Byłem tak zły, że nawet Metallica mnie nie uspokajała. Kurwa. No to jest niemożliwe.
- Cas, nie musimy tej Polski sprawdzać. Nie wiadomo czy tam cokolwiek znajdziemy. To może być kolejny fałszywy alarm.
- Jest spoko. Lecimy?
- Nie. Jeszcze sprawdzimy dodatkowo te poszlaki, żeby się upewnić.
- Robiliśmy to 1000 razy. Już nic nie znajdziemy, daj spokój. Wszystko ze mną dobrze, mogę nas przenieść.
- Przecież wiem, że nie jest więc przestań pierdolić! Albo mi powiesz teraz i ruszamy dalej albo idziemy sprawdzać te jebane poszlaki.
- Ja.. Jak chcesz- odpowiedział cicho i spuścił głowę. Dlaczego mi nie chce powiedzieć? To było frustrujące. Westchnąłem ciężko, pojechaliśmy do motelu. Na komputerze śledziłem wiadomości, pogodę i stacje policyjne Polski. Z tłumaczem Google rozumiałem co drugie słowo ale to musiało wystarczyć. Ten język jest jakiś dziwny ale podoba mi się. Na serwisie pogodowym zobaczyłem nagłe zaburzenia w okolicach kościoła Mariackiego i na stacji policyjnej usłyszałem jak ktoś mówi coś w stylu.
" wypadek, piorun, trup, skarpetka"
Skarpetka? Może coś źle zrozumiałem ale mniejsza. Mam nadzieję, że ten trup to nie Sammy. Zerwałem się z krzesła i rzuciłem szybko do Casa.
- Musimy tam lecieć, teraz!- on tylko kiwnął głową i objął mnie za ramiona. Po chwili wylądowaliśmy na miejscu. Kręciło mi się w głowie więc wyrąbałem się na chodniku. Zdziwiony zanotowałem, że nie miał mnie kto przytrzymać. Gdy obraz się nieco ustabilizował rozejrzałem się zaniepokojony za Casem. Leżał kilka metrów dalej. Zerwałem się na równe nogi. Nigdy go takiego nie widziałem.
- Rany, Cas, co Ci?! - doskoczyłem do niego przytrzymując za ramiona. Był zamroczony i leciała mu krew z nosa. Czy anioły mogą na coś chorować?! "Kurwa"! powiedziałem to chyba na głos bo spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem.- jak Ci mogę pomóc? Co mam zrobić??
- Zostaw mnie na moment, zaraz się pozbieram. Biegnij po Sama- mruknął ledwo słyszalnie.
- Ty chyba skoczyłeś na główkę z balkonu jeżeli myślisz, że Cię tak zostawię!
- Dean, ja będę cały ale twój brat nie, jeżeli się nie opanujesz- Cholera. Sammy. Zapomniałem. Spojrzałem na niego i czując napływające łzy desperacji szybko odwróciłem wzrok. Poklepałem go po ramieniu i pobiegłem w stronę kościoła, rzucając przez ramię.
-Zaraz po Ciebie wrócę!
Od razu wbiegłem do podziemi. Nie wiem dlaczego nie szukałem wokół kościoła. Informacje policji właśnie tamtych rejonów dotyczyły ale instynktownie wybrałem miejsce, gdzie wcześniej trzymał swoją armię. Najciemniej pod latarnią. Chyba. Zwolniłem trochę kroku, żeby poruszać się ciszej. Byłem pod jego "salą specjalną". Ile bym dał za to kurewskie widzenie w ciemności, teraz nawet czubka swojego nosa nie widzę. Poklepałem się ocucająco po policzkach, próbując się skupić. Nasłuchiwałem bardzo uważnie jakichkolwiek odgłosów. Oddech. Jednej osoby. Słaby oddech. Niepewnie wysunąłem się z ukrycia i zapalając latarkę w telefonie, zobaczyłem Sama przypiętego do ściany. Wyglądał strasznie. Od razu wyjąłem swój zestaw do włamywania i rozbroiłem kajdanki, które go trzymały w tej na pewno niewygodnej pozycji. On opadł z cichym jękiem na podłogę. Nawet nie kojarzył, co się z nim dzieje. Niech ja dostane tego szpetnookiego kurwia w swoje ręce.
- Sam Wstawaj, to ja, Dean!- szarpnąłem nim ale on tylko bezwładnie opadł na podłogę. Cholera. Przełożyłem go przez swoje ramię. Był za wielki dla mnie ale chwiejnym krokiem jakoś go dociurałem do Casa, który też był w beznadziejnej kondycji. Nie wrócimy teraz do Ameryki. Cas nie da rady. Widzę to.
CZYTASZ
Wbrew Wszystkiemu ~ Destiel
أدب الهواةDean jedzie z ojcem na polowanie, po którym John zaczyna szukać żółtookiego na własną rękę i nie daje znaku życia. Łowca prosi młodszego brata o wsparcie w poszukiwaniach ojca. Docierają w miejsce, w którym spotykają pewną, ciekawą postać... Akcja...