rozdział czternasty

885 54 4
                                    

Obudził mnie szmer pobliskich krzaków. Nadstawiłam uszy, ale nie podniosłam się. Jeśli ktoś się na mnie czaił, to moją jedyna obroną było zaatakowanie z zaskoczenia, gdy będzie na tyle blisko bym dosięgła go nie robiąc kroku. Napięłam mięśnie czekając na ruch tego czegoś.  Słyszałam szuranie łap, to coś zbliżało sie powoli . Czułam jego spojrzenie na sobie. Ku mojemu zdziwieniu mimo że wyszło spomiedzy krzaków, nie rzuciło się na mnie tylko powoli podchodziło od tyłu. Coś mi tu nie pasowało. Zerwałam się na równe nogi szczerząc kły do przybysza. Lecz gdy tylko zobaczyłam kto to wróciłam do poprzednniej pozycji. Szanowny alfa sobie o mnie przypomniał. Prychnęłam by okazac moje niezadowolenie. 

To słuszna kara. Na twoim miejscu nie wkurzałbym się tylko robił wszystko by być wolnym. - powiedział. 

Jesteś śmieszny, to że bedę mogła ruszyć się z miejsca nie sprawi że będę wolna.

To przynajmniej bedziesz miała pozory tej wolności. - odszczeknął. Coraz lepiej mu szło w naszych kłótniach, co ani troche mnie nie cieszyło.

Mam wszystko albo nic. Pozwól mi odejść i problem się rozwiąże.

Do czego ci się tak śpieszy.

Nie do czego tylko do kogo. - powiedziałam zdając sobie sprawę że pogarszam tylko swoją sytuacje. - Puść mnie do cholery !

A bedziesz sprawiać problemy?

Nie, jeśli nie zostanę zmuszona!

Dlaczego taka jesteś?

Dlatego że muszę tu być, dlatego że jesteś zadufanym w sobie idiotą, dlatego że gdy ledwo wszystko poukładałam, to przez ciebie moje życie może się znowu rozsypać! Mało ci ?!

Potrząsnął zirytowany głową.- Każdy przynależy do jakiejś sfory, nowe pokolenia, nowe składy. Tak było od zawsze, dlaczego nie mozesz tego przetrawić, skoro żyjesz w takim społeczeństwie od dziecka?

A co jeśli nie żyje ?!  Daj mi spokój! Przy pierwszej lepszej okazji zmywam się stąd, obiecuje ci to !

Po tych słowach Jace odwrócił się i zaczął iść w stronę drzew. Kipiałam ze złości. Nie tylko przez jego wkurzające dyrygowanie wszystkimi, ale też dlatego że uświadomił mi jak wiele rzeczy z dzieciństwa mi umknęło.  Spojrzałam na niego. Zatrzymał się przy lini drzew.

- Wracamy z chłopakami pod bramę na dwa dni, żeby sie spotkać z ojcami, jedyny raz przed zakończeniem szkolenia. Ty zostajesz, żeby nie zrobić jakiegos głupstwa. Możesz poruszać się po całej polanie, skoro jesteś taka dobra poradzisz sobie. - rzucił przez ramie, po czym odszedł. Minęła chwila zanim wiadomość do mnie doszła. Oni spotykają się z ojcami. Ja zostaje. Nie wiedziała czy bardziej chce mi się płakać czy krzyczeć ze złości.

Sama go sprowokowałaś -  usłyszałam w głowie. Zepchnbęłam Ksenie głęboko do świadomości. Brakowało mi jeszcze kogoś kto bedzie mi wypominał błędy. Jakbym sama mało się obwiniała.

Padłam na ziemię. Długie trawy uginając się pod swoim ciężarem jeżdziły po moich plecach, mierżwiąc sierść. Dlaczego nie mogłam się przed nim ukorzyć, choć ten jeden raz. Zobaczyłabym Maxa i Shauna. jak ja za nimi tęskniłam. Mogłabym go nawet dla nich przeprosić. A teraz przepadło. Czułam się taka bezradna. 

Gdy minął pierwszy szok , trybiki w mojej głowie już zaczęły układać plan zemsty na tym przękletym alfie. Nie odpuszcze mu. Odebrał mi jedyną rzecz, jaka mogła mnie zmusić do współpracy. Więc niech gotuje się na piekło.

***

Nareszcie rozdział. Nie jestem z niego bardzo dumna , ale musiałam przez to przebrnąć. Mam nadzieje, że następny rozdział pojawi się szybciej niżten. :) Komentujcie jak sie podoba :P :>

InstynktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz