8. Lubię twój uśmiech

1.6K 157 13
                                    

 So why don't you smile for me
Now I take your picture
Make it last a lifetime
For it played in my eyes  

~Smile, The Vamps

 Brad okazuje się moim największym wsparciem. Przez kolejne parę dni, przez które kategorycznie zabroniono mi opuszczać dom, przebywa ze mną cały czas. Dosłownie — zjawia się punkt ósma rano, budząc mnie brutalnie (przystawia mi do ucha słuchawkę, w której gra okropnie głośno „Back in Black" zespołu AC/DC), a wychodzi o dziewiątej wieczorem, przykrywając mnie pod szyję kocem, mimo moich protestów. Uśmiecha się wtedy z politowaniem, całuje w czoło i życzy dobrej nocy.

  Jest w tych wszystkich gestach tak niezwykle troskliwego, że wzruszenie odbiera mi mowę i nie pozwala mi odpowiedzieć na jego "dobranoc". Czasami tylko przyglądam mu się podczas krzątaniny w kuchni, w której próbuje rozeznać się w etykietkach. Marszczy wtedy czoło, narzekając na moje pismo, które podobno przyprawia go o oczopląs. W końcu daje za wygraną i otwiera wszystkie puszki po kolei, dokładnie bada ich zawartość, aż w końcu — niesamowicie z siebie dumny — stawia przede mną kubek parującej herbaty. Raz próbuje nawet coś ugotować, lecz interweniuję w samą porę i kończy się na zamówieniu pizzy. 

  Kolejnego dnia również wpada do mojego mieszkania jak burza (czy wspominałam już, że moja mama ubóstwia tego chłopaka tak bardzo, że kazała mi dorobić mu klucze? Nawet Theo nigdy ich nie dostał, z czego, tak przy okazji, zaczynam się cieszyć). Siedzę już przed telewizorem, z talerzem kanapek na kolanach. Pokwapiłam się nawet o przebranie się z piżamy w zwykłe jeansy oraz szary, długi sweter. Brad patrzy na mnie ze zdziwieniem, kładąc zakupy na blacie.

  — Wstałaś? Tak wcześnie? Nie wierzę. — Uśmiecha się złośliwie.

  — Obrzydziłeś mi Back in Black na wieki — burczę pod nosem i odgryzam porządny kęs bułki. 

  Szatyn przeskakuje paroma susami dzielący nas dystans i z impetem opada na kanapę obok mnie. Zabiera jedną kanapkę z mojego talerza i wsadza sobie do ust. 

  — Nie kłam, kochałaś to. — Przez chwilę szuka odpowiedniego kanału w telewizji. — Nie będę oglądał po raz kolejny Glee — ostrzega.

  Odbieram mu pilota i wyłączam nim urządzenie. Chłopak patrzy na mnie, unosząc jedną brew ze zdziwieniem.

  — Nie chcę już nic oglądać. Czuję się już dobrze, wyjdźmy gdzieś — jęczę, jak małe dziecko.

  Brad masuje kark, intensywnie się nad tym zastanawiając. Przygryzam kolczyk w pełnym napięcia oczekiwaniu. Mam wrażenie, że jeśli zostanę pośród czterech ścian pięć minut dłużej, mogę zwariować. Przetrzymywanie mnie w dusznym mieszkaniu to czyste bestialstwo. Nie mogę przebywać tu dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie, kiedy udało mi się już odzyskać cząstkę dawnej siebie. Muszę trzymać się jej jak ostatniej deski ratunku, która nie pozwala mi popaść w skrajne szaleństwo.

  — Sam nie wiem, Holly. — Brad ucieka wzrokiem w bok. — Twoja mama mnie zabije, jeśli cię stąd wypuszczę.

  Uderzam go w ramię, odrobinę zbyt mocno.

  — Moja mama cię uwielbia! — Fukam, oburzona. — Nie bądź pantoflarzem, Simpson i zabierz mnie stąd w cholerę. 

  Widzę, że bije się z własnymi myślami. Waży moje słowa bardzo dokładnie, aż w końcu daje za wygraną. Przytakuje tylko, zrezygnowany. Uśmiecham się tryumfalnie i podrywam z kanapy, wydając z siebie niekontrolowany pisk radości. Stroszę mu jeszcze włosy, a potem biegnę do pokoju się przebrać.

Ile czasu nam zostało? ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora