rozdział dwudziesty piąty

617 48 6
                                    

Gdy zobaczyłam w oddali kontury ogromnego domu, choć nie, to była raczej willa, adrenalina zaczęła krążyć w mojej krwi. Nie miałam konkretnego planu i nie miałam zamiaru pozwolić dojść do głosu wilkowi. Miałam zamiar zdać się na instynkt  i liczyć na korzystne zbiegi okoliczności. W srodku mieli być wszyscy z watahy "mojego ojca" i starej Jace'a. Jakiekolwiek wyrzuty sumienia, wachanie czy strach schowałam w szufladce która miała zostać zamknięta.

Alfa gestem pyska kazał mi sie zatrzymać w zaroslach, tak aby nikt jeszcze nie wiedział o naszej obecności. Reszta wilków stała kawałek dalej, bez większego zainteresowania taksując wzrokiem otoczenie.

- Masz jakis konkretny plan ? - zapytał mentalnie Jace. Prawdą było, że jako tako konkretnego nie miałam. A zarysów nie musiałam mu zdradzać i całe szczęście, bo cos czułam, że nie podejrzewał nawet do czego chciałam się posunąć.

- Nie. Mają poprostu zginąć... - powiedziałam głosem, zupełnie wypranym z emocji.

- Ok. Plan jest taki : Wszyscy mają zaczaić sie w krzakach. Ja ich wywabie do ogrodu, mówiąc że wy jesteście na polowaniu. Na mój znak wy dwaj zajdziecie od strony drzwi,odcinając droge ucieczki. Potem zaatakujemy, to Ci pasuje Amy ? - tym razem zwrócił sie do całej sfory.

- Jak najbardziej. - rzuciłam i wszyscy zaczęli zajmować swoje miejsca. Alfa spokojnie poszedł do frontowych drzwi, aby nie stwarzać podejrzeń i przedstawienie się zaczęło.

Wszystkie mięśnie miałam napięte, przez adrenaline szumiało mi w uszach. Nie byłam dumna z tego co zamierzałam zrobić, ale wiedziałąm, ze tylko w ten sposób moge przynajmniej spróbować zemścić sie za Lenke. I choć trudno było mi się do tego przyznać też za swoje życie. Życie, które zostało mi odebrane i zdeptane. Z tych głębokich przemyśleń, wyrwał mnie świst rozsuwanych drzwi. W moich oczach zapłonął ogień. Max, wraz z całą swoją kłamliwą bandą usadowili się na krzesłach przy ogromnym wilkinowym stole, śmiejąc sie i żywo rozmawiając z innymi, nieznanymi mi mężczyznami. Zapewne należącymi do sfory ojca Jace'a.  Jakieś nikłe poczucie żalu ukłuło mnie na widok Shauna, lecz szybko zdusiłam je w sobie. Oszukał mnie tak samo jak wszyscy, jeszcze potrafił łgać, ze mu na mnie zależy... Wtedy wyszedł także Jace śmiejąc się czegoś i popijając żółty napój. To był znak, ze teraz mój plan należy wdrożyć  w życie.

Błyskawicznie chwyciłam materiał służący za okrycie z plecaka leżącego obok i zamieniłam się w człowieka, dokładnie w momencie, gdy dwa wilki zaczeły przesuwac sie do swoich stanowisk od strony willi. Zebrałam w sobie cały mój talent aktorski. I starając sie wyglądac na przerażoną wypadłam z zarośli, dla efektu pozwalając sobie na potknięcie - w końcu trzeba było dbać o szczegóły. Jace zastygł, a jego szczęka napięła sie uwidoczniając kości policzkowe. Teraz liczyła się kazda sekunda.

- Tato! To pułapka ! Oni spotkali się i postanowili was pozabijać! - zaskoczyło mnie jak mój głos stwarzał pozory przepełnionego paniką. Mocno przygryzłam się w język i do oczu napłynęły mi łzy.

- To jakies brednie! Co to ma znaczyć ? - odezwał się niskim głosem ojciec Jace'a. Widziłam, ze ten chce już coś powiedzieć więc krzyknęłam:

- To pułapka! W lesie czeka sfora, patrzcie tam - tu wskazałam na poruszające się w strone drzwi dwie sylwetki. To chyba przeważyło szale na moją stronę, bo Chris i Shaun rzucili się w strone lasu, a Max wściekle wpatrując się na nieznajomych wywarczał:

- Co to ma znaczyć ?! - dosłownie sekunde później od strony zarośli dobiegły nas wściekłe powarkiwania. Wtedy Max przeraźliwie krzyknął : - Wyrżnąć ich ! - na co wszyscy zamienili sie w besti i rzucili sobie do gardeł. Niezdarnie podtrzymując koc, wycofałam się do lasu. Dopięłam swego, rzeź się rozpoczęła. Wykorzystując fakt, ze póki co nikt nie zwracał na mnie uwagi wdrapałam się na rozłożyste drzewo, stając sie praktycznie niewidoczną. Zewsząd dochodziły do mnie powarkiwania, jęki, piski, huk gdy ogrome cielska były powalane na ziemie.

Szanse były wyrównane. Sfora Maxa moze i była mniej liczna, jednak mieli więcej doświadczenia.  Nie potrafiłam ocenić, kto przetrwa. Nie napawałam się także widokiem rozlewanej krwi, jak to przewidywałam wcześniej. Wiedziałam, ze to co robie jest w pewnym sensie słuszne, ale także złe. Bo co jak co, ale to nadal odbieranie życia. Westchnęłam w duchu,  wewnętrzna walka pomiedzy tym co dobre, a co złe nie pozwalała o sobie zapomnieć.

Wszystko potoczyło się strasznie szybko, dokładnie tak jak liczyłam. Tyle, ze teraz powinnam być tam na dole, dobierając się do gardła jednej z bestii, a nie sparaliżowana siedzieć w ukryciu i rozważać to wszystko. Minęło kilka minut, i hałasy zaczęły cichnąć. Zmuszając sie do każdego ruchu zeszłam na ziemie i rozgladnęłam się dookoła.

Na trawniku leżały cielska gigantycznych basiorów, a gdy podnisołam wzrok żołądek podszedł mi do gardła. Obok stołu stał poobijany Shaun, oglądając  rane na przedramieniu Ricka. Zauważył mnie i jak zahipnotyzowany zaczął podchodzić w moją stronę. Wyglądał jak drapieżnik, skradający sie cicho aby ofiara mu nie uciekła. Odruchowo zaczęłam się powoli cofać, na co uniósł ręce i zaczał mówić do mnie spokojnym głosem:

- Już dobrze. Wiem, ze to smutne. Przeżyliśmy tylko ja i Rick. Kilku z tamtych uciekło, ale juz wszystko będzie dobrze. Nie bój sie mnie. - na jego słowa stanęłam w miejscu i potrzebowałam kolejnej chwili aby wszystko to posklejać w całość. Ale on miał tupet, zeby po tym wszystki traktować mnie jakbym była przestraszonym dzieckiem, które nic nie umie pojąć. Zatrzymał sie jakieś dwa metry przede mną. Patrzyłam na niego i nie mogłam znieśc tylu sprzecznych uczuć, jakie sie we mnie kotłowały.  Równocześnie chciałam sie mu rzucić na szyję i wypłakać, a z drugiej strony zatopić w nim zeby, aby poczuł taki sam ból jaki sprawił mnie.

I tak wpatrując się w jego błyszczace oczy, zrozumiałam dlaczego nie walczyłam . Za bardzo bałam sie, że  spotkam go na swojej drodze. Shauna który potrafił dać mi oparcie i ciepło, a zarazem zniszczyl moje wcześniejsze życie i odebrał ważną osobę. Nie byłam w stanie postawić się przed wyborem, co miałabym wtedy zrobić.

- Nie zbliżaj sie do mnie. - powiedziałam cicho, ale stanowczo. Shaun zmarszczył brwi.

- O co chodzi? - zapytał.

- Możesz przestać udawać, wiem o wszystkim. Pamietam moje wcześniejsze życie. - po moich słowach nie odezwał się do mnie, jedynie jego oczy jakby zmatowiały. O dziwo pozostawałam, wręcz niepokojąco spokojna. Westchnęłam, wiedząc, ze nie moge tam dłużej zostać.

- Przez ten krótki czas, naprawde byłeś dla mnie ważny. Byłam w stanie dla ciebe naprawde wiele zrobić. Dlatego nienawidze Cie jeszcze bardziej. Jak mogłeś zabić niewinną dziewczynę i po tym wszystkim patrzeć mi w oczy i opowiadać takie rzeczy? Powiedz mi jak ?! - ostatnie pytanie zadałam nieco głośniej.

- Tak byłem wychowywany, rasa ponad wszystko - chciałam mu przerwać ale on szybko rzucił - daj mi dokończyć... Dopiero przy tobie zrozumiałem, ze to wszystko posunęło się za daleko. Nie jestem z tego dumny. Sądziłem, ze skoro o tym zapomniałaś, będzie Ci lepiej bez tego bagażu. A ja chciałem postarać się, aby nigdy podobne rzeczy się nie przydażyły... Ale potem wszystko sie skomplikowało, przez tę umowę Maxa z Alex'em. A teraz jeszcze to - machnął rękę na plac za sobą. Stał nadal się nie ruszając, a ja poczułam nagle jak cała andrenalina i wcześniejsze napięcie uchodzą ze mnie. Zaczełam powoli:

- To wszystko to był jeden wielki koszmar... Ja też jestem jego częścią. Mam ich krew na rękach. - popatrzył na mnie nierozumiejącym wzrokiem. Uśmiechnęłam sie gorzko. - To była zemsta za Lenke, za moje życie. To przeze mnie są martwi... - odwróciłam sie do niego tylem. - Jestem taką samą bestią jak wy i nie zasługuje na nic więcej jak śmierć... - po tych słowach zamieniłam się w wilka i rzuciłam  pędem między drzewa. Nie myślałam, czułam tylko jak moje łapy uderzają o poszycie i jak wiatr smaga mój pysk. Wypełniłam swoją misję... Ta chora historia wreszcie dobiegła końca. Nareszcie jestem wolna ...

***

Takim to sposobem " Instynkt" dobiegł końca.^^ Nie powiem będzie mi go brakowało, bo przyzwyczaiłam się, ze zajmował moje wolne chwile. Jednka wszystko co dobre kiedys sie kończy.   Chciałam podziekować wszystkim czytającym, komentującym i głosującym. Naprawde sprawialiście mi tym ogromną radość ;)) ;>    PS. Za jakiś czas być może pojawi się epilog, jednka nic nie obiecuje, bo nie wiem kiedy uda mi się napisac coś co nie zepsuje zakończenia ;>> ;3

InstynktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz