Rozdział XVIII

416 44 6
                                    

"Może Bóg może być po obu stronach pistoletu

nigdy nie odszedł, zrozumiał dlaczego

niektórzy z nas nigdy nie mają tak dobrze,

tak dobrze"

Louis' POV

To nie miało się zdarzyć, ale to prawdopodobnie przez ten prawie-pocałunek. Zakochiwałem się w Harrym. Zakochiwałem się szybko i mocno i chyba nic nie było w stanie mnie powstrzymać. To było przerażające. Ale winię za to ten prawie-pocałunek, bo przez niego uświadomiłem sobie, że właściwie chciałem pocałować Harry'ego i właśnie wtedy zacząłem o tym myśleć i zdałem sobie z tego sprawę. Zakochiwałem się.

Ale tak jak mu powiedziałem, Harry by się mną zmęczył i zrozumiałby, że byłem tym, kim nikt nie chciałby być. Byłem okropną osobą.

"Hej Louis" usłyszałem zza siebie. Odwróciłem się i ujrzałem Liama, wyglądającego na bardzo zdenerwowanego.

- Uhm, hej - przywitałem się, a Liam lekko się uśmiechnął. Miałem już odchodzić, ale on znowu przemówił.

- Zastanawiałem się... Zastanawiałem się czy z Harrym wszystko okej i uhm... jak się masz? - powiedział pytając, po czym spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Czemu nie spytał o to Harry'ego? Nie uzgodnili jeszcze między sobą?

- U mnie w porządku i no, u Harry'ego też, chociaż tęskni za tobą i myśli, że go znienawidziłeś - powiedziałem szczerze, a Liam smutno się uśmiechnął.

- Chyba muszę z nim pogadać, nie?

- To byłby świetny pomysł - odparłem, na co on uśmiechnął się jeszcze raz i odszedł.

- Cześć Louis! I dzięki! - krzyknął przez ramię, a ja podniosłem kciuki w górę, po czym westchnąłem i usiadłem na kanapie ogólnej (nie wiem jak to przetłumaczyć, chodzi o taką wspólną, w miejscu publicznym - od tł.). Było rano i większość jadła śniadanie, więc praktycznie byłem sam w pokoju powszechnym. Był tylko ktoś z personelu i dwóch gości, którzy też tu mieszkali. Nie rozpoznawałem żadnego z nich, nowi przychodzili tu cały czas, więc nie było to niespodzianką.

Westchnąłem i lekko zamknąłem oczy. Miałem wrażenie, że to będzie długi dzień.

***

Miałem rację myśląc, że to będzie długi dzień. W szkole było nudno i zbliżały się egzaminy, więc nie mieliśmy żadnych lekcji z młodszymi uczniami. Dlatego nie widziałem Harry'ego cały dzień oprócz na lunchu, gdzie siedział z Liamem, jakimiś kolegami z klasy i Niallem. Siedział z Niallem. To nie miało dla mnie sensu.

Może oni wszyscy się pogodzili i znowu byli najlepszymi przyjaciółmi. Może Harry już się mną zmęczył i zdecydował, że faktycznie nie jestem wystarczająco dobry, by być jego przyjacielem. Może zdał sobie sprawę, że mówiłem o sobie prawdę. Mimo to tego właśnie chciałem. Chciałem, by zrozumiał, że to on miał o mnie błędne zdanie. Ale w takim razie czemu czułem się tak źle? Tego przecież chciałem. A przynajmniej myślałem, że chcę. Ale z jakiegoś powodu chciałem, by ze mną został i udowodnił mi, że się mylę. By sprawił, że poczuję się kochanym i pięknym. Jednak chyba pragnąłem za wiele.

Noc była chłodna i zziębnięty siedziałem sam w ogrodzie pod dębem. Byłem zmęczony, a raczej wyczerpany, ale mój umysł wariował i nie mogłem odprężyć się wystarczająco, by zasnąć. Więc po prostu siedziałem i pozwoliłem myślom dziko hasać. Nie było tu tak spokojnie jak zazwyczaj, gdy tu siedziałem. Czegoś brakowało. Nienawidziłem tego. A raczej kogoś, a ja dokładnie wiedziałem kogo.

Potrzebowałem Harry'ego. Nie chciałem go, ja go potrzebowałem. Teraz. Nienawidziłem być zależnym od ludzi. Nienawidziłem, gdy w końcu dopuszczałem ich do siebie. Bo zawsze po wszystkim, co się stało zostawiali mnie i miałem więcej problemów niż wcześniej. Naprawdę miałem nadzieję, że Harry nie odejdzie. Nie mam pojęcia, jak żyłbym dalej bez niego. Potrzebowałem go tak cholernie bardzo, że to aż było straszne. Potrzebowałem, by był ze mną i mówił mi, że wszystko będzie dobrze, nawet gdy wiedziałem, że nie będzie. Bo już nigdy nic nie byłoby dobrze. Nie mogłoby być.

Prawdopodobnie w ogóle nie było mi dane żyć. To znaczy pewnie byłem błędem. Moja mama miała dopiero dziewiętnaście lat, gdy mnie urodziła, więc na pewno nie byłem planowany. Byłem pomyłką. I wszystko, co robiłem, to pomyłki. Moje życie było pomyłką.

Westchnąłem raz jeszcze i spojrzałem na ciemne niebo, dostrzegając gdzieniegdzie gwiazdy. Dlaczego wszystko było tak cholernie skomplikowane? Dlaczego choć raz wszystko nie mogło stać się dla mnie dobre? Bo nie zasługujesz na to, podpowiadał mi mój umysł. Nie zasługiwałem na dobre, normalne życie. Zasługiwałem na całe gówno, jakie w życiu dostałem, zasługiwałem na ból, przestępstwa, nienawiść do siebie i zasługiwałem na czucie się pół martwym. Jednak zasługiwałem na to, by żyć, by móc czuć ten cały ból. To było dla mnie przeznaczone.

Zamknąłem oczy i oparłem głowę o drzewo, czując, jak powieki stają się ciężkie. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem zasypiać. Zasnąłem w ogrodzie i nikt po mnie nie przyszedł. Nikomu na mnie nie zależało. Byłem całkiem sam. Znowu.

Stuck - Larry Stylinson (tłumaczenie fanfiction) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz