4. Może czeka nas wieczność?

2.2K 191 18
                                    

  If I lay here 
If I just lay here 
Would you lay with me and just forget the world? 

~Chasing Cars, Snow Patrol

  Czasami mam wrażenie, że mieszkają we mnie dwie, całkowicie odmienne osoby. Jedna z nich dorosła zbyt szybko, a druga nie zrobiła tego wcale. 

  Osobiście wolę tę drugą wersję. Dzieciństwo trwa zbyt krótko, by w pełni się nim nacieszyć. Świat i system popycha nas w stronę dorosłości najszybciej, jak tylko może. Zabawki zostają zamienione na obowiązki szkolne, powoli zapominamy przyjaciół z piaskownicy. Zaczyna się niezdrowa ciekawość, ciągnie nas do rzeczy zakazanych. Niby dorośli, a błądzimy jak dzieci — musimy się sparzyć, by nauczyć się omijać ogień. Badamy nieznane grunty, sprawdzamy nasze możliwości, ambicje. Stajemy się ostrożniejsi w stosunku do rzeczy nowych oraz obcych. Oddalamy się od ludzi, dla których kiedyś skoczylibyśmy w przepaść. Dla korzystniejszych znajomości, dla mniejszego balastu, dla świętego spokoju. 

  Mam takie chwile, że tęsknię za Holly, która czuła się nieśmiertelna. Konsumowałam życie niczym zakazany owoc. Nie bałam się trującego kawałka. Mogłam wszystko. Robiłam rzeczy, od których słuchania dorosłym jeżyły się włoski na karku, a wzbudzały podziw rówieśników. 

  Jednak moja definicja zabawy jest inna od tej zwykle znanej nastolatkom. Nie muszę się upijać, ćpać ani szlajać po obskurnych klubach, by poczuć się wolna. Podczas gdy inni balowali w pubach, ja wspinałam się na najwyższe wzgórze Birmingham. Kiedy oni malowali okropne graffiti na murach, ja zdobiłam swoją skórę nieplanowanym tatuażem na obojczyku. Zarobiłam parę blizn podczas chodzenia w miejsca, gdzie nikt się nie zapuszczał. Odkrywałam miejsca w mieście, które stały się tylko moje, ponieważ nikt inny o nich nie wiedział.

  Z każdym takim małym wybrykiem czułam się lepiej. Adrenalina pobudzała mnie do życia. Już prawie zapomniałam, jakie to uczucie, kiedy uderza ci do głowy, każąc robić rzeczy niemożliwe. Właśnie. Prawie.

  Dlatego tak bardzo tęsknię, by zrobić to wszystko ponownie. I kiedy już mam wyjść na zewnątrz, ta pierwsza — dorosła — Holly blokuje mnie. Zatrzymuje, dusi, więzi we własnym ciele. A ja jestem zbyt słaba, by się jej sprzeciwić.

~*~

  Tego wieczoru, kiedy odkryliśmy stary magazyn, coś się zmieniło. Przychodzę tam codziennie. Wspinaczka na płot jest coraz bardziej uciążliwa, co czyni ją jeszcze przyjemniejszą, gdy dotrę już na drugą stronę. Moje poczucie wartości rośnie z każdym takim udanym wypadem. Zdarłam już na tych drutach parę kurtek, a kolana moich jeansów są poprzecierane tu i ówdzie, ale w ogóle się tym nie przejmuję. Wręcz przeciwnie — noszę je z dumą. Przypominają mi o tym, czego codziennie tu dokonuję.

  Zwykle nie zabieram ze sobą nic oprócz kieszonkowej latarki. Niebo w Anglii przez większość czasu zasnute jest ciężkimi chmurami, przez które księżyc nie potrafi się przebić, więc muszę oświetlać sobie drogę sama. Kieruję się pod magazyn i po prostu pod nim siadam. Spędzam tak długie godziny, zazwyczaj pisząc w swoich notesach. Każda — dokładnie każda — historia jest związana z tym budynkiem. Wymyślam różne scenariusze i rozpisuję je, najlepiej jak potrafię. Opowieści o ludziach zranionych jak te kruszące się ściany oraz wybite szyby. O ludziach takich jak ty i ja — realnych, namacalnych.

  Dzisiaj pogoda jest zdecydowanie przystępniejsza, więc kładę się na trawie. Mam na sobie gruby sweter i kurtkę, więc nie marznę tak bardzo. Poza tym, mieszkanie od urodzenia w pochmurnej Anglii w końcu do czegoś zobowiązuje — można się przyzwyczaić do wiecznej szarości oraz chłodu. 

  Nie wiem, jak długo tam jestem, kiedy ktoś kładzie się obok mnie. Nawet nie słyszałam kroków. Uchylam jedynie powieki, by kątem oka dostrzec, jak Brad wyciąga nogi przed siebie i opiera głowę na skrzyżowanych za sobą rękach. Ciszę przerywa jedynie piosenka świerszczy i szelest trawy. Temperatura jest tak niska, że nasze oddechy tworzą obłoczki pary w powietrzu.

  — Nie rozmawialiśmy odkąd ostatni raz tu byliśmy — odzywa się w końcu.

  — Nie. — Przytulam zeszyt do siebie, na wypadek, gdyby przyszło mu do niego zajrzeć. Odsłoniłam się przed tym chłopakiem już dostatecznie.

  — Czy coś się stało? — pyta, a w jego głosie słychać szczere zmartwienie.

  — Nie.

  — Powiedziałabyś mi?

  — Nie. Przepraszam.

  Konwersacja w ogóle się nie klei. Nie wiem, czy to przez urok tego miejsca, czy przez późną porę, ale w dziś w ogóle mi to nie przeszkadza. Chcę tylko leżeć tu i czekać, aż wiatr rozwieje chmury. Chcę zobaczyć niebo tak ciemne, że aż czarne, a na nim gwiazdy, których nikt nigdy nie zdoła policzyć.

  Próbuję wyobrazić sobie to miejsce dniem i nie potrafię. Budynek w świetle słonecznym musi wydawać się... zwykły. Szary. Wraz z porankiem ujawnia się jego gorsza natura. Trawa wygląda pewnie na bardziej wyblakłą, niż jest w rzeczywistości. Nic dziwnego, że miejsce to jest skutecznie omijane przez przechodniów. 

  Nagle mam ochotę zadać komuś tysiące pytań. O rzeczy zwykłe i o te, nad którymi trzeba głębiej pomyśleć. Nie muszę nawet uzyskiwać odpowiedzi, chcę tylko wyrzucić je z siebie oraz z własnego umysłu, któremu już nie do końca ufam. Tłumaczę to sobie wpływem tego miejsca, choć już sama nie wiem, co mną kieruje.

  — Myślałeś kiedyś o tym, co jest po śmierci? — Przygryzam kółeczko w mojej wardze, co stało się już zwyczajem przy chwilach stresu lub słabości. Moje spięte ciało czeka na zbycie pytania machnięciem ręki lub żart na rozładowanie atmosfery. 

  Jednak on się zastanawia. Marszczy czoło, patrząc w jeden punkt na górze.

  — Myślałem — przyznaje w końcu. — Nie mam pojęcia, co będzie potem. Może nic, a może czeka nas wieczność. Kto wie? — Wzrusza ramionami, nie odrywając wzroku od paru gwiazd, które wyłoniły się zza chmur.  — Przekonamy się, kiedy przyjdzie na nas pora.

  Jego słowa urzekają mnie w niezwykle przedziwny sposób. Może czeka nas wieczność. Muszę przyznać, że tak ogromne słowo mnie przeraża. To już nie pięćset, nie tysiąc lat. To zawsze i nieskończenie. Wielkie zobowiązanie, które przerasta zwykłego śmiertelnika.

  — Wieczność musi być straszna — mówię na głos to, co chodzi mi po głowie.

  — Nie, jeśli spędzisz ją z właściwą osobą — odpowiada cicho. 

  Nie wiem, ile jeszcze tak leżymy. Może pięć minut, może godzinę, kiedy chłopak podnosi się nagle i otrzepuje źdźbła trawy z ubrania. Wsadza dłonie do kieszeni kurtki, rozglądając się po polu. Zatrzymuje wzrok dopiero na magazynie. 

  — Byłaś już w środku?

  Kręcę głową. Owszem, przeszło mi to przez myśl, ale nie odważę się na to sama. Chcę zapamiętać tę budowlę taką, jaką jest. Boję się rozczarowania, jeśli wnętrze nie będzie dorównywać widokowi na zewnątrz.

  — Kiedyś tam wejdziemy — obiecuje, posyłając mi krótki, wymuszony uśmiech. 

  Po czym odwraca się i odchodzi. Tak po prostu, zostawiając mnie samą z własnymi myślami, zżerającymi mnie od środka.


Mam wrażenie, że czegoś w tym rozdziale brakuje, ale zależało mi na tej konkretnej scenie. Miałam wstawić po szkole, a zasnęłam ;-; No nic, miłego wieczorku! 

Rozdział dla mojej parabatai. Teraz już wiesz, czemu tu miałaś założyć konto, placku ;-; <3.

[Przeklinam Wattpada, że nie można dać dwóch dedykacji naraz, meh].

OKEJ, W SUMIE MIAŁAM WSTAWIĆ TEN ROZDZIAŁ W URODZINY CONNORA, ALE TU JESZCZE GO NIE MA, DOPIERO W NASTĘPNYM. NASZ CONDOR MA JUŻ 2O LAT, WIERZYCIE W TO? BO DO MNIE CHYBA JESZCZE NIE DOTARŁO. Tak szybko dorastają :')))


Ile czasu nam zostało? ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora