rozdział dziesiąty

1K 49 4
                                    

Sama nie wiem kiedy zasnęłam oparta o ramię Shauna.  Spałabym tak pewnie do rana, gdyby nie koszmar, który mnie nawiedził. Byłam w nim w ciemnej i zimnej piwnicy. Chłód przenikał moje kości. Wtedy drzwi otwarły się i do środka wszedł Shaun i Chris. Patrzyli na mnie kamiennym wzrokiem. Nie wiedziałam co robić. Chciałam przed nimi uciekać ale nie miałam gdzie. Rozedrgana zerwałam się z sofy na równe nogi. Z mojego gardła wydobył się cichy krzyk gdy omal nie wpadłam na Chrisa. Popatrzył na mnie zdziwiony.

- Wszystko ok? - zapytał. Pokiwałam głową, próbując uspokoić oddech. Nie mieścilo mi się w głowie, jak oni mogliby wyglądać tak strasznie. Teraz stojąc z nimi w pokoju i patrząc na ich ciepłe twarze, nie rozumiałam jak coś takiego mogło mi się śnić.

- To tylko głupi koszmar - powiedziałam siadając pomiędzy nimi. Wtedy też Max zawołał nas na kolacje, więc ociężale się podniosłam . Odpychając od siebie sen, poszłam do kuchni.

Na kolacje mieliśmy lazanie. Była całkiem zjadliwa. Tata opowiadał mi o patrolu. Co jak co, ale wizja takiego spędzania czasu była naprawde kusząca. Najchetniej skończyłabym to szkolenie i zaczęła normalne życie z rodziną już teraz. Po posiłku wszyscy rozsiedliśmy sie w salonie. 

- Amy jutro zawiozę cię na szkolenie. Im szybciej zaczniesz tym szybciej skończysz. - -powiedział z uśmiechem.

- Ok. A jak długo ono będzie trwało? - nie chciałam się do tego przyznawać ale bałam się troszeczkę tego co moge tam zastać. Nie jestem przeciez ani wysportowana, ani specjalnie uzdolniona.

- To zależy od trenerów. To oni ustalają jaką formę będzie mieć to szkolenie i ile będzie trwało. - po chwili dodał jeszcze. - Ale nie martw się, w końcu zawsze kiedyś musi sie skończyć.

Szczerze te słowa nie za bardzo podniosły mnie na duchu. Niedość że szkolenie  trudne to jeszcze nieokreślony czas. Zaczynało mi się to coraz mniej podobać. Ale tato na mnie liczył, więc uśmiechnęłam się. Chcąc by wyglądało to jak najprawdziwiej. Jestem to winna tacie - mówiłam sobie. On we mnie uwierzył, jako jedyny i nie chciałam go zawiesć. 

Gdy wszyscy pochłonięci byli oglądaniem meczu w tv,  ja postanowiłam wybrać się na spacer. Ciągle czułam się dziwnie nie mając żadnych wspomnień. Szłam wąską ścieżką pomiędzy drzewami. Zastanawiałam się jak wyglądało moje dzieciństwo. Czy miałam zwierzątko? Czy miałam przyjaciół? Pytań bez odpowiedzi było zbyt  wiele.

Usiadłam na powalonym pniu. Po chwili coś dotknęło mojego ramienia. Odskoczyłam jak oparzona.

- Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć. - To był Shaun.

- To ja jestem przewrażliwiona - odpowiedziałam i wróciłam na miejsce. Usiadł obok mnie.

- Więc jutro zaczynasz szkolenie?

- Tak, na to wygląda...

- Szkoda, że spędziłaś tu tak mało czasu. Że, nie mieliśmy okazji się lepiej poznać.

- W sumie, to ciebie znam najlepiej ze wszystkich. Nawet lepiej od Maxa. - uśmiechnął się na moje słowa.

- Jesteś niezwykła i wiem, że mimo wszystko dasz sobie radę. - odwrócił się w moją stronę, tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.

- Dziękuje, że we mnie wierzysz. - wyszeptałam patrząc mu w oczy. Zaczął się zbliżać, wiedziałam co chciał zrobić i chciałam tego samego. Najpierw musnał mnie ustami. Dopiero gdy odwzajemniłam pocałunek zaczął mnie całowac śmielej. Jak dla mnie ta chwila mogła trwać i trwać. Żąłądek fikał mi koziołki a serce galopowało jak szalone.  Po o wiele za krótkiej chwili odsunęliśmy się od siebie. Na jego twarzy wykwitł przecudny usmiech, którego niesposób było nie odwzajemnić.

- Teraz nie wytrzymam na tym szkoleniu z dala od ciebie - powiedziałam po czym obywdoje zaczęliśmy się śmiać.

- Jak tylko wrócisz wszystko ci zrekompensuje.

- A ty jak długo miałeś to szkolenie?

- Ja go nie przechodziłem. Szkoliłem się od reszty. To szkolenie jest tylko dla wybranych, którym potem powierza się ważne zadania. - mówił z powagą. Mina mi zrzedła.

- Nie miałam pojęcia...

- Nie chcielismy cię straszyć, ale dowiedziałabyś się wcześniej czy później. - popatrzył na mnie. Zaczynałam się naprawde bać. Moja pewność siebie ulatniała sie w tajemniczy sposób.

- Ale nie martw się i tak wiem, że dasz radę.

- Szkoda, że ja nie jestem tego taka pewna.....

- Będzie dobrze. Wracajmy, musisz się wyspać. - Wracając trzymaliśmy sie za ręcę. Dodawało mi to otuchy i pozwalało oderwac myśli od jutrzejszego dnia. Kto by pomyślał taki niewielki gest a tak wile może.

Na dobranoc dostałam od Shauna słodkiego całusa, po czym położyłam sie spać. Mimo moich obaw, sen przyszedł szybko a ja się w nim zatopiłam.

InstynktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz