XXXVII

1.1K 118 2
                                    

- ...całe zachodnie skrzydło jest zniszczone - kontynuowała Vivienne, składając raport z ataków. - Odcięli nam dostęp do osłon i pól siłowych - gdzieś w głębi bazy rozległ się wybuch, który spowodował trzęsienie. - Niedługo całkiem zniszczą komendę! - wykrzyczała ostanie zdanie, osłaniając się przed odłamkami skał.

Ściana naprzeciwko niej wybuchła. Viv zacisnęła zęby, kiedy któryś z ostrych fragmentów boleśnie otarł się o jej ramię.

- Niech się pani stamtąd ewakuuje. Natychmiast! - głos generała Huxa zdołał przebić się przez zgiełk, powstały zaraz po opadnięciu pyłu.

Łatwo ci mówić, rudzielcu!, syknęła wściekle w myślach Vivienne, jednak nie powiedziała tego na głos.

- Potrzebujemy wsparcia z powietrza! - pochyliła się nad stołem, robiąc unik przed nadlatującym pociskiem. - Przyślijcie nam jednostki, ale najpierw zabezpieczcie niszczyciel! Oni próbują-

Przerwał jej mężczyzna, który rzucił się na nią, powalając swym impetem na ziemię. Skopała go z siebie i płynnym ruchem rozcięła długim sztyletem gardło rebelianta, uwalniając szkarłatny pióropusz krwi spod bladej skóry.

- Próbują odciągnąć naszą uwagę - powiedziała spokojniej gdy ciało upadło, a jej głos sprawił, że aż ciarki przeszły generałowi po plecach. A może to przez te lodowe oczy? - Przyślijcie myśliwce do północnej komendy. Jest tam jeszcze spokojnie i bezpiecznie.

- Przyjąłem, panno Fray. Niech pani odlatuje stamtąd jak najszybciej.

Vivienne skinęła głową i rozłączyła się, przenosząc swą uwagę na walki przy wejściu. Wyczuwała Kylo, który próbował się do niej dostać przez nić. Zacisnęła zęby i rzuciła się na niespodziewających się niczego rebeliantów, ignorując starania czarnego rycerza.

Pamiętała tylko, że ich krew spływała po klindze długiego sztyletu na jej rękaw. Dłoń w białej rękawicy była lepka, brudna, a jej metaliczny zapach wypełniał nozdrza mdłą wonią. Oczywiście w tle czuła jeszcze dym i pył, widziała ogień, odłamki skał, martwych, nieruchomych żołnierzy w białych zbrojach oraz tych w grubych kurtkach, bluzach i kombinezonach...

Dopiero, gdy ktoś pchnął ją mocno na szybę, zorientowała się, gdzie stanęła. Westchnęła ciężko i kopnęła rebelianta, nabijając drugiego na swe lśniące ostrze. Odbiła jeszcze pociski z pistoletów i blasterów, wyrwanych z martwych dłoni szturmowców i skierowanych w jej głowę.

Rozcięła mężczyźnie gardło, a gdy jego ciało upadło, nikt jej już nie zaatakował. Zachwiała się lekko na nogach, przykładając dłoń do piekącego boku. Była ranna? Kiedy...? Ze zmarszczonymi brwiami przyglądnęła się swoim palcom, które zabarwiły się na jasny odcień czerwieni. Nie krwawiła zbyt mocno, a ból zawsze odpychała na tyły umysłu.

- Kapitanie! - znajomy głos dobiegł do niej gdzieś z lewej.

- Poruczniku Dave - skinęła głową, poprawiając swój uchwyt na rękojeści sztyletu.

- Statek już czeka - żołnierz wziął ją za rękę, jednak ta nie poruszyła się. - Proszę, kapitanie! Nadchodzi burza i za kilka minut wszystko zostanie zasypane śniegiem!

- Kapitanie! - jakiś żołnierz w białej zbroi zbliżył się do nich.

Vivienne zwróciła na niego całą swą uwagę, wyrywając rękę z uścisku porucznika.

- Rebelianci przebili się przez osłony przy zachodniej ścianie. Zaraz tu-

Przerwał mu wybuch.

Białowłosa zauważyła mały, czarny przedmiot, przypięty do jego pasa. Nie zwróciła na niego uwagi na początku, jednak kiedy ciche pikanie, jakie się z niego wydobywało, nabrało prędkości...

Mała bomba przyczepiona do zbroi żołnierza wybuchła, odrzucając panią kapitan i porucznika do tyłu.

Vivienne zamknęła oczy. Wszystko zostało nagle przytłumione przez ogłuszający pisk w uszach. Ogromny, piekący ból na plecach wstrząsnął jej ciałem, kiedy przebiła się przez szybę. Ciepła krew spłynęła za kołnierz grubego płaszcza, uciekając z rany gdzieś w okolicach potylicy. Jęk wydobył się zza zaciśniętych ust, gdy uderzyła o twardy lód, przykryty śniegiem. Przetoczyła się kilka razy, zatrzymując dopiero nad samą krawędzią.

Nie poruszyła żadną częścią ciała, oprócz powiek. Uchyliła je na moment, wpatrując się w zachmurzone, białe niebo. Poczuła na rozgrzanym policzku zimny dotyk, kiedy maleńki płatek wylądował na jej skórze, roztapiając się natychmiast. Za nim był drugi, trzeci...

Nagle Vivienne poczuła, jak coś nią potrząsnęło. Później gwałtowniej i tym samym zaczęła się toczyć w dół...

Klif runął, a Viv razem z nim.

Nowy Mistrz » Kylo Ren [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz