zrobić. Lucyfer w ramach zemsty za to, że stracił dom przez Adama i Ewę przybrał postać węża. Dalej tą historię znasz. Tak więc musisz opuścić Deana. Nie zbliżaj się do niego pod żadnym pozorem, zrozumiano?

- Nie mogę tego zrobić- odpowiedziałem, czując ucisk w żołądku. Nigdy czegoś takiego nie czułem.

- Musisz! Inaczej strącę Cię z nieba i wszystkie bramy będą dla Ciebie zamknięte. Będziesz działał na początku ale bez wejścia tutaj w końcu się wyładujesz. Chcesz tego?

- Nie chcę ale i tak będę chronił Deana, nie ważne za jaką cenę- cholerny znak prawdomówności. Mam duże kłopoty.

- Niech i tak będzie. Naomi odpowiedziała szorstko, po czym nakreśliła na mnie znak wygnania i przyłożyła do niego nacięte dwa palce. Wtedy zobaczyłem duży błysk i zacząłem spadać z prędkością 200 km/h w dół.

*****

Dean

Posprawdzałem wszystko co się da. Mam kilka poszlak ale muszę poczekać na Casa, żeby to posprawdzać. W oczekiwaniu na jego powrót zszedłem na dół i usiadłem obok Bobbiego, który oglądał jakiś mecz. Podał mi jedno ze swoich piw. Bez zbędnych pytań otworzyłem je i w milczeniu kontynuowaliśmy oglądanie. Bobby się coś wydzierał przy różnych akcjach, ja nie mogłem się skupić więc siedziałem cicho. Mecz się skończył, a Bobby zaczął mi się przyglądać.

- Wszystko gra dzieciaku?

- Jasne.

- Jon mi mówił, że ten Castiel chyba coś dla Ciebie znaczył i wiesz... On teraz nie żyje, a Sama porwał Azazel. Więc chyba nie tak wszystko okay?- cholera. Zapomniałem, że wszyscy myślą, że Castiel nie żyje.

- Sama odzyskam, a o Casie nie chcę rozmawiać- odpowiedziałem wymijająco.

- Ale czy ty i on.. No wiesz- kurwa co to ma być? Rozmowa z serii "synu pamiętaj o zabezpieczeniu?"

- Bobby! Kurwa, to był mój przyjaciel!

- Chyba bardzo bliski przyjaciel

- Może- warknąłem i wstałem z kanapy.- Idę poszukać jakiś poszlak w sprawie Sama- chciałem zakończyć tą żenującą rozmowę. Bobby pokiwał głową i też wziął jakąś książkę.

- Właściwie to też do tego wracam. Musiałem sobie zrobić chwilę przerwy.

- Jasne, dzięki że nam pomagasz- odchodząc usłyszałem tylko mruknięcie "do usług" uwielbiałem go, był dla mnie jak drugi ojciec, zawsze mogłem na niego liczyć ale czasami jest niemożliwy. Wszedłem do pokoju. Zamykając drzwi zobaczyłem Castiela siedzącego na moim łóżku.

- Cas!- niemal wykrzyknąłem z radości- Co... Co do kurwy?!- zapytałem widząc, że wygląda jakby przeszedł Armagedon.

- Nic, Dean. Miałem małą potyczkę po drodze ale to nic poważnego. Wszystko gra. Wracamy do misji?- widziałem, że coś jest nie tak ale nie zadawałem pytań. Mam nadzieję, że nie ma przeze mnie kłopotów w niebie. Wyglądał trochę inaczej, jakby... Był zmęczony? Sam nie wiem. Usiadłem obok niego. Spojrzał mi w oczy. Wyglądał jak zbity szczeniak. Nie potrafiłem w tym momencie nie złapać go za rękę. Spojrzał na mnie zdumiony ale nie cofnął dłoni.

- Jeśli będziesz mi chciał powiedzieć, to powiesz- powiedziałem cicho w obawie, że mógłbym zabrzmieć jak napalona czternastolatka. - Wracajmy do pracy. Tu mam kilka miejsc do sprawdzenia. Do tych najbliżej mogę pojechać samodzielnie ale niektóre są zbyt daleko i przydałbyś mi się. On pokiwał tylko smętnie głową.

- Najpierw sprawdźmy miejsca najbliżej nas.

- Dobra.

- Ale jutro, teraz muszę złapać oddech.

- Co? To anioły też się męczą?

- Eee.. Tak- odpowiedział uciekając wzrokiem a ja wiedziałem, że coś jest kurewsko nie tak.

*******
Przyznaję się bez bicia, że nawał zajęć mnie zgiótł. Piszę i publikuje po nocach bo nie mam niestety wcześniej czasu. Mam nadzieję, że mimo urwania głowy jakie teraz mam, będę sumiennie dodawać rozdziały co najmniej 2 razy w tygodniu. Ciekawa jestem co sądzicie o narracji ze strony Castiela? Pisać czasem też z jego perspektywy? Na koniec mega Wam dziękuję za gwiazdki, komentarze i wyświetlenia. W pierwszym wypadku wkroczyliśmy na trzy cyfrową liczbę!! Jesteście najlepsi <3

Podrzucam jeden z moich ulubionych kawałków :)

Wbrew Wszystkiemu ~ DestielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz