25. Jestem z tobą

1.1K 126 17
                                    

  Light up, Light up
As if you have a choice 
Even if you cannot hear my voice
I'll be right beside you, dear

~ Run, Snow Patrol

  Budzenie się w środku nocy nie należy do listy moich ulubionych czynności. Szczególnie wtedy, kiedy moje serce daje o sobie znać w tak bolesny sposób.

  Już czas się przyznać, Holly. Jest z tobą źle. Cholernie źle.

  Są takie chwile, gdy mam ochotę po prostu się poddać. Kiedy dalsza walka wydaje mi się bezsensowna i chcę jedynie dryfować, czekając na utonięcie. Śmierć jeszcze nigdy nie wydawała się słodsza niż w chwilach ataku. 

  A potem przypominam sobie te wszystkie, bliskie mi twarze. Mama, tata, Bradley. Tych wszystkich, którzy jednak od zawsze byli gdzieś tam w moim życiu. Mae, pan Bell, nawet rozhisteryzowana ciocia Nell. I oczywiście nowych przyjaciół, którzy już zdążyli zagościć w moim sercu. Tristan, Connor, James

  Tylko pamięć o nich trzyma mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach. Bo gdyby to ode mnie zależało, gdybym była zupełnie sama... Nie wytrzymałabym. Rozpadłabym się.

  To dlatego wychodzę teraz z łóżka najciszej jak się tylko da, by nie zbudzić Brada, śpiącego obok. Tłumię w ustach kaszel, który pęta moją krtań. Dopiero gdy docieram do łazienki, daję temu upust.

  Biała umywalka pokrywa się szkarłatnymi plamkami krwi.

  Ucisk w klatce piersiowej narasta, kłucie w sercu nasila się. Teraz każdy oddech to osobna bitwa, przy której tracę zbyt dużo sił. Gorący impuls przeszywa moje ciało, a kolana uginają się, niezdolne do dalszego trzymania tego ciężaru. Upadam. Czuję zimne kafelki pod rozgrzanym policzkiem, a przed oczami tańczą mi mroczki.

  Chcę tylko, żeby przestało boleć. Czy to tak dużo?

  Zdradzę wam sekret: nawet najsilniejsi błagają czasem o koniec. Prędzej czy później i tak zawsze błagają.

  Z gardła wyrywa mi się zduszony krzyk. I szloch. Płaczę jak małe dziecko. Ponieważ zwyczajnie mam już dość cierpienia.

  Nagle ktoś mnie podnosi. Szumi mi w uszach, więc nawet nie zarejestrowałam chwili, w której Brad wpada do środka. Oplata swoje ramiona wokół mnie, nie zważając na to, że pluję krwią. Przez zamroczone pole widzenia przebija się jego blada ze strachu twarz. Coś mówi, jednak zrozumienie go zajmuje mi trochę czasu.

  W ostatniej chwili widzę, że wyciąga telefon. Prawie wypluwam sobie płuca, kiedy próbuję go powstrzymać:

  — Nie... Proszę, nie, nie chcę żadnego szpitala. — Łapię go za nadgarstek. Brzmię, jakbym mówiła poprzez papier ścierny. 

  — Holly...

  — Powiedziałam nie. — Odpycham go i opieram się o ziemię. Moje ręce drżą, więc utrzymanie się na nich to nie lada wyczyn. Ocieram usta z krwi wierzchem dłoni. — Nie wrócę tam. Po moim trupie.

  Staram się unormować oddech. Łzy ciekną mi już ciurkiem po policzkach. Z bólu, z bezsilności, z nagromadzenia całego swojego żalu i w końcu — nareszcie — dania mu upustu. Czuję, jak buzuje we mnie pewien rodzaj niezrozumienia, którego nie potrafię się pozbyć. I chyba już nigdy nie zdołam.

  A potem spoglądam na twarz Brada. Wykrzywiona w bólu, blada i mizerna. Cierpi, bo również nie wie, jak mi pomóc. W tej chwili wybucham jeszcze większym płaczem, mimo że na siłę staram się go zdusić w sobie. Z powrotem opadam w jego ramiona, pozwalając się objąć. Niewidzialne igły kują nieustannie moje serce, jednak kaszel nieco ustaje. Wkrótce duszę się już tylko łzami. Chłopak w milczeniu kołysze mną delikatnie, głaszcząc mnie przy tym po włosach. 

Ile czasu nam zostało? ✔Onde histórias criam vida. Descubra agora