Ceremonia była cicha i skromna. Żadnych dużych parad, wielkich przemówień, czy honorowych gości. Snoke, pomimo swoich wielkich dokonań i stanowiska Najwyższego Wodza, odszedł w taki sposób, jaki pozazdrościłoby mu wielu. W ciepłym łóżku, otoczony lojalnymi ludźmi i w swoim domu.
Nie odchodził jednak sam.
W ogromnej świątyni, która przetrwała atak Rebeliantów prawie nietknięta, ustawiono dwa stosy. Większy - dla mistrza i mniejszy - dla ucznia.
Niestety siła, z jaką fragment sklepienia spadł na śpiącego jeszcze Dorxana, pozbawiła chłopaka przytomności. Przebite prawe płuco zalała jego własna krew, co spowodowało jego uduszenie. Zanim pierwsi żołnierze zdołali się do niego dostać, był już martwy.
Vivienne westchnęła cicho, gdy płomienie otoczyły obie sylwetki, skryte pod czarnymi płótnami. Rhea, stojąca obok niej, przełknęła ślinę i z wysoko podniesioną głową obserwowała, jak pomarańczowe języki wspinają się po nieruchomym ciele jej brata. Nie płakała i za to Viv była z niej dumna.
Naprzeciwko nich, po drugiej stronie stosu, stał Kylo ramię w ramię z generałem Huxem. Mroczny rycerz miał na twarzy maskę i w blasku ognia lśniła ona złowieszczo. Vivienne czuła na sobie jego przenikliwe spojrzenie, choć nie podnosiła wzroku znad ciał zmarłych. Wokół nich stali żołnierze w białych zbrojach, w ciszy i bezruchu obserwując tańczące płomienie.
Gdy ogień pochłonął płótna, dobierając się do skóry, na środek wyszli bracia w czarnych szatach. Było ich pięciu, każdy przeżył już wiele zim i najmłodszym z nich był brat Corne, mający ponad czterdzieści lat. Kiedy otoczyli oba stosy, jeden z nich skinął głową w stronę Kylo.
Rycerz dołączył do kręgu mrocznych, zakapturzonych postaci. Nadszedł czas, aby pożegnać zmarłych. Vivienne splotła dłonie za plecami. Nie była ona przyjęta do Zakonu, pomimo tego, że pracowała z młodzikami i za nich odpowiadała. Nigdy nie dostała takiej propozycji, ani nie upominała się o własne członkostwo.
Cała szóstka rozłożyła ręce, a z tym gestem płomienie urosły w górę. Lodowaty chłód rozszedł się po całej jaskini z cichym szeptem wiatru. Vivienne zadrżała, gdy znane macki Mocy otoczyły ją opiekuńczym kręgiem, lecz zacisnęła tylko zęby, nie chcąc komentować jego zachowania. Nie teraz.
Czarni bracia podnieśli ramiona do góry. Viv zacisnęła delikatnie dłoń na ramieniu Rhei, gdy ciała zniknęły. Ich miejsce zajął drobny pył, unoszący się ponad stosami. Wojownicy Ren popchnęli go wspólnymi siłami w górę, aż pod sklepienie. Tam czekały dwie urny, leżące na ramionach ogromnych posągów.
Wielki mistrz i mały uczeń. Obydwoje tak samo równi w obliczu śmierci.
☸
CZYTASZ
Nowy Mistrz » Kylo Ren [korekta]
FanfictionKylo Ren jest starszy i groźniejszy, doświadczony o kolejne dziesięć lat z ukończonym szkoleniem. Na swojej drodze napotyka Vivienne Fray - niebezpieczną i doświadczoną mistrzynię, opiekującą się młodzikami, które wkrótce staną się członkami Zakonu...