rozdział dwudziesty trzeci

628 60 8
                                    

Powoli przeżuwałam świeży chleb, czekając na pojawienie się Jace'a.  We dwoje zatrzymalismy się w zapomnianej wiosce, w środku głuszy. Reszta sfory była jakiś kilometr dalej i miała na nas czekać. Tutaj alfa miał dostać pewność, co do naszej umowy. Nie miałam bladego pojęcia jak chce to zrobić i dlaczego musieliśmy, wcale nie taki mały kawałek przebyć zeby się tam dostać. Chciałam wreszcie przejśc do działania, ale Jace jak zwykle mnie nie słuchał gdy próbowałam jakoś szybciej to załatwić. Do ojców mieliśmy dotrzeć dzisiaj, jednak przez ten wypad wszystko jak na złość się przedłużyło.

Skończyłam zabawe w wyrzuty sumienia, bo w końcu ile można. Wiem czego chce, i nic mnie od tego nie odwiedzie. Co do mojego wilka, bo nie zamierzam taką kreature nazywac jakimkolwiek imieniem. W drodze tutaj miałam wystarczająco dużo czasu, aby się go pozbyć - mam nadzieję, na dobre. Nigdy więcej nie pozwole mu choćby wychylić nosa z najdalszego zakątka mojej głowy, szczerze miałam nadzieje że zniknie bezpowrotnie. Na samą myśl o tej szumowinie miałam mdłosci, więc aby tego uniknąc zaczęłam się przyglądac tamtejszym ludziom.

Byli inni niż Ci , których dotąd widziałam w swoim życiu. Juz nawet nie chodziło o tatuaże na dłoniach i twarzach, zapach tajemniczych ziół, braku ludzi młodych czy dzieci. Najdziwniejsze były ich oczy. Wyblakłe, zasłonięte mgłą, Sprawiało to wrazenie, jakby coś ich opętało. Przejeło  ciała i żyło w nich.       Im dłużej się im przygladałam tym większe przekonanie zyskiwałam, że to nie ludzie. A kolejna rasa stworów, ukrywająca się pod ludzką postacią. Po głowie kołatało mi się ciągle jedno pytanie : Po jaką cholere Jace mnie tu przyprowadził?

Robiłam sie coraz bardziej rozdrażniona. Alfa rozpłynął sie jak kamień w wodzie. Czułam wzrok tych dziwnych istot na sobie przez cały czas. Miałam wrażenie jakby mogły przegladnąć mnie na wylot, a wierzcie na słowo nie jest to nic komfortowego.

Przychodź wreszcie, bo nie wyrobie sie w codziennym grafiku mordowania. A to nie wypada bestiom, powinieneś o tym wiedziec najlepiej - powtarzałam sobie w głowie. a gdy zorientowałam się na sensem słów, na mojej twarzy pojawił sie gorzki usmiech. Trzeba było przyznać, że wisielczy chumor mi dopisywał.

Po niewiadomo jak długim czasie, Jace raczył się pokazać. I to w towarzystwie kilku wioskowych widmo.

- Dłużej się nie dało ? - rzuciłam, nie kryjąc swojego zniecierpliwienia.

- Musiałem wszstko przygotowac. Troche cierpliwości nikogo jeszcze nie zabiło. - mruknał, stając obok mnie.

- Po co tu jestesmy i czym oni są ? Kolejne potwory ? - zapytałam, licząc na wyjaśnienia.

- To szamani, którzy umarli - Moja mina na te słowa wyrażała chyba wiecej, niż mogłyby powiedzieć słowa. Nie potrafiłam zmusić się do zamknięcia ust. Nie tego sie spodziewałam. Zrobiło mi się ich troche żal , bo przecież wcześniej byli najzwyczajniejszymi ludźmi.

- Więc jakim cudem sa tutaj ? Nie powinni być gdzies po drugiej stronie czy coś?

- Nie umarli naturalnie.  Było to wpewien sposób zamierzone, dlatego też  zostali na ziemi. Zyskując swoistego rodzaju połączenie z jak to nazwałaś, drugą stroną.

- Robi sie coraz ciekawiej... - burknęłam, nie licząc na odpowiedź. No ale to przeciez nie byłoby w stylu Jace, on zawsze musi miec ostatnie słowo.

- Ciekawie dopiero sie zrobi ... - powiedział z niezrozumiałym dla mnie błyskiem w oku.

- Dobra, streszczajmy sie. Po co tu jesteśmy ?

- Jesteś na tyle inteligentna by swój plan ucieczki zacząć obmyslac dopiero gdy zyskasz to co chciałaś. A zdąrzyłem się przekonać że byłabyś do tego zdolna, wiec aby miec pewność szamani rzucą na nas coś w rodzaju klatwy - mówił tak, jakby opowiadał mi jak fascynujące było pieczenie ciasteczek na kursie kulinarnym. Czy tylko mnie zawsze wszystko bierze z zaskoczenia? Mało mu jeszcze tego całego czary mary?

- Ty chyba żartujesz? 

- Mówie całkiem powaznie. Chyba, że nie jestes w stanie spełnić mojego  warunku ? - zapytał podejrzliwie. Wiedziałam o co mu chodzi. Jak mogłam myślec, że łatwo będzie się z nim dogadać. Trzymał mnie  w szachu. Nie mogłam sie wycofać, i choćby nie wiem jak bardzo nie podobały mi sie jego warunki musiałam sie na nie zgodzić. To wszystko robiło sie coraz bardziej skomplikowane. I miał racje, jakkolwiek wczesniej pocieszałam się, ze uda mi się coś wykombinowac gdy będzie juz po wszystkim, teraz nie miałam miec już odwrotu.

- Zrobie wszystko zeby sie zemścić - powiedziałam poważnie. - O jaką klątwe chodzi dokładnie ?

- Gdy oddalisz się od niego na więcej niż kilkanascie kilometrów nie będziesz mogła być w ludzkiej postaci i po kilku miesiącach  umrzesz. - odezwał się jeden ze staruszków, o dziwo mocnym, niskim głosem. Przeszedł mnie niemiły dreszcz,a dookoła zrobiło sie jakby odrobine chłodniej.

Nie pozwalałam sobie zastanawiac się jak to bedzie wyglądało. Moje myśli zajmowała tylko chęc zemsty. Oni musieli zapłacić, to przekonanie zdawało sie w mojej głowie życ własnym życiem. Towarzyszyło bezwiednie, każdej mojej myśli. Już nie potrafiłabym sie go pozbyć, stawało sie cześcią mnie.

- Więc do dzieła - powiedziałam nabierając powietrza.

***

Czekam na komentarze ;DD Piszcie czy sie podoba i wytykajcie błedy, to naprawde bardzo motywuje ;>

InstynktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz