XLII

1.1K 115 1
                                    

Kiedy wyczuł jej obecność, skłębione emocje przepływające przez nić, musiał się czegoś podtrzymać. Padło na jednego z żołnierzy, stojących obok.

- Sir? - Jego pytający głos wydobył się zza hełmu, kiedy podtrzymał swego dowódcę.

Kylo nie odpowiedział, zagłębiając się w tę nagle otwartą więź.

~ Ky ~ cichy szept musnął jego umysł delikatnie.

Jakiś mężczyzna w mundurze podszedł do niego, poruszając ustami. Chyba coś mówił...Ren nie zwrócił uwagi na tego małego człowieka, ale oderwał się od podtrzymującego go szturmowca, wychodząc - wybiegając - szybko z komendy.

~ Vien, zostań ze mną. Powiedz, gdzie jesteś.

Nie odpowiedziała. Kylo przyspieszył i wpadł jak burza do hangaru.

- Przygotujcie się do lotu - warknął ostro na swoich dwóch pilotów, stojących nieopodal wahadłowca.

Ci bez słowa porzucili to, co wykonywali do tej pory i wbiegli po rampie do statku. Dobrze wiedzieli, że taki ton rycerza nie zwiastuje niczego dobrego. Ren wszedł do wnętrza tuż za nimi przy akompaniamencie włączonych silników.

- Nasz cel, sir? - spytał jeden z nich, zerkając przez ramię na mrocznego wojownika.

- Wylećcie z hangaru - powiedział tym samym tonem i zbliżył się do foteli obu mężczyzn, nie mając zamiaru siadać.

- Tu Jednostka 75, meldujemy opuszczenie stanowiska - statek uniósł się, drżąc lekko.

Kylo położył ręce na obu oparciach foteli pilotów.

- Przyjąłem. Uwaga, za niecałą godzinę może rozpętać się kolejna burza śnieżna z przewidywanym silnym wiatrem.

- Zrozumiałem. Damy znać, gdy będziemy wracać.

Stalowa, ogromna brama otworzyła się, wpuszczając do środka kilka zabłąkanych płatków śniegu. Wahadłowiec nie potrzebował dużej szczeliny, aby wydostać się na zewnątrz i wyskoczył spomiędzy wrót, składając nieco czarne skrzydła.

Kylo przekrzywił głowę, patrząc przez szybę na biały świat. Czuł ją gdzieś tam, na pustkowiu...

- Skręćcie na wschód - zakomenderował cicho. Piloci wykonali polecenie bez słowa sprzeciwu, choć i tak zżerała ich ciekawość, co dzieje się w głowie ich dowódcy.

Ren przymknął oczy, próbując ją znaleźć.

~ Vien, odezwij się. Czuję cię, tylko musisz dać mi znać.

- Sir - jeden z pilotów wyrwał go z prób odnalezienia białowłosej. - Czujniki coś wykryły.

Gdyby nie jego ostatnie słowa, Kylo najchętniej udusiłby go na miejscu. Zacisnął pięści, nie odpowiadając, a młody mężczyzna odebrał to jako pozwolenie na dalsze składanie raportu.

- Sonar odczytuje ciepło żyjącej istoty, gdzieś w pobliżu. Chyba...

- Tam, pod urwiskiem! - powiedział Ren, wskazując wyciągniętą ręką na lodową ścianę.

I chyba ją zauważył. Mały, szary punkcik na białym śniegu.

- Otwórzcie rampę - chłodny głos rycerza wydał kolejny rozkaz, kiedy ten oddalił się na tyły statku.

Wahadłowiec zawisł nad ziemią w odległości paru metrów od ośnieżonego klifu, wzbijając chmury białego puchu w powietrze. Po metalowej, opuszczonej platformie zbiegł Kylo, nie bacząc już na to, że piloci mogą zobaczyć go w chwili słabości.

Wylądował na ugiętych kolanach, tonąc aż po łydki w miękkim śniegu. Zacisnął pięści, gwałtownie przedzierając się przez zaspy. Nie słyszał już nic oprócz własnego, szaleńczego bicia serca i krzyków w głowie. Jego krzyków.

~ Vivienne!

Nie odpowiadała, choć jej milcząca obecność nadal tam była. Kylo wziął głęboki, drżący oddech, kiedy po kilku krokach wreszcie wydostał się na stały grunt z zamarzniętego śniegu.

- Vivienne - szepnął, upadając przy niej na kolana.

Nawet przez gruby materiał rękawic czuł chłód, bijący od jej bladych policzków. Pochwycił ją na ręce, opierając bezwładną głowę białowłosej na swojej piersi.

- Ky - delikatny oddech w postaci obłoczku pary wydobył się spomiędzy sinych warg.

Rycerz pogładził ją kciukiem po policzku, nie odzywając się. Przyklęknął na jedno kolano, podtrzymując jej tułów swoją nogą. Zamrugała kilka razy, a kącik bladych ust zadrżał na widok Kylo. Nie powiedziała już nic więcej, otwierając się na kojącą i ciepłą obecność czarnego rycerza.

Ren usłyszał pomruk silników za plecami. Piloci obniżyli poziom statku jeszcze niżej, ułatwiając mu wejście na pokład. Przycisnął mocno drobną Vivienne do piersi, podnosząc się i bez żadnych zbędnych słów wchodząc na rampę. Nie musiał się nawet przedzierać przez śnieg, bowiem wahadłowiec unosił się prawie nad miejscem, gdzie leżała wojowniczka.

- Tu Jednostka 75, wracamy - głos jednego z pilotów rozbrzmiał w cichym wnętrzu maszyny. - I wymagana jest natychmiastowa pomoc medyczna.

Nawet gdyby odważył się wtedy powiedzieć, że Hux nie zasługuje na stanowisko generała bo ma rude włosy, nie otrzymałby żadnej reakcji ze strony rycerza. Kylo klęczał na podłodze statku, nadal trzymając w ramionach zziębniętą Vivienne.

Jej lodowe oczy były półprzymknięte, kiedy tak walczyła z sennością. Ren pomagał jej w tym, przesyłając przez ich nić obrazy, uczucia, a nawet swoje wspomnienia. Trzymał drobne dłonie białowłosej w zesztywniałych, brudnych rękawicach na swojej piersi, trąc je w palcach. Viv nie była w stanie poruszyć już żadną częścią ciała.

Gdy już Ky miał dość patrzenia przez tę maskę, która nie pozwalała mu przycisnąć swego czoła do jej zziębniętej skóry, która uniemożliwiała potarcie nosem jej nosa, która stała na przeszkodzie jego ustom, palącym się wręcz do rozgrzania bladych warg Vivienne...właśnie wylądowali.

~ Ky, myśli.

Rycerz uśmiechnął się przez łzy.

On płakał.

Podniósł się gwałtownie z wojowniczką na rękach, próbując przegonić wilgoć z oczu. Viv jęknęła cicho, wciskając twarz w pierś rycerza.

Kylo przeklął siebie i swoją głupotę.

Rozluźnił uścisk na jej ciele i zszedł powoli z rampy, niosąc delikatną kruchość w swoich ramionach.

~ Delikatną kruchość?

Rycerz nie zdążył odpowiedzieć, bowiem od razu przyskoczyli do nich sanitariusze. Ren nie pozwolił sobie jej wyrwać z rąk i sam położył Viv na łóżku, wspartym na małych silnikach grawitacyjnych, unoszących posłanie jakieś półtora metra nad ziemią.

Był gotów zdjąć maskę i spojrzeć na nią swoimi oczami. Ale ten jej wzrok, pełen wdzięczności, zamroził go na kilka chwil. To wystarczyło sanitariuszom na szybkie oddalenie się w stronę wyjścia z hangaru.

Kylo ruszył za nimi, jednak jego drogę zastąpił biały szturmowiec.

- Sir, generał Hux na linii - powiedział szybko, widząc zapewne, jak rycerz zwija swe wcześniej rozluźnione palce w pięści. - To bardzo pilne.

~ Idź. Mi nic nie będzie ~ delikatny, ciepły dotyk sprawił, że już nie zaciskał tak swych dłoni.

Ren nie odpowiedział, przesyłając tylko swój spokój.

Tak, pomimo swego zachowania był spokojny. I to tak bardzo, że chyba nawet Vivienne była pod niemałym wrażeniem. Powód i przyczyna tego była prosta.

Vien powróciła pod jego ochronne skrzydła, a on nie zamierzał już nic złego do niej dopuścić.

- Prowadź - powiedział cicho i groźnie, swe słowa kierując do żołnierza.

- Tak jest, sir.

Nowy Mistrz » Kylo Ren [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz