Pakowaliśmy rzeczy w biegu i ruszyliśmy najszybciej jak się dało w stronę samochodu. Trzeba jechać. Sam wpadł na trop żółtookiego. Po akcji z Dżinem już wydobrzałem, a nasza trójka bardzo dobrze współpracowała. Ruszyłem Impalą z piskiem opon. Cas mi mówił, że się niepokoi o Sama ale nic z tym nie mogłem zrobić. Teraz nie było niestety na to czasu. Nawet mi do końca nie sprecyzował o co chodzi. Dotarliśmy na miejsce. Podbiegłem do bagażnika i wyciągnąłem swój anty-demoniczny nóż. Dotarliśmy na cmentarz.
- Tu jest brama piekła- wskazał ręką Castiel.
- Że jak?!- zapytałem zdezorientowany.- Co tu jest do kurwy? Skąd to wiesz?- Cas jedynie pokazał mi jakiś stary papier. Właściwie to chyba była mapa. Ja tam nic z niej nie umiem odczytać.
- Dean- Sammy szepnął do mnie.
- Co?
- Zajmijmy pozycje. Może się zjawią- to był świetny pomysł, bo nie dłużej jak parę minut po naszym przyczajeniu pojawił się żółtooki, ciągnący naszego tatę. Szli w stronę piekielnej bramy. Nawiązałem kontakt wzrokowy z Casem i Samem i po paru sekundach rzuciłem się wbijając nóż żłótookiemu, co oczywiście go nie zabiło ale spowolniło. Cas złapał naszego tatę i zaczął biec osłaniając go, a Sam wpakował kilka anty-demonicznych kulek w tą kreaturę. Zacząłem odmawiać egzorcyzmy. Wszystko działo się tak szybko. Za szybko. To też nie podziałało na Azazela. Odbił jedną z kul Sama i pokierował nią prosto w...
Casa.
Kurwa, dostał. Jęknął cicho i upadł na ziemię. Niech to szlag. Widząc, że nasza próba poskromienia tego skurwynyna nic nie dała postanowiliśmy uciec, póki jest unieruchomiony. Sam złapał tatę, a ja poszkodowanego. Mocno krwawił. Nie jest dobrze.
- Trzymaj się, Cas- powiedziałem przez zęby. Wpakowaliśmy tatę i rannego na tylne siedzenie. Ruszyłem z piskiem opon.
- Gdzie jest najbliższy szpital?!- wrzasnąłem do Sama. On niewiele myśląc wklepał wszystko na GPS'a.
- Na najbliższym skrzyżowaniu w lewo- zrobiłem jak kazał i wtedy przed nami pojawił się Azazel. Nie zdążyłem wyhamować więc w niego wjechałem. On ani drgnął, podczas gdy Impala wręcz wirowała w powietrzu. W końcu wylądowaliśmy dachem do góry. Piszczało mi w uszach i nie wiedziałem co się dzieje. Wyczołgałem się z samochodu razem z Samem. Moja kostka. Kurwa, znowu to samo. Nie zwracając uwagi na przeszywający ból wyciągnąłem Casa z samochodu, podczas gdy Sam wyciągnął tatę. Castiel był nieprzytomny. Proszę, nie rób tego. Nie możesz umrzeć. Azazel przypomniał nam o swojej obecności wyraźnie zdenerwowany, że o nim zapomnieliśmy.
- Nie ładnie tak traktować uczciwego demona- warknął, a ja tylko splunąłem w jego kierunku. Nasza sytuacja była beznadziejna. Azazel zamrugał ze złością ale mnie zignorował.
- Sam, odmówiłeś współpracy ze mną, bardzo tego żałuję mój drogi- co? Sam i współpraca z żółtookim? Czego jeszcze się dzisiaj dowiem?!- tak więc, mam telefon do Ciebie. Rzucił słuchawką w kierunku mojego brata. Tamten ją ostrożnie podniósł.
- Jess?! Nie spokojnie kochanie wszystko będzie... Jesss?!?!?! Zostaw ją Skurwysynu! Boże!- gdy głos w telefonie ucichł Sam nim rzucił o ziemię. Tak bardzo mu współczułem. Miałem ochotę go jakoś wesprzeć ale na razie musiał być twardy. Zauważyłem jego drżące ręce i łzy kapiące po policzkach. Na szczęście tata też wyczuł, że zaraz może zrobić coś głupiego i położył mu rękę na ramieniu, co go nieco ostudziło.
- Dołączysz do mnie kochany czy mam każdego po kolei tak załatwić? - co? Czemu on chciał mojego brata?
- Nie dołączaj do niego, Sam! -wrzasnąłem, a żółtooki w tym momencie ścisnął moje wnętrzności. Potworna fala bólu przeszła przez moje ciało zabierając mi oddech. Jęknąłem głucho i opadłem na beton, dostając drgawek. Nie kontrolowałem swojego ciała. Powoli przed oczami robiło mi się ciemno. Mimo tego co mi robi, on się nie może zgodzić. Nie może.
CZYTASZ
Wbrew Wszystkiemu ~ Destiel
Hayran KurguDean jedzie z ojcem na polowanie, po którym John zaczyna szukać żółtookiego na własną rękę i nie daje znaku życia. Łowca prosi młodszego brata o wsparcie w poszukiwaniach ojca. Docierają w miejsce, w którym spotykają pewną, ciekawą postać... Akcja...