I'll climb the hills you face, I'll do this in your place
I'd do anything to go through it instead of you
But even if I fall down when you're not around
Don't worry about me, don't worry about me~Don't Worry About Me, Frances
— Auć, pędziwietrze, nie pomagasz! — Brad krzywi się, kiedy niechcący wbijam mu igłę w ramię.
— Przepraszam, denerwuję się.
— Ty? To nie ty występujesz zaraz przed kimś, kto może zadecydować o twojej przyszłości.
— Tak, ale kiedy ty się denerwujesz, ja robię to automatycznie! — Wyrzucam ręce do góry, frustrując się.
Od ponad dziesięciu minut próbuję przyszyć jeden cholerny guzik do koszuli chłopaka. Że też musiał odpaść akurat przed samym występem! Udziela mi się atmosfera, panująca „za kulisami" (jeśli tak można nazwać magazyn pubu Jerry'ego). Trójka muzyków oraz Joe — ich menadżer, którego w końcu poznałam — chodzą w kółko. Są co najmniej tak zdenerwowani, jakby zaraz mieli zagrać przed samą królową Elżbietą Drugą. Ręce mi się trzęsą, kiedy próbuję po raz setny nawlec nitkę przez oczko. Kończy się na tym, że ciskam tym wszystkim na podłogę. Rozpinam trzy pierwsze guziki koszuli Brada, aż do tego, gdzie go brakuje.
— Proszę. Teraz nikt nie zauważy. — Klepię go po klatce piersiowej.
— On nie może tak wyjść, Holly. — Joe stroszy swoją czarną czuprynę. Mam wrażenie, że zaraz wyrwie sobie wszystkie włosy z głowy. — To takie...
— Normalne. — Kończę nieznoszącym przeciwu tonem. — Chłopcy w jego wieku tak chodzą. Chyba że chcesz sam pokłuć sobie ręce, droga wolna.
Ten marszczy tylko nos, krytycznie przyglądając się mojemu dziełu. Po chwili przyklepuje poły materiału, by nie odstawały za bardzo.
— Może być — orzeka w końcu. W tej samej chwili rozlega się trzask, na co odwraca się gwałtownie w jego stronę. — Cholera, Tristan!
Kiedy odchodzi, oddycham z ulgą. Poprawiam jeszcze raz koszulę chłopaka, a ten zatrzymuje moje dłonie na jego klatce. Przełykam ślinę odrobinę zbyt głośno, unikając kontaktu wzrokowego.
— Uda ci się, pamiętasz? — ściszam głos, by zamaskować jego podwyższony ze zdenerwowania ton.
— A co jeśli się przewrócę albo mikrofon przestanie działać?
Zmuszam się do spojrzenia na niego.
— Wtedy podniesiesz się, otrzepiesz i będziesz śpiewał dalej. Będę tutaj, kiedy skończycie, obiecuję ci.
Już mam zabrać ręce, kiedy on przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej. Prawie brakuje mi tchu. Zbyt blisko, zbyt blisko.
— Jeśli mi się uda — zaczyna niepewnie, oblizując spierzchnięte wargi — wtedy pozwolisz mi się gdzieś zabrać. Tylko ty i ja. Jak normalni ludzie.
Kąciki moich ust mimowolnie wędrują do góry, a serce zaczyna trzepotać jak ptak w klatce. Nie jestem pewna, czy to do końca dobre w moim przypadku, jednak teraz wcale się tym nie przejmuję.
— To propozycja? — upewniam się.
— Po prostu umowa. — Uśmiecha się zawadiacko. — To jak?
— Stoi.
W tej samej chwili Joe woła wszystkich na scenę. Brad waha się chwilę, lecz ostatecznie całuje mnie w policzek, po czym biegnie za innymi. Odruchowo przykładam dłoń do twarzy. Mam świadomość, że muszę wyglądać jak idiotka, stojąc tak, wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stał i szczerząc się szeroko. Jednak nic na to nie poradzę. Czuję się, jakbym znów miała szesnaście lat. Jakbym nie znała czegoś takiego jak „troska" i miała znów pstro w głowie.
Występ jest świetny — jak zawsze. Nie potrafię oderwać wzroku od jego sylwetki i swobodnych ruchów. Zapomniał o całym stresie i robi swoje. To jedna z tych rzeczy, które uwielbiam w nim najbardziej.
Piosenka za piosenką, a ja staram ignorować się nagłe kłucie w sercu. Tłumaczę się dzieleniem stresu z nimi, jednak z każdą minutą pikanie się nasila. Muszę przysiąść na jednym z pudeł. Oddycham ciężko, a przed oczami pojawiają się mroczki. Nie, błagam, nie teraz.
— Holly? Wszystko dobrze? — Joe zauważa, że coś jest nie tak.
— Tak, wszystko w porządku. — Silę się na słaby uśmiech.
— No nie wiem. — Po raz kolejny tego dnia przeczesuje swoje gęste włosy. — Wyglądasz, jakoś...blado.
Brawo, Joe, twoje obserwacje są zadziwiająco trafne.
Kręcę tylko głową. Obiecałam mu, że tu będę. Obiecałam.
Mężczyzna wzrusza tylko ramionami i podaje mi butelkę wody. Opróżniam ją duszkiem do połowy.
Kłucie. Jedno. Drugie. Trzecie.
Tysiące naraz.
Tracę rachubę.
Bradley.
Chwytam się brzegów swojego prowizorycznego siedzenia. Ściskam mocno plastikową butelkę tak mocno, że wylewam z niej nieco napoju. Z przerażeniem stwierdzam, że nie mogę normalnie oddychać. Próbuję wziąć głęboki wdech, lecz coś mnie blokuje. Mój zaćmiony częściowo umysł rejestruje, że kolejna piosenka dobiega końca.
Czworo roześmianych, szczęśliwych chłopaków wchodzi do magazynu. Jednak miny im rzedną, kiedy widzą, w jakim stanie się znajduję.
Brad jest pierwszym, który do mnie dobiega. Ujmuje moją twarz w dłonie, lekko poklepując policzek, żeby mnie ocucić.
— Holly. — Głos mu się łamie. — Niech ktoś zadzwoni po karetkę!
— Sam ją zawiozę — deklaruje się Joe i bierze mnie na ręce, jakbym nic nie ważyła. — Wy wracajcie na scenę.
— Nie ma mowy, jadę z wami — protestuje stanowczo szatyn.
Nie, błagam.
Łapię go mocno za rękaw koszulki i przyciągam do siebie ostatkami sił. Ciemność wkrada się przed moje oczy coraz skuteczniej.
— Bradley. — Nie mogę pozwolić, by przepuścił taką szansę przeze mnie. — Jeśli przegapisz ten występ, jeśli opuścisz zespół... — Kaszlę parę razy, a na mojej chusteczce pojawia się krew. — ...wtedy możesz się już do mnie nie odzywać.
Wygląda na zszokowanego. Odsuwa się, jakbym właśnie go spoliczkowała. Czuję piekące łzy pod powiekami. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. To tylko dla twojego dobra.
Connor kładzie rękę na ramieniu przyjaciela i odciąga go. Wpatruję się w nich, dopóki Joe nie wynosi mnie z pomieszczenia. Dopóki kaszel nie staje się tak mocny, że mam wrażenie, iż wypluwam z siebie płuca. Dopóki chusteczka nie pokrywa się krwią, oddycha mi się coraz ciężej, a mrok całkowicie zasłania mi pole widzenia.
A jedyne, co już zawsze będę pamiętać, Brada z przygarbionymi żałośnie ramionami oraz kołkiem w sercu, który właśnie mu wbiłam.
Wstawiam dwa pod rząd, bo jestem w super humorze (Wena wróciła i się łasi) :')
YOU ARE READING
Ile czasu nam zostało? ✔
FanfictionHolly kochała przygody. Czy Bradley Will Simpson będzie jej ostatnią? Dziewczyna, dla której diagnoza jest wyrokiem śmierci oraz początkujący muzyk zmagający się z przeszłością. Oboje mają własne demony. Oboje uciekają od nich na wszelki...