XXIV. Sądny dzień nastąpi lada moment!

955 82 8
                                    

Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami. Gabriel stał tuż obok mnie ale się nie odzywał bo co niby miał powiedzieć? Chciałem tak dużo mu wyjaśnić, podbiec, przytulić, a zamiast tego stałem i gapiłem się jak niedorozwój.

- Witaj Dean- Cas przerwał niezręczną ciszę, a ja niemal się nie przewróciłem słysząc ten głos. Dopiero teraz czułem jak bardzo mi go brakowało. Nawet nie potrafiłem sklecić normalnego zdania.

- Cas...- powiedziałem nadal patrząc mu w oczy. Anioł nie zmienił swojej pozycji nawet o milimetr. Patrząc na mnie obojętnie zaczął zdanie.

- Coś się stało? Nadal jestem twoim aniołem stróżem ale nie wyczuwam, żeby coś było nie tak. Po co tu jesteście?

- Ty.. Serio pytasz?- wydukałem. Co oni mu tam zrobili?! Cas skinął głową a ja spojrzałem na Gabriela. On też był zamyślony.

- Nie pamiętasz co się działo zanim wróciłeś do tych palantów?

- To są moi bracia. Trochę szacunku- jebłem.- Niewiele pamiętam. Wiem, że dużo przez Ciebie wycierpiałem ale to nic, jesteś tylko człowiekiem. Wybaczam Ci- co do cierpienia przeze mnie miał cholerną rację. Mimo to zabolało, przecież nie prosiłem go żeby spadał z nieba albo został dla mnie na ziemi. Chciałem dla niego jak najlepiej. Zamrugałem powstrzymując tym samym łzy. Już nic nie mówiłem bo nie byłem w stanie.

- Castiel, Dean nic Ci nie zrobił. Nie cierpiałeś przez niego tylko przez Naomi. Nie pamiętasz co o nim wcześniej mówiłeś? Chciałeś umrzeć dla niego, nie chciałeś wrócić do nieba, żeby tylko z nim zostać- Gabriel próbował ratować sytuację ale mój anioł podszedł parę kroków do mojego obrońcy i wycedził przez zęby.

- Nie bluźnij bracie. Ostrzegali mnie przed waszymi kłamstwami. Jeżeli nic się nie stało to przepraszam ale tam na górze nigdy nie brakuje pracy- po tych słowach zniknął. Spojrzeliśmy na siebie.

- Witamy w krainie Oz- mruknąłem zdegustowany, a Archanioł się podrapał po głowie.

- Naomi przegięła. Grzebała mu we wspomnieniach. On nawet nie wie, że jestem jego sojusznikiem. Musimy jakoś go przywrócić, a z nią się i tak rozprawie- warknął wściekle Gabriel, a ja wiedziałem że kimkolwiek jest ta Naomi ,to nie chciałbym być w jej skórze.

*****

Archanioł mnie odstawił do zajazdu. Już świtało. Zastanawiałem się jak tam noc Ojca, Sama i Bobbiego. No, może ten ostatni mnie najmniej interesował. Nie wiedziałem co z sobą zrobić, czułem się tak... Zniszczony w środku. Ostatnie czego się trzymałem to właśnie Castiel. a teraz nawet tego nie mam. Przetarłem zmęczone oczy i niemal spadłem z krzesła widząc przed sobą Crowleya.

- Witaj skarbie.

- Crowley! Kurwa!

- Tylko bez obelg. Przyszedłem się przywitać. Kłopoty w raju?- poruszył sugestywnie brwiami, a ja miałem ochotę przypieprzyć mu w twarz krzesłem.

- Daj mi spokój- warknąłem.

- Oj, wiewiórze. Nie złość się tak. Przyszedłem pogadać o interesach.

- Co? Nie sprzedam Ci duszy. Od razu możesz spieprzać do swojej podziemnej nory.

- Kto tu mówi o twojej duszy? Byłaby to inwestycja co najmniej nieudana. Chcę, żebyś załatwił coś dla mnie.

- Co?

- Potrzebuję parę dusz, a ty masz ładną buźkę, więc może..

- Może nie- urwałem jego wypowiedź.

- Poczekaj aż usłyszysz o zapłacie.

- Stary, czego nie rozumiesz w słowie "spierdalaj"? Mam to sobie na czole wytatuować?- demon wzruszył ramionami i zignorował moją odmowę.

Wbrew Wszystkiemu ~ DestielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz