Spałam sobie smacznie z moim chłopakiem (czyt. wielkim pluszowym misiem) i do mojego pokoju wparował mi kochany braciszek z pięknym wiadrem wody. Nie byłby sobą, gdyby po oblaniu mnie lodowatą wodą nie spierdzielił z pokoju i zamknął się w kiblu, przed strachem, że coś mu zrobię. (Karate się jednak przydaje).
Przez ten czas, kiedy Alex srał w gacie ze strachu w kiblu, ja poszłam do jego pokoju i wylałam mu na prześcieradło syrop klonowy, a na to nasypałam płatki.
- Smacznego braciszku- powiedziałam pod nosem sama do siebie.
Wróciłam do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy zestaw ubrań:
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Zeszłam do kuchni, w której już czekała na mnie mama z talerzem pełnym naleśników.
-Boże, mamo jak ja cię kocham! -To Boże, czy mamo? Zdecyduj się w końcu.- wybuchła śmiechem Dołączyłam do niej i również zaczęłam się śmiać.
Nagle z góry usłyszałam tylko krzyk Alex'a. Mama zaczęła panikować i chciała iść na górę, a ja zwijałam się ze śmiechu na podłodze.
Weszłam do pokoju mojego brata.
-I co braciszku? Wygodnie w łóżku?- zaczęłam się śmiać. -Ja cię kiedyś zabiję.- chciał to chyba powiedzieć ze złością w głosie, ale coś mu nie pykło i zaczął się śmać razem ze mną.
Do pokoju weszła mama. -Co tu się dzieje?! Nie zdążyliśmy nic powiedzieć, bo rodzicielka wpadła w śmiech. (ach.. ta POWAŻNA rodzinka)
Po całym incydencie wykonałam poranną rutynę, czyli umyłam zęby, uczesałam włosy itp..
I mamy 1 rozdział! Dawajcie znać w komentarzach, czy się podoba. 143 guys! <3