VIII. Odgoniłem wątpliwości i chęć pójscia z nim nawet na koniec świata.

1.6K 130 13
                                    

Pakowaliśmy rzeczy w biegu i ruszyliśmy najszybciej jak się dało w stronę samochodu. Trzeba jechać. Sam wpadł na trop żółtookiego. Po akcji z Dżinem już wydobrzałem, a nasza trójka bardzo dobrze współpracowała. Ruszyłem Impalą z piskiem opon. Cas mi mówił, że się niepokoi o Sama ale nic z tym nie mogłem zrobić. Teraz nie było niestety na to czasu. Nawet mi do końca nie sprecyzował o co chodzi. Dotarliśmy na miejsce. Podbiegłem do bagażnika i wyciągnąłem swój anty-demoniczny nóż. Dotarliśmy na cmentarz.

- Tu jest brama piekła- wskazał ręką Castiel.

- Że jak?!- zapytałem zdezorientowany.- Co tu jest do kurwy? Skąd to wiesz?- Cas jedynie pokazał mi jakiś stary papier. Właściwie to chyba była mapa. Ja tam nic z niej nie umiem odczytać.

- Dean- Sammy szepnął do mnie.

- Co?

- Zajmijmy pozycje. Może się zjawią- to był świetny pomysł, bo nie dłużej jak parę minut po naszym przyczajeniu pojawił się żółtooki, ciągnący naszego tatę. Szli w stronę piekielnej bramy. Nawiązałem kontakt wzrokowy z Casem i Samem i po paru sekundach rzuciłem się wbijając nóż żłótookiemu, co oczywiście go nie zabiło ale spowolniło. Cas złapał naszego tatę i zaczął biec osłaniając go, a Sam wpakował kilka anty-demonicznych kulek w tą kreaturę. Zacząłem odmawiać egzorcyzmy. Wszystko działo się tak szybko. Za szybko. To też nie podziałało na Azazela. Odbił jedną z kul Sama i pokierował nią prosto w...

Casa.

Kurwa, dostał. Jęknął cicho i upadł na ziemię. Niech to szlag. Widząc, że nasza próba poskromienia tego skurwynyna nic nie dała postanowiliśmy uciec, póki jest unieruchomiony. Sam złapał tatę, a ja poszkodowanego. Mocno krwawił. Nie jest dobrze.

- Trzymaj się, Cas- powiedziałem przez zęby. Wpakowaliśmy tatę i rannego na tylne siedzenie. Ruszyłem z piskiem opon.

- Gdzie jest najbliższy szpital?!- wrzasnąłem do Sama. On niewiele myśląc wklepał wszystko na GPS'a.

- Na najbliższym skrzyżowaniu w lewo- zrobiłem jak kazał i wtedy przed nami pojawił się Azazel. Nie zdążyłem wyhamować więc w niego wjechałem. On ani drgnął, podczas gdy Impala wręcz wirowała w powietrzu. W końcu wylądowaliśmy dachem do góry. Piszczało mi w uszach i nie wiedziałem co się dzieje. Wyczołgałem się z samochodu razem z Samem. Moja kostka. Kurwa, znowu to samo. Nie zwracając uwagi na przeszywający ból wyciągnąłem Casa z samochodu, podczas gdy Sam wyciągnął tatę. Castiel był nieprzytomny. Proszę, nie rób tego. Nie możesz umrzeć. Azazel przypomniał nam o swojej obecności wyraźnie zdenerwowany, że o nim zapomnieliśmy.

- Nie ładnie tak traktować uczciwego demona- warknął, a ja tylko splunąłem w jego kierunku. Nasza sytuacja była beznadziejna. Azazel zamrugał ze złością ale mnie zignorował.

- Sam, odmówiłeś współpracy ze mną, bardzo tego żałuję mój drogi- co? Sam i współpraca z żółtookim? Czego jeszcze się dzisiaj dowiem?!- tak więc, mam telefon do Ciebie. Rzucił słuchawką w kierunku mojego brata. Tamten ją ostrożnie podniósł.

- Jess?! Nie spokojnie kochanie wszystko będzie... Jesss?!?!?! Zostaw ją Skurwysynu! Boże!- gdy głos w telefonie ucichł Sam nim rzucił o ziemię. Tak bardzo mu współczułem. Miałem ochotę go jakoś wesprzeć ale na razie musiał być twardy. Zauważyłem jego drżące ręce i łzy kapiące po policzkach. Na szczęście tata też wyczuł, że zaraz może zrobić coś głupiego i położył mu rękę na ramieniu, co go nieco ostudziło.

- Dołączysz do mnie kochany czy mam każdego po kolei tak załatwić? - co? Czemu on chciał mojego brata?

- Nie dołączaj do niego, Sam! -wrzasnąłem, a żółtooki w tym momencie ścisnął moje wnętrzności. Potworna fala bólu przeszła przez moje ciało zabierając mi oddech. Jęknąłem głucho i opadłem na beton, dostając drgawek. Nie kontrolowałem swojego ciała. Powoli przed oczami robiło mi się ciemno. Mimo tego co mi robi, on się nie może zgodzić. Nie może.

Wbrew Wszystkiemu ~ DestielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz