Bethany
Obudziłam się około 8 całkiem wyspana, jak na nocne użeranie się z Holmesem. Ubrałam się i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę i coś na śniadanie. Chciałam przywitać się z Sherlockiem, ale nie było go chyba w domu. W sumie, to nawet dobrze.. Tak jak myślałam w lodówce było pusto. Korzystając z ładnej pogody wyszłam rozejrzeć się nieco po okolicy i kupić coś do jedzenia.
Londyn to naprawdę piękne miejsce, byłam tutaj tylko raz w życiu. Przyjechałam ze znajomymi tydzień po tym jak skończyłam osiemnaście lat. Dziś mam dwadzieścia sześć, jestem tłumaczką i właśnie wprowadziłam się do jakiegoś psychopaty. Co jest ze mną nie tak?- zaśmiałam się w duszy.
Po dwóch godzinach bezcelowego błąkania się po Londynie postanowiłam wrócić na Baker Street. W drzwiach wpadłam na panią Hudson. Wciągnęła mnie niemalże siłą do kuchni i zrobiła herbatę.
-I jak zostaniesz z nami na dłużej?- zapytała mnie, a ja dosłownie widziałam jak w jej oczach migotały iskierki.
-Chyba tak, to znaczy.. Sherlock mówi, że mogę, ale mam chyba wątpliwości- od razu pożałowałam tego co powiedziałam. Kobieta spochmurniała.- Ale proszę się nie martwić, po prostu nie wiem, czy on faktycznie mnie tutaj chce. W środku nocy obudził mnie grą na skrzypcach i po prostu..- poczułam jak się rumienię.
-Kochana, to Sherlock, jest wkurzający i tak dalej, ale to dobry człowiek. Dogadacie się w końcu. Wolę, żebyś to ty mieszkała pod moim dachem, a nie jakiś narkoman, a może drugi taki psychopata.. A co to, to nie! Tego bym chyba nie przeżyła!- Pani Hudson udała, że przechodzi po niej dreszcz i obydwie się roześmiałyśmy. Chwilę jeszcze plotkowałyśmy, a potem poszłam do siebie.
Tym razem zastałam Holmesa stojącego przy oknie.
-Cześć- rzuciłam przechodząc przez salon. Nie odpowiedział. Może królewicz obraził się, że nie mógł przez całą noc grać na skrzypcach? Z resztą, mam ważniejsze sprawy na głowie.
Pracowałam około dwóch godzin, aż poczułam, że zaczynam głodnieć. Ubrałam się i chciałam już wychodzić, kiedy Sherlock mi przeszkodził.-Gdzie idziesz?-rzucił niby obojętnie.
-Zjeść coś, inaczej umrę chyba z głodu- odparłam lekko zaskoczona jego pytaniem.
-W takim razie idę razem z tobą. Nie chcę żebyś się zatruła w jakiejś niesprawdzonej knajpie.
Co? Co ten człowiek wyczynia?- myślałam gorączkowo.
-Idziesz, czy będziesz tu tak stała?- nawet nie zauważyłam, że zdążył się już ubrać.
-Tak tak, już.
Wyszliśmy i krążyliśmy trochę po ulicach, aż dotarliśmy do jakiegoś pubu. Serio? Tu też bym sama trafiła. Pomimo obskurnego wyglądu jedzenie było znakomite. No dobra, udało mu się. Jedliśmy w ciszy, którą przerwał Sherlock:
-A więc, może powiesz mi dlaczego postanowiłaś się tutaj przeprowadzić?
-Hm, powiedzmy, że potrzebowałam zmian-odpowiedziałam wymijająco.
-Jednak to niewiele mi wyjaśnia.
-Hm, przecież podobno jesteś takim geniuszem. Pokaż co potrafisz- działał mi już na nerwy, musiałam się jakoś odgryźć.
CZYTASZ
Zmiana || Sherlock
FanfictionGra na skrzypcach, rozwiązywanie zagadek, łapanie morderców, strzelanie do ściany, ciągłe kłótnie, herbata pani Hudson i pojawiająca się od czasu do czasu uporczywa nuda. Wszystko takie same, oprócz jednej rzeczy. Współlokatora Sherlocka Holmesa. Ko...