Matthew zaprosił Beth do siebie. Robiło się już późno, a spotkanie w kawiarni przerodziło się w pogaduszki przy lampce wina. Z każdą chwilą atmosfera robiła się coraz gorętsza, a odległość między nimi zmniejszała się. W końcu złączyli swoje usta w delikatnym pocałunku, który już po chwili był coraz to bardziej namiętny. Mężczyzna gładził ciało kobiety, które opinała czarna sukienka, a ona za to wplotła dłonie w jego włosy i delikatnie pociągała za ich końcówki, doprowadzając go tym samym do szału.
Nelson podniósł ją lekko i zaczął iść w stronę łóżka, gdy przerwało im ciche brzęknięcie telefonu blondynki.
- Muszę... zobaczyć... - wymruczała wprost w jego usta i uwolniła się z oplatających ją ramion.
Podeszła do stolika, na którym leżał jej smartfon i zwinnym ruchem go odblokowała. Przeczytała wiadomość parę razy, po czym zaczęła biegać po pokoju, zbierając swoje rzeczy.
- Ja muszę iść! Przepraszam Matthew, naprawdę! - Pocałowała go w policzek i wręcz wyleciała z mieszkania.
Złapała pierwszą lepszą taksówkę i popędziła w kierunku Baker Street. Sherlock napisał do niej wiadomość, która wcale nie zwiastowała nic dobrego. Zastanawiała się nawet, czy nie powinna zawiadomić policji lub chociaż Johna. Po piętnastu minutach, jak dla niej i tak zbyt wolnej jazdy, dotarła na miejsce.
Chwilę siłowała się z zamkiem przez trzęsące dłonie, aż w końcu udało się jej dostać do mieszkania. W momencie, gdy zatrzasnęła drzwi usłyszała strzały. Trzy strzały, jeden po drugim. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe, a ona sama zamarła. W tamtej chwili bardzo mocno pożałowała, że nie zadzwoniła po kogoś jeszcze. Niestety było już za późno. Ktokolwiek był na górze i strzelał, usłyszałby ją niemal natychmiast.
Spojrzała w głąb korytarza, gdzie powinno świecić się światło i ze smutkiem stwierdziła, że w domu nie ma nawet Pani Hudson. Wzięła głęboki oddech i uważając na skrzypiące stopnie, ruszyła ku górze. Najchętniej uciekłaby stamtąd i zaszyła się gdzieś głęboko pod ziemią, lecz nie mogła sobie na to pozwolić. Sherlock mógł być w niebezpieczeństwie. No i właściwie, chyba był. Nie na co dzień ludzie do siebie strzelają.
Lub do ściany, bo to zmienia nieco postać rzeczy. Dokładnie taki widok zastała kiedy zajrzała do salonu. Holmes jak gdyby nic siedział rozwalony w swoim fotelu, a w dłoni trzymał pistolet. Stała tak osłupiała za progiem i zastanawiała się, co to wszystko ma oznaczać, gdy przerwał jej to znany, na tamtą chwilę znienawidzony, głos:
- No chodźże tu wreszcie! Nie zastrzelę cię przecież. Chyba.
- Co... co tu się dzieje? - wydukała cicho, robiąc parę kroków do przodu.
- No nic. Nudzę się - odparł pewny siebie Sherlock.
- I dlatego mnie tu wezwałeś?! - krzyknęła Beth, gdy zrozumiała, co się wokół niej dzieje.
- No i jeszcze potrzebuję papierosów. Plastry nikotynowe się skończyły - powiedział, jakby zasmucony.
- Chryste! Myślałam, że coś ci się stało! Tak trudno iść samemu do sklepu?! - wrzeszczała, przesadnie gestykulując rękoma.
- Nie chciało mi się.
- Nie wierzę, po prostu nie wierzę. - Kręciła głową, próbując nie wybuchnąć.
- Czyżbym ci w czymś przeszkodził? - zapytał ze złośliwym uśmieszkiem.
- Żebyś wiedział! - Na jej policzkach wykwitły delikatne rumieńce.
- Ale nie doszło do niczego, tak? - Poderwał się z miejsca i zaczął się w nią wpatrywać, niemal palącym spojrzeniem.
- Ale z ciebie jest palant, Holmes! - Skwitowała i szybko wyszła z pokoju.
CZYTASZ
Zmiana || Sherlock
FanfictionGra na skrzypcach, rozwiązywanie zagadek, łapanie morderców, strzelanie do ściany, ciągłe kłótnie, herbata pani Hudson i pojawiająca się od czasu do czasu uporczywa nuda. Wszystko takie same, oprócz jednej rzeczy. Współlokatora Sherlocka Holmesa. Ko...