— I jak jest? — zapytała, okręcając się wokół własnej osi, Beth.
— Tak samo, jak w poprzedniej — odparł znudzony Holmes.
— Miałeś poprawić mi humor, a nie psuć. — Skrzyżowała ręce na piersiach.
— Och, wybacz. — Skrzywił się.
Sherlock naprawdę nie miał już siły biegać za Moore. Sam nie był pewien, kiedy i jak kobieta wyciągnęła go do galerii handlowej. Wiedział natomiast, że były to najdłuższe i najnudniejsze godziny w całym jego życiu. Gorsze nawet od tygodni bez jakiejkolwiek zagadki. Mimo, że urozmaicał sobie czas dedukowaniem z przechodzących obok niego ludzi, za co oczywiście nie raz został niemal zamordowany spojrzeniem przez blondynkę, nadal miał ochotę stamtąd uciec. Kiedy już miał prawie przygotowany plan zniknięcia, Beth postanowiła się nad nim zlitować.
— Jestem taki wycieńczony... — jęknął detektyw, gdy tylko przekroczyli próg mieszkania.
— Nigdy więcej nie zabiorę cię na żadne zakupy.
— Proszę?! To ja nigdy więcej z tobą nigdzie nie wyjdę! — krzyknął Holmes w sposób tak poważny, że Bethany wybuchnęła śmiechem. — Jesteś jakaś opętana. — Rozmasował skronie kciukami.
Złość Moore przeszła całkowicie. Sherlock, nawet nie świadomie, naprawił jej dzień, który mógł wydawać się nie do odratowania. Bawiło ją to, że w rzeczywistości spędził z nią niecałe dwie godziny na zakupach, a zachowywał się, jak gdyby byli do siebie przykuci przez kilka dobrych dni. Poszła do swojej sypialni i odłożyła torby. Z jednej z nich od razu wyciągnęła pudełko z butami, bo już wcześniej zdecydowała, że to właśnie w nich wyjdzie do klubu. Mimo wcześniejszych obaw i niechęci, przekonała się, że to i tak lepsze rozwiązanie od siedzenia na kanapie czy praca.
Poszperała trochę w Internecie, aż wybiła dwudziesta. Zgramoliła się z łóżka i przebrała w nieco bardziej wyjściowe rzeczy, niż te, które miała na sobie i w dobrym humorze zbiegła ze schodów. Detektyw siedział w swoim fotelu z przymkniętymi oczami. Był w Pałacu Pamięci, więc pewnie nie zdawał sobie nawet sprawy z upływu czasu. Moore nie chciała czekać, aż królewicz, jak go określała w myślach, wróci do rzeczywistości, więc starała się go jakoś rozproszyć czy zwrócić na siebie uwagę. Bez skutku — mówiła, krzyczała, chrząkała, machała mu rękami przed twarzą — a on nawet się nie wzdrygnął. W końcu ją olśniło. Zrobiła kilka kroków i złapała za skrzypce, które wcześniej leżały obok kominka. Nigdy wcześniej nie miała w dłoniach żadnego instrumentu, jeśli nie liczyć zabawkowych cymbałków, więc poczuła się nieco niepewnie. Tak naprawdę tylko z obserwacji Holmesa, wiedziała jak mniej więcej ma się nim posługiwać. Niezdarnie oparła skrzypce pod brodą i przeciągnęła smyczkiem po strunach. Zerknęła na Sherlocka — nadal przypominał kamień. Spróbowała jeszcze raz i jeszcze jeden, aż zauważyła, jak detektyw porusza się niespokojnie, aby zaledwie sekundę później stać już przed nią.
— Co ty wyprawiasz?! — Wyrwał przedmiot z jej rąk.
— Gram — odparła, wzruszając ramionami, mimo że przez impulsywne zachowanie mężczyzny przez jej twarz przemknął cień strachu.
— Mogłaś je zniszczyć — powiedział, obracając skrzypce w dłoniach i uważnie im się przyglądając.
— To tylko...
— Tylko?! — Oburzył się.
— Psychopata — mruknęła pod nosem, jednak dostatecznie głośno, aby Holmes ją usłyszał.
— Socjo...
— Tak, wiem. S o c j o p a t a, bla bla bla... — Specjalnie grała mu na nerwach. — Tak w ogóle to wychodzimy, nie?
CZYTASZ
Zmiana || Sherlock
FanfictionGra na skrzypcach, rozwiązywanie zagadek, łapanie morderców, strzelanie do ściany, ciągłe kłótnie, herbata pani Hudson i pojawiająca się od czasu do czasu uporczywa nuda. Wszystko takie same, oprócz jednej rzeczy. Współlokatora Sherlocka Holmesa. Ko...