XV

1.7K 152 8
                                    

Vivienne obudziła się gwałtownie ze swego niespokojnego snu.

Kilka godzin wcześniej, zaraz po wyjściu młodzików z pokoju, wzięła krótki prysznic i natychmiast znalazła się w łóżku. Po kilkudniowej wędrówce na lodowych pustkowiach, kiedy to w ciągu nocy musieli wystawiać warty, zamarznięta powierzchnia planety nie pozwalała im rozpalić ognia, a wicher utrudniał marsz...Cóż, taki powrót do ciepłej pościeli stał się marzeniem, który w końcu się ziścił.

Vivienne starła pot z czoła, próbując przegonić resztki wspomnień z przeszłości. Po spotkaniu z Dameronem pewne makabryczne wizje nie pozwoliły jej na spokojny sen. Walczyła długo...ale nie udało jej się.

Wojowniczka z cichym westchnieniem wstała z łóżka i spojrzała na  zegar termiczny. Zostało jeszcze kilka godzin do świtu, ale czuła, że już nie zaśnie.

Założyła wysokie buty i narzuciła na siebie gruby, czarny sweter. Pomimo tego, że na korytarzach działała klimatyzacja i było naprawdę ciepło, to tam, gdzie się chciała się udać, panowała zdecydowanie niższa temperatura.

W części mieszkalnej było cicho i spokojnie. Delikatne światło lamp odbijało się od lśniącej czystością podłogi, kiedy Vivienne skręciła w kierunku schodów. Spacerem chciała przegonić resztki nieprzyjemnego snu. Skinęła niezauważalnie głową żołnierzom, pełniącym przy nich wartę i rozpoczęła długą wędrówkę w dół. Gdy minęła piętro, na którym znajdowały się pokoje gościnne, nie wyczuła nikogo (oprócz kilku szturmowców). Wzruszyła ramionami, nie przejmując się tym zbytnio. Mistrz Snoke najprawdopodobniej medytował w świątyni, a otwierając się na Kylo, znalazła go na komendzie głównej.

Kiedy mroczny rycerz podążył szlakiem jej energii, zamknęła się przed nim nagle. Czując zimne macki Mocy, wzdrygnęła się i przyspieszyła kroku. Rozmowa z nim była ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała. Nie teraz, kiedy próbowała się dogadać z własnymi myślami.

Przed ogromnymi drzwiami, prowadzącymi na arenę, stało dwóch szturmowców czerwono-czarnych zbrojach. Nie drgnęli na jej widok, a Vivienne bez słowa podeszła do bramy i musnęła gładką powierzchnię palcami. Uchyliły się na tyle szeroko, aby mogła się pomiędzy nimi swobodnie przecisnąć.

Pomimo grubego swetra, chłodne igiełki mrozu znalazły drogę do jej odkrytego ciała. Zadrżała, zamykając za sobą drzwi i przeskakując przez trzy stopnie, podeszła do jednego z dwóch dużych stołów, na którym leżała jej broń.

Przeciągnęła palcem po obnażonym ostrzu swojego miecza. Nigdy nie używała miecza świetlnego, bo nie miała okazji takiego zbudować, a co dopiero trzymać w dłoni. Upodobała sobie tradycyjną broń białą: długi miecz, dwa krótkie sztylety, noże do rzucania oraz łuk i strzały. To wszystko wzmacniała Mocą regularnie i z czasem stały się one odporne na ciosy mieczy świetlnych.

Chwyciła mocno za rękojeść tej najdłuższej broni i usiadła na stopniu schodów. Delikatnymi ruchami białego płótna zaczęła ją czyścić czerwonym olejem z Zewnętrznych Rubieży, wdychając zapach umierającej gwiazdy, z której ten bezcenny płyn pozyskiwano.

Kiedy poczuła muśnięcie ciepłego powietrza, pochodzącego z zewnątrz, uniosła kącik ust.

- Nie możesz zasnąć? - Spytała, podnosząc się i odkładając broń na miejsce.

Kylo poruszył palcami, jakby chciał zacisnąć pięści. Stanął u szczytu schodów i przekrzywił głowę, mrużąc oczy pod maską.

- Takie przywiązanie nie jest dobre dla młodzików - odezwał się cicho, jednak jego głos odbił się głośnym echem od kamiennych ścian.

Vivienne parsknęła, splatając ręce na piersi.

- Nie powinieneś kwestionować moich metod. A jeśli masz jakieś zażalenia, to kieruj je do Snoke'a. To on w końcu powierzył mi ich pod opiekę.

Rycerz zacisnął pięści i zaczął zbliżać się w jej stronę. Jak ona miała czelność tak się do niego zwracać?! Bez śladu strachu, choć wiedział, że Moc w nim była pewniejsza. Nie mówiąc już o...szacunku!...I nagle, tuż obok jego zirytowania pojawiła się nutka...rozbawienia?

To jej emocje, zdał sobie sprawę Ren i zwolnił kroku. Jak?

- Takie przywiązanie prowadzi do uczuć, które osłabiają - powiedział spokojniejszym tonem.

- Na przykład? - Uniosła brwi, opierając się jednym biodrem o stół.

Ren stanął przed nią, patrząc na jej drobne ciało z góry.

- Do sympatii.

Vivienne prychnęła, wywracając oczami i zeszła ze schodów, wymijając mrocznego rycerza.

- Sympatia, przywiązanie, miłość - mruknęła. - Znasz kodeks Jedi, mam rację? - powiedziała głośniej, powoli kierując się na sam środek areny. 

Rycerz skinął głową zastanawiając się, do czego zmierza.

- Ci, którzy zbudowali to miejsce - obróciła się z wyciągniętymi ramionami, jakby chcąc mu pokazać każdy najmniejszy kawałek jaskini - dążyli do tego, aby Zakon Ren różnił się od Zakonu Jedi. W moich treningach nie ma nic, co by wykraczało poza granice tych zasad. Rycerze Jedi mają określoną postawę do uczucia, o którym właśnie wspomniałeś. Według ich starych mistrzów ono rozprasza i wytrąca z równowagi, odciągając od głównego zadania: niesienia pokoju i sprawiedliwości w Galaktyce.

Kylo zbliżył się do niej, stojącej na środku areny.

- Pokazuje słabości człowieka i obnaża go przed wrogiem.

- Daje mu siłę, o jakiej niejeden mógłby pomarzyć.

- Odbiera rozum i ogłupia.

- Daje mądrość, jakiej poszukują najwięksi mędrcy.

- Jest lekkomyślna.

- Rozważnie prowadzi przez życie.

Ren i Vivienne mierzyli się wzrokiem, stojąc na środku areny.

- Prowadzi do Jasnej Strony Mocy - syknął Kylo, wysuwając jeden ze swoich mocniejszych argumentów.

Białowłosa uniosła brew, a Ren kontynuował.

- Spotkałaś kiedyś kogoś z Ciemnej Strony mocy, kto by kochał?

Nowy Mistrz » Kylo Ren [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz