rozdział szesnasty

866 50 2
                                    

Było mi tak dobrze. Czułam w sobie niewypowiedzianą radość. Nie wiedzialam za bardzo dlaczego jestem w tak dobrym chumorze, ale mimo wszystko mi to odpowiadało. Nie otwierając oczu, rozciągnęłam usta w uśmiechu. Było mi tak ciepło. Zaraz ciepło ? Na łące ? Otworzyłam oczy nieco przestraszona. Koło mnie spał mój Shaun. Opadłam spowrotem na zroszoną trawę. Odwróciłam twarz w stronę chłopaka. Miał już otwarte oczy i uśmiechał się do mnie ciepło.

- Dzień dobry - powiedział, przeciągając każda sylabę. Cały wczorajszy wieczór, przegadaliśmy. O niczym ważnym. Każda bzdurka, która przyszła nam na mysl. Poczułam sie tak zwyczajnie, Jakby nie było tego całego bagna i całego czary mary. To było dziwne uczucie, sama nie wiem jak je nazwać, ale miałam wrażenie, ze już kiedys tak sie czułam. Taka zwykła. Może to głupie, w końcu nie pamietam jak to było. Ale coś mi mówiło, że było mi tam lepiej. Ehhh..

- Dzieńdobry  - szepnęłam i pocałowałam go w usta. Jak bardzo ja za nim tęskniła.Jego oczy, włosy, głos i zapach. Na samą myśl o nich chciało mi się uśmiechać. Przyciągnął mnie do siebie i poprostu przytulił.  Po chwili odsunęliśmy sie od siebie.

- Tak bardzo teskniłem. - wymruczał.

- Ja tez, nawet nie wiesz jak bardzo. Ale, dlaczego nie powiedziałeś mi ze to nie będzie zwykłe szkolenie? - Uznałam, ze to najwyzszy czas aby zacząć pytac. Nie chciałam mieć przed nim jakichś tajemnic i niewyjaśnionych spraw.

- Nie mogłem. Alfa nam zakazał. - usmiech, zastapił zaciety wyraz twarzy.

-Ale dlaczego mój ojciec to zrobił, nie mógł mi powiedzieć po prostu prawdy???

- Bał się ze nie pozwolisz sie tu zawieźć jeśli sie dowiesz ze przystępujesz do nowej sfory.

- A ty przyjąłeś to tak poprostu, że możesz mnie już nie zobaczyć? - do mojego błogiego spokoju zaczął sie wkradać gniew. Odwróciłam się do niego tyłem.

- Nie, ale po szkoleniu mieliście przynajmniej jakis czas spędzić u nas. - zaczął mnie głaskać po plecach. - Nie pozwoliłbym ci tu odejśc, gdybyś miała już nie wrócić. Zależy mi na tobie, ale nie mogłem sprzeciwic sie Maxowi.

Nie potrafiłam sie na niego gniewać. Popatrzyłam na niego . On był jednym z niewielu szczęść jakie mnie spotkało w tym życiu. Złościć się na niego o rzeczy na które nie miał wpływu to tak jakby dźgać sie ołówkiem w serce. Głupie i niepotrzebne.

- Dlaczego nie śpisz w jaskni czy jakimś miejscu gdzie śpi reszta z was? - zapytał po chwili.

- Zaszłam za skórę alfie. Mam karę od kilku dni jestem przykuta do tego miejsca. - jakby na dowód tego zaburczało mi w brzuchu. - cholerne czary mary - mruknęłam.

- Jadłaś coś odkąd cię tu przykuł ? - zapytał z troską.

- Nie. Jak odchodzili na zebranie przyszedł do mnie , aby mnie ułaskawić ale nie okazałam skruchy i z łaskawosci zostały nici. - prychnęłam, na co Shaun zaśmiał się.

- Masz charakterek. Skombinuję ci coś do jedzenia. - Ku mojemu niezadowoleniu zaczął sie podnosić.  Przeciągnełam sie i dostałam napadu smiechu gdy zobaczyłam jak mi się przygląda. Zmieniłam sie i rzuciłam.

Aż ci ślina spływa - rzuciłam w jego stronę. Moja bateria przez ten czas razem naładowała się na full. I mimo okolicznosć nie zamierzałam rezygnowac z okazji do śmiechu.

Pobiegł pomiędzy drzewa. Przynajmniej nie musiałam martwić sie jedzeniem. Ba, teraz nie miałabym i tak do tego głowy. Oby Jace i reszta zostali na tym spotkaniu jak najdłużej. Perpektywa ponownej rozłąki napawała mnie smutkiem. ale żyjemy teraźniejszoscią, a teraz Shaun tu jest - powtarzałam sobie.

Minęło może piętnaście minut gdy nagle wszystkie poderwały sie z drzew od strony gdzie pobiegł Shaun. Po chwili on sam wyszedł spomiędzy krzaków z łupem w zębach. Była to spora sarna. Położył ją kilka metrów przede mną, po czym podszedł do mnie o trącił mnie nosem w nos.

Smacznego - usłyszałam. Byłam już naprawdę głodna , więc bez oporów zabrałam sie do pałaszowania.

Dość bo zwymiotuje - usłyszałam od Kseni, czując to samo, po zjedzeniu wiekszej połowy sarny. Wstałam ociężale i położyłam sie obok Shauna, który przez cały czas siedział w odległości dwóch metrów ode mnie.

Zaraz peknę - wyjęczałam. Otarł sie o mój bark i sam zaczął jeść. Nawet nie wiem kiedy zasnełam.

Obudziło mnie gorąco. Dosłownie. Z góry, na grzbiecie czułam promienie słonca natomiast obok rozgrzanego Shauna. Mimo iż było mi wygodnie, nie mogłam już wytrzymac tej spiekoty. Podniosłam się niechętnie wyglądając cienia, pod jakimś drzewem. Shaun też wstał.

Przepraszam ze cię obudziłam - powiedziałam, ale nie zdażył mi odpowiedziec bo usłyszelismy wycie. Nie jednego a kilku wilków, i to bardzo blisko. Stawało sie głośniejsze z każda sekundą.

Uciekaj, wrócili wcześniej! - wrzasnęłam. Serce biło mi jak oszalałe. Dlaczego musieli wrócić?!

Zrobie wszystko zeby zobaczyć cię jak najszybciej. - wyszeptał i rzucił się w las. W tym samym momencie gdy on znikał za moimi plecami, spomiędzy drzew wypadła cała sfora. To że byli wściekli to mało powiedziane. Z nich az kipiało, a teraz to wszystko będa wyładowywali na mnie. Byłam w niebo wzięta.

InstynktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz