Pokój bez Nialla był taki pusty. Łóżko po przeciwnej stronie było wciąż porządnie zaścielone, ubrania blondyna nienagannie ułożone w kosteczkę w szafie. Jego laptop nie pracował, tak jak miał to w zwyczaju.
- Jeszcze tu jesteś? - zapytał i postać obok okna wzruszyła tylko ramionami. Harold westchnął i wygrzebał się spod ciepłej kołdry. Postawił stopy na zimnej podłodze i podszedł do niego, kładąc rękę na ramieniu. - Czy nie poprosiłem cię wczoraj o wyjście?
Skinął głową; kosmyk brązowych włosów spadł na jego czoło. W świetle wschodzącego słońca jego twarz była jakby zamazana, skąpana w dzisiejszych pierwszych promieniach słonecznych. Mały, zadarty nosek poruszał się, kiedy robił swoją minę. Mniejsza dłoń złapała jego i ścisnęła mocno jak gdyby nie chciał, żeby teraz odpuścił.
- Cztery razy. - szepnął do ściany i jego usta zafalowały. Harold nie potrafił oderwać wzroku od tego obrazu, który malarz przed nim rozciągnął. To było nierealne, nie do pokonania, kiedy Louis odwracał się powoli w jego stronę, a niebieskie oczy przylgnęły do jego twarzy. - Ale wciąż tutaj jestem.
Zielone oczy zaszkliły się i Harold musiał pociągnąć nosem. Powoli, jakby w zwolnionym tempie skinął głową kolejny i kolejny raz, a dłoń Louisa trzymał tak mocno, jakby była kotwicą jego statku. Zacumował tam dawno temu, na tej mieliźnie być może nic nie wartej i zakochał się w pięknych widokach bezkresnego morza, które mógł codziennie odkrywać na nowo. Jego statek wypływał coraz dalej i kotwica w dalszym ciągu była tam, niezrażona jego chęcią odpłynięcia. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie szuka poklasku, nie unosi się pychą. Nie dopuszcza bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje*.
- Nie chcę cię stracić. - ciało starszego mężczyzny w jego objęciach wydało się jeszcze drobniejsze, niż sobie to zapamiętał. Twarz ukrył w zagłębieniu szyi, wdychając zapach szamponu. Uwielbiał ten zapach, był jak dom.
Louis zamknął oczy. Spod jego powiek wypłynęła samotna łza, ponieważ pomimo tak wielu ran, tak wielu błędów Harold dał mu szansę.- Kocham cię, Harry.
*
Spocone, splecione z sobą palce wydawały się być makaronem do spaghetti, długimi i nierozłączonymi. Nie puścił go nawet wtedy, kiedy recepcjonistka posłała w ich kierunku piorunujące spojrzenie. Uśmiechnął się do niej przyjemnie i ruszył dalej, ignorując napastliwe spojrzenia i nietolerancję rozprzestrzeniającą się niczym ebola. Kroczyli przez ekstremalnie sterylny korytarz do pokoju, w którym znaleźli tlenionego blondyna siedzącego z głową zwisającą z łóżka. Twarz miał czerwoną niczym pomidor, usta rozchylone. Słuchał diabolicznie głośno muzyki Jamesa Baya na słuchawkach, kochał to. Więc Harry podszedł i zerwał białe kabelki z jego uszu, na co Irlandczyk westchnął zirytowany.
- Jestem aktualnie niewidomy. Mam napisać na drzwiach kartkę "proszę pukać, ponieważ nie mam pojęcia, kto idzie"? - przygryzł dolną wargę, a potem oblizał krwisto czerwone usta. Zdawało mu się, że wszystko zaczyna wirować albo to tylko ta ciemność spowodowana zwisaniem z łóżka jego głowy. Sięgnął do blond czupryny i przeczesał ją, czując między palcami miękką strukturę włosów.
- Nie bądź niemiły, Niall. To tylko ja i Louis. - zbeształ go przyjaciel i cóż, nie potrafił nie uśmiechać się na widok sprężonych, krzaczastych brwi Harry'ego i grymasu na jego twarzy, kiedy się do niego zwracał. Kochał tego chłopaka całym swoim sercem i cóż, był szczęśliwy, ponieważ miał Harry'ego, a Harry miał Louisa. A przynajmniej na to wyglądało. Niall nie chciał jeszcze poruszać tego tematu. - Przyniosłem ci owoce.
- Owoce? - zdumiał się, a jego brew oderwała się od zakończenia wielkiego, sterylnie białego i kwadratowego opatrunku, który miał na oczach. Syknął boleśnie i dla pewności, że jego włoski na brwi nadal istnieją dotknął parę razy tego miejsca.
- Lepiej to zostaw. - przynaglił jego kumpel i usiadł w pozie agresywnie niedbałej na małym, plastikowym krześle w kolorze jaskrawego różu. Zaskrzypiało i oparcie osunęło się pod ciężarem jego ciała. Wykręcił lekko swoje ramię i rękawek koszuli podwinął się, eksponując jeszcze bardziej jego tatuaże. Louis dosięgnął ich opuszkami palców, znacząc szlak od bicepsa aż do dłoni. Wślizgnął się pomiędzy jego palce i ścisnął mocno, posyłając w jego stronę najpiękniejszy uśmiech o jaki Harry tylko mógłby poprosić. Niesamowicie go kochał; nadal.
- To obrzydliwe. - skwitował starszy mężczyzna i gdyby tylko mógł wywróciłby oczami. Niestety, nie mógł więc wykrzywił swoje chude wargi w grymasie, marszcząc w ten dziwny sposób mały nos. - Nawet was nie widzę ale zdaję sobie sprawę, że właśnie go dotknąłeś, Louis.
Płomienny chłopak uniósł obie ręce w akcie poddania i zaśmiał się gardłowo, kiedy mężczyzna zajmujący zaszczytne miejsce szpitalnego łóżka rzucił się na kołdrę i zakrył nią głowę. Spojrzał w swoją lewą stronę i Harry uśmiechał się do niego. Dołeczki w jego policzkach były wielkie i, Boże, dlaczego jeszcze nikt nie skomponował specjalnej symfonii na ich temat? Były tak ogromne, że Louis mógłby przyrzec, że właśnie tam zmieściłaby się cała jego rodzina, siostry, zwierzęta i na dodatek personel Burger King. Oczy jak spodki miał roziskrzone, szmaragdowe i płomienne. Tańczyły w nich niezbadane nikomu ogniki, Louis jeszcze nigdy takich nie zobaczył. Uśmiech miał tak piękny, że aż zapierało dech w piersiach i niebieskooki młodzieniec musiał nagimnastykować się sporo, by wprawić swoją klatkę piersiową ponownie w ruch, dotleniając tym samym narząd umieszczony w jego głowie, którego używał od ponad dwudziestu lat.
Poruszał swoimi bladymi ustami i bezdźwięcznie skierował w jego stronę komplement. - Jesteś piękny.
A potem obserwował jak marmurowe policzki Harry'ego pokrywają się szkarłatem, jak jego usta w zażenowaniu zaciskają się w przyjemną, prostą kreskę i jak jego wzrok zbacza z twarzy pochlebcy. Był niewątpliwie najpiękniejszym dziełem sztuki, jakie kiedykolwiek mogło powstać w muzeum, gdzie przez miliardy lat przelewały się setki ludzkich twarzy. Był najpiękniejszy w tym kraju, jeszcze piękniejszy w całym kontynencie i gdyby tylko można było posiadać tak dużą szklankę, by upchnąć tam wszystkie morza i oceany świata, Harry nadal byłby piękniejszy od natury.
# #
*Hymn o Miłości
jezu, jak mi smutno
YOU ARE READING
Hi! (Larry Stylinson)
FanfictionPieprzyć pierwszą miłość, pomyślał Harry i pocałował chłopaka przed nim. Czekam na drugą. Co jednak, jeśli pierwsza miłość okazuje się być tą drugą? "Oops" sequel. * * * Miejsce akcji: Londyn, Nowy Jork Bohaterowie główni: Louis (20)...