XVI. Wolę, żeby po prostu żył.

1.2K 110 13
                                    

Archanioł spoważniał i uważnie mi się przyglądał. Wziąłem głębszy oddech.

- Mój brat ma spore kłopoty, a ja nie potrafię mu pomóc. Azazel go tak urządził. Uwierz, że gdybym miał jakiekolwiek inne wyjście to bym Cię o to nie prosił bo i tak jestem twoim dłużnikiem- spojrzałem na niego przełykając ciężko ślinę. Nic nie potrafiłem wyczytać z jego miny. Zmrużył oczy i powiedział ściszonym tonem.

- Lubię Cię, Dean. Pomyślę. Odezwę się gdy imprezka w niebie się na tyle rozluźni, że będę mógł wpaść na domówkę do Ciebie- mrugnął do mnie i zniknął. Wypuściłem wstrzymywany od dłuższej chwili oddech. Ulżyło mi. Gabe to jednak równy gość, a z tego co widzę, to rzadka przypadłość w niebie. Wsadziłem flakonik do kurtki i ruszyłem w stronę domu. Po drodze zahaczyłem o sklep. Wszedłem do środka. Bobby i John o czymś dyskutowali przy stole.

- Kupiłem bułki!- krzyknąłem z przedsionka i rzuciłem na stół świeże pieczywo. Tamci nagle przerwali swoją rozmowę. Oho, chyba rozmawiali o czymś czego nie powinienem usłyszeć. Spojrzałem podejrzliwie ale nic nie powiedziałem, tylko wyszedłem z pomieszczenia. Nie mam teraz na to czasu. Udałem się do pokoju, gdzie spał Cas.

-Pobudka, królewno Śnieżko- szturchnąłem go, a on zamrugał i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.

-Co jest?

-Mam coś dla Ciebie- Cas skinął głową i usiadł, a ja podałem mu flakonik. Widziałem jak źle wyglądał. Jego skóra miała kolor moich seledynowych majtek. Opróżnił zawartość. Jego oczy mignęły, a on wyglądał jak nowy.

-Tak swoją drogą, to ten Gabriel to spoko koleś- powiedziałem, przerywając niezręczną ciszę.

-Co masz na myśli?

-No wiesz pomaga nam teraz i zapytałem go czy nie pomógłby rozwiązać problemu z Azazelem.

- Co zrobiłeś?!- Anioł niemal nie spadł z łóżka- Co na to odpowiedział? Jesteś cały?

- Eee.. Tak..- zbił mnie tym nieco z tropu.- powiedział, że pomyśli- na moje słowa Cas pokiwał z niedowierzaniem głową.

- Zastanawiam się co on kombinuje. Znaczy jest w porządku, nigdy mnie nie oszukał, wiele razy sobie pomagaliśmy dlatego pomoc z łaską jestem w stanie zrozumieć ale pomoc Samowi? On raczej nie jest typem kochającym ludzkość do tego stopnia, żeby ryzykować karą w niebiańskim więzieniu- dobra, teraz ja też nie ogarniałem sytuacji. Może za szybko zaufałem Gabrielowi? Ale koleś oglądał X-mana. Musiał być w porządku. Poza tym nie miałem żadnej innej opcji.

-Nie wiem, Cas. Na razie musimy mu chyba zaufać bo nie mamy nic innego- na moje słowa pokiwał głową. Zeszliśmy, na dół bo umierałem z głodu.

****

Kolejny tydzień bez znaku życia od Gabriela. Nie wiem czy mi pomoże. Nie mogę też tak bezczynnie siedzieć. Patrzyłem na narzędzia przed sobą i opróżniałem butelkę whisky. Zrobię to. Muszę. Może się uda. Tak naprawdę, nie chciałem tego robić bo wiem, że takie rzeczy zmieniają ludzi. Nie chciałbym się stać jakimś zwyrodnialcem, bo takich niestety nie brakuje na tym świecie. Pociągnąłem kolejny łyk trunku. Ojciec i Bobby patrzyli na mnie z delikatnym lękiem. To oni podsunęli mi ten pomysł ale ojciec chciał go wykonać. Nie zgodziłem się. Teraz moja kolej wziąć na siebie trochę jego ciężaru. On przeszedł znacznie więcej niż ja. Kolejny łyk i wstałem. Postawiłem alkohol obok narzędzi tortur i ruszyłem w stronę bunkra.

- Nie musisz tego robić- Cas chwycił mnie za ramię.

- Muszę- odpowiedziałem swoim wyuczonym tonem.

Wbrew Wszystkiemu ~ DestielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz