06.

3.3K 226 70
                                    

Harry słyszał, jak los ironicznie chichocze mu do ucha, podśpiewując sprośne piosenki. Nie mógł powstrzymać leniwego ziewnięcia, które wydostało się z jego ust oraz kilku siarczystych przekleństw, kiedy jego ręka natrafiła na wyraźny opór ze strony ciemnych, drewnianych drzwi. Zastukał kilka razy kłykciami w ich powłokę, zadzwonił dzwonkiem i modlił się w duchu o to, by był sam.

- Harry. - powiedział cicho jego imię, drapiąc się po głowie i zawiązując sznureczek dresowych spodni. Biała koszulka była na niego ewidentnie za duża, sięgała prawie połowy ud i Harry mógł przysiąc, że zmieściłby się w niej jeszcze dorodny Amerykanin z trójką dzieci.

- To było nie fair. - bez pozwolenia wkroczył do jego mieszkania, zdejmując kurtkę i wieszając ją na haczyku, który Louis umieścił tam własnoręcznie. Był studentem, w dodatku studentem, który nie chciał przyjmować pieniędzy od rodziców. Był cholernym wyjątkiem i jeśli mógł (oraz był rozsądny), oszczędzał na wszystkim. Boże, nie pamiętał nawet kiedy ostatnio kupił za swoje pieniądze nową parę skarpetek! - Zrobiłeś to wszystko, pozwoliłeś żebym był dla ciebie taki okropny. Tego chciałeś, czy nie jest to to, czego chciałeś?

Chodził po jego mieszkaniu w tę i z powrotem, a Louis stał oparty o szafkę i przyglądał się mu z założonymi rękami. Uśmiechał się pod nosem i cóż, dla niego było to trochę zabawne, podczas gdy Harry miał wyrzuty sumienia. Louis wiedział, że tak będzie. Chciał tego także.

- Po prostu mi na to pozwoliłeś. Krzyczałem na ciebie, miałem ochotę nawet cię uderzyć! - wymachiwał rękami, wstrząśnięty obserwacjami swojego wczorajszego zachowania. Był zszokowany tak łatwym wybuchem złości i w ogóle tym, że rozmawiał wczoraj z Louisem. Nie powinien. - Zrobiłeś to wszystko.

- Tak. - odezwał się w końcu, beztrosko wzruszając ramionami i robiąc swoją minę. Oczami błądził po ciele Harry'ego, który stał odwrócony do niego tyłem i starał się nie westchnąć. Poprawił swoją koszulkę kilka razy, odepchnął się od szafki i podszedł do niego kilka kroków. Już wyciągał dłoń, by położyć ją na jego barku; już stawał na palcach, by dosięgnąć jego policzka. - Zrobiłem to celowo.

Tego się na pewno nie spodziewał. Gwałtowny obrót o sto osiemdziesiąt stopni prawie zwalił go z nóg i Louis musiał przytrzymać go za koszulę, której ostatni guzik odpiął się w trakcie ratowania Stylesowego życia. Oboje sapnęli, Harry z irytacji, Louis z jego wiecznego braku koordynacji i naraz wybuchnęli śmiechem.

- Zrobiłeś to specjalnie? - pytał, za każdym razem trzymając się za brzuch i trzęsąc ze śmiechu. Nie potrafił uwierzyć, jak potwornym manipulantem stał się Louis Tomlinson. - Liczyłeś na to, że będę czuł się z tym wszystkim źle i znów przyjdę?

- I że będę miał okazję z tobą porozmawiać. Znowu. - dopowiedział, skinął głową i gestem pokazał Harry'emu, by usiadł na kanapie. Uśmiechając się pod nosem wciąż stał i Louis wywrócił oczami. Był niemożliwy. - Zgaduję, że rozmowy nie idą nam dosyć dobrze, nie jest tak?

Harry zaśmiał się z jego dziwnego żartu, ponieważ tak, tak było. Za każdym razem kiedy chcieli porozmawiać, nie potrafili i Louis potrzebował manipulacji, by w końcu doprowadzić do przyzwoitej wymiany zdań. Dał Harry'emu szansę na pozostawienie wszystkiego, co tkwiło w nim od lat na zewnątrz.

- Myślę, że możemy zacząć teraz od początku, jeśli tego chcesz. - stwierdził przekonany, wzruszając ramionami i mrużąc oczy. Światło sączyło się przez zepsute rolety zasłaniające okna, rażąc go w oczy i oświetlając postać niebieskookiego chłopaka magiczną poświatą. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, ponieważ nigdy nie sądził, że to mogłoby się kiedykolwiek zdarzyć. To on miał zamiar ubiegać o powtórną przychylność Harry'ego Stylesa.

Oniemiały, tylko skinął głową i wyciągnął do młodszego studenta rękę.

- Harry. - wydobył z siebie zachrypnięty, rozbawiony głos, a Louis skinął tylko głową.

- Hi! Louis Tomlinson. - wypowiedział swoje imię, a Harry wolną ręką zatkał swoją buzię. Zachichotał.

- Oops! Harry Styles.*

*

Następnego dnia wpadli na siebie kilkukrotnie. Śmiejąc się głupio wymijali siebie w drzwiach, ustępowali sobie drogi, obijali swoje ramiona o to drugie i łapali za ręce, by lepiej wyminąć tego drugiego. W końcu w czasie przerwy na lunch, kiedy Harry wraz z paczką przyjaciół wyszedł zjeść coś w pobliskiej kawiarence, wpadli na siebie i tam. I żeby już więcej tego nie robić, Louis usiadł naprzeciwko Harry'ego, tuż obok jego przyjaciółki, przywołany przez młodszego chłopaka. Torba zwisała mu z ramienia, a koszulka z dziurami odsłaniała skrawki jego tatuaży.

Becca i Robert niemalże od razu zaczęli wypytywać o rzeczy związane z jego życiem. Harry widział błagające spojrzenia rzucane pod jego nogi co jakiś czas, ale zamierzał je zignorować, napawając się tym uczuciem. Nie był do końca pewien, czy dobrze postąpił zaczynając kompletnie od nowa relację z Louisem, ale czuł się z tym lepiej.

Kiedy padło pytanie, czy Louis kogoś ma, Harry zaczerwienił się dorodnie za niego. Ten drugi za to wywinął się szybką i bagatelizującą odpowiedzią. Harry nigdy nie powiedziałby tak do przyjaciół, ale Louis był Louisem, więc było mu wolno. Wprawdzie Becca trochę się wzburzyła na jego protekcjonalne "nie powinno cię to interesować", ale przeszło jej, kiedy Robert zaproponował, że postawi wszystkim lody.

Kiedy zjedli lody Harry musiał już uciekać. Goniły go obowiązki oraz Niall, który czekał na niego w pokoju by oddać mu kluczyki. Harry powinien już dawno dorobić sobie jeden, ale ciągle wykręcał się brakiem czasu. I dziwnym było to, że Louis w tej samej chwili poderwał się ze swojego miejsca i postanowił odprowadzić Harry'ego do akademika, chociaż droga do jego mieszkania była wtedy o wiele dłuższa.

- Więc to wszystko nadal realne? - zapytał po długiej chwili ciszy pomiędzy nimi, kiedy szli pustą ulicą, nie widząc ani jednego samochodu. Louis musiał prawie biec, by nadążyć za szybkimi krokami swojego towarzysza. - To wszystko o nowych nas?

Harry mruknął w odpowiedzi i Louis wyszczerzył się diabelnie szeroko.

- Dobrze. - powiedział szeptem, a potem powtórzył. - Dobrze. Będę piętnaście minut po pierwszej.

# #

*nawiązanie do pierwszych rozdziałów "Oops!", as always

Więc wróciłam z wycieczki i myślę, że przez następne tysiąc pięć lat nie wyjdę z domu, ponieważ od chodzenia po górach boli mnie dosłownie wszystko. Anyway, było świetnie. Pamiętajcie, żeby dać gwiazdkę i zostawić po sobie komentarz :)




Hi! (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now