Rozdział 10 + informacja

469 59 14
                                    

"Później, jeśli zacznie się chaos,

huragan otoczy nas ze wszystkich stron"

Louis' POV

- Więc, Louis, jak się miewasz od czasów naszej ostatniej rozmowy? - zapytała pani Grimes, a ja westchnąłem. Terapia była najgorszą rzeczą w moim życiu, zwłaszcza, gdy prowadziła ją pani Grimes. Była ohydną kobietą po pięćdziesiątce. Kiedyś miała brązowe włosy, ale teraz są bardziej siwe.

- Jest w porządku - mruknąłem, a ona zaparła dech ze zdziwienia. Wtedy zdałem sobie sprawę, że się do niej odezwałem. Cholera! Nie rozmawiałem z nią odkąd to się zdarzyło i nie sądziłem, że kiedyś zacznę. Ale och, cóż.

- Ty mówisz! - prawie krzyknęła swoim denerwującym głosem.

- Oczywiście - odpowiedziałem, wywracając oczami.

- Dobrze, więc zacznijmy dzisiejszą sesję.

***

Zacząłem rozmawiać coraz więcej i więcej z ludźmi z domu, ale nie z tymi w moim wieku, poza Harrym. Głównie rozmawiałem z nim, moimi nauczycielami, jakimiś pielęgniarkami i panią Grimes. Był piątek wieczorem, co oznaczało zbliżający się weekend. A weekendy były dobre. Nie wywierały presji i stresu. Bo nie było wtedy szkoły ani żadnych sesji terapeutycznych. Było świetnie, a ja planowałem spędzić ten dzień pod dębem, ale widocznie Niall miał inne plany.

- Louis, chodź zagrać z nami w nogę! - krzyknął, a ja pokiwałem głową i usiadłem pod drzewem. - Chodź, będzie fajnie!

Nie przestawali mnie wołać, a ja nigdzie nie widziałem Harry'ego. Nie lubiłem Nialla, Zayna ani Liama, więc nie miałem co z nimi robić.

- No dawaj, nie możemy grać we trzech, to nieparzysta liczba! - no coś ty Sherlocku, oczywiście, że trzy to nieparzysta liczba. Wywróciłem oczami i zamiast tego spróbowałem przeczytać książkę, i się udało... przez chwilę. Gdy już przeczytałem parę stron i Niall i chłopacy nie wkurzali mnie już więcej, coś uderzyło mnie prosto w głowę. Trzasnąłem głową o drzewo, a książka wyleciała mi z rąk. Zamknąłem oczy, starając się ignorować pulsowanie, które zacząłem odczuwać z tyłu głowy. Usłyszałem szybko zbliżające się kroki i otworzyłem oczy. Niedaleko mnie leżała piłka. Słyszałem głosy ludzi, ale nie byłem w stanie i nie chciałem zrozumieć, co mówią, więc wstałem i wszedłem do budynku, gdzie omal nie zostałem przewrócony przez Harry'ego. Dobrze, że mnie chwycił. Cóż, dokładniej chwycił moją rękę. Bo gdyby tego nie zrobił, najprawdopodobniej upadłbym na ziemię. Byłem lekko roztargniony po wcześniejszym wypadku i czułem się nieco oszołomiony.

Harry poruszał ustami jakby coś mówił, ale słyszałem tylko bełkot i zacząłem widzieć czarne plamy. Wiedziałem, co to znaczy. Ostrożnie usiadłem na ziemi i podniosłem palec, dając znak Harry'emu, żeby poczekał.

Jego usta bez przerwy się poruszały. Zamknąłem oczy i przeczekałem chwilę.

- ... czemu w ogóle usiadłeś na podłodze? Powiedz mi, Louis. Coś nie tak? Co się stało? Wszystko w porządku? Jesteś ranny? O Boże, jesteś, prawda? O mój Boże. Co ja mam robić?...

Otworzyłem oczy, a Harry nie przestawał nade mną mówić.

- Wszystko w porządku Harry, po prostu trochę mi się kręci w głowie, to wszystko - odpowiedziałem, po czym pomógł mi wstać.

- Na pewno? Boli cię coś? - spytał, a ja pokręciłem głową.

- Tylko głowa, nic więcej.

- Co się stało? - dopytywał, a ja westchnąłem. Oczywiście, że chciał wiedzieć.

- Ktoś uderzył mnie piłką w głowę - odpowiedziałem, na co Harry zaczął się śmiać. Właśnie mu powiedziałem, że dostałem piłką w głowę, a on się śmieje, mimo że przed chwilą widział mnie prawie nieprzytomnego. - Co w tym śmiesznego?

- Wybacz, mam po prostu nudny, poranny humor - wyjaśnił, sprawiając, że odczułem zdezorientowanie.

- Jest wieczór.

- Tak mówią, więc co powinniśmy zrobić? - zapytał z bezczelnym uśmiechem. Wzruszyłem ramionami i w tym samym czasie podbiegł Zayn.

- Tak bardzo przepraszam, Louis! Nie chciałem ci zrobić krzywdy, coś źle poszło - tłumaczył, a Harry patrzył się na niego. O co z nim chodziło? Najpierw zamartwia się na śmierć, potem się śmieje, a teraz się gapi na swojego przyjaciela. Wystarczająco bipolarny?

- Nie przejmuj się - mruknąłem i Zayn się do mnie uśmiechnął.

- Jestem Zayn, chyba nie mieliśmy okazji się poznać - powiedział podnosząc dłoń, którą niepewnie ująłem.

- Louis - wydukałem, potrząsając ręką. Po chwili rozstaliśmy się i odszedł do chłopaków, podczas gdy Harry wciąż gapił się w miejsce, gdzie stał przed chwilą Zayn.

- Co jest, Harry? - zapytałem, po czym odwrócił się i teraz gapił się na mnie. Wziąłem krok do tyłu, a on westchnął głęboko.

- To Zayn cię uderzył? - stwierdził albo może zapytał, nie jestem całkowicie pewien. Przytaknąłem, po czym Harry zrobił krok w moją stronę, a ja znowu się cofnąłem. Nie lubiłem być cały czas blisko ludzi. Harry'ego to nie dotyczyło, ale teraz chciałem mieć trochę przestrzeni. 

- Czemu się ode mnie odsuwasz?

Znów zrobiłem krok w tył gdy usłyszałem szorstkość w jego głosie. Nigdy nie widziałem Harry'ego złego i to nie miało sensu.

- Ja... - co powinienem odpowiedzieć? "Nie chcę cię teraz blisko mnie"? Nie. "Wydajesz się być wściekły więc ochłoń zanim się do mnie zbliżysz"? Też nie.

- Czemu mi nie odpowiadasz?! - warknął, na co ja podniosłem brew.

- Czemu jesteś zły? - zapytałem spokojnie, a Harry zbliżył się o dwa kroki, więc chciałem się cofnąć, dopóki nie poczułem czegoś za mną. Ściana. Cóż, teraz nie było ucieczki.

- Nie jestem zły - parsknął, a ja prychnąłem.

- Więc się tak nie zachowuj.

Na początku wyglądał, jakby miał mnie uderzyć, ale potem po jego policzkach zaczęły spływać łzy.

- Tak m-mi przykro L-Louis, ja n-naprawdę nie jestem n-na ciebie zły - zaszlochał, a ja objąłem go, przytulając. Harry płakał w moje ramię, więc na poważnie zacząłem zastanawiać się, czy jest bipolarny i czy właśnie dlatego tu jest.

- Jest dobrze - szepnąłem, a on przytaknął.

- Po prostu bardzo tęsknię za domem... Tęsknię za mamą i siostrami - chlipnął. Myślałem, co mam powiedzieć, ale nie mogłem złożyć żadnego zdania. - Zabrali mnie od nich, Louis! To niesprawiedliwe, ja chcę do domu!

- Wrócisz do domu... tylko nie teraz, ale po tym co widzę, świetnie sobie radzisz, więc pewnie niedługo stąd wyjdziesz - wyszeptałem.

- A co z tobą? - spytał lekko wychodząc z uścisku, więc mógł na mnie spojrzeć. Wzruszyłem ramionami.

- Nie wiem. Czas pokaże - odparłem, a on smutno się uśmiechnął.

- Możemy iść do twojego pokoju? - zapytał, na co ja przytaknąłem i odeszliśmy.


Notka od tłumaczki

Ekhem, okej, więc tak. Nie wiem czy ktoś to w ogóle czyta. Jest tam parę wyświetleń, ale chyba nikt nie czyta tego tak regularnie. Nie wiem czy w ogóle dobrze tłumaczę. Więc jeśli czytacie to lub będziecie, napiszcie to w komentarzu. Wystarczy jedna osoba. Nie dodaję rozdziałów tak często, bo po prostu nie mam motywacji, ale jeśli dowiem się, że komuś podoba się to ff i to czyta, z pewnością będę dodawać rozdziały znacznie częściej. Jeśli w ciągu tygodnia nikt nie napisze komentarza pod tym rozdziałem, prawdopodobnie usunę to opowiadanie.

/give-me-some-larry


Stuck - Larry Stylinson (tłumaczenie fanfiction) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz