Rozdział XXI

2.3K 151 12
                                    


– Co się stało? – zapytał zdyszany Lestrade, gdy przystanął obok Sherlocka.

Stali właśnie na szpitalnym korytarzu, gdzie swoją drogą było wyjątkowo tłoczno jak na dwunastą w nocy. Było to jednak wytłumaczalne, jeśli wzięłoby się pod uwagę ulewne deszcze, które ostatnimi dniami nawiedzały Londyn.

– Nie wiem. – Wzruszył ramionami Holmes, zacięcie patrząc w przestrzeń.

Jego płaszcz był wilgotny, a na włosach dało się zauważyć maleńkie kropelki wody.

– Pytałeś kogoś? – Greg był nie tyle, co zdenerwowany, jak zdezorientowany.

– Tak – Sherlock mruknął w odpowiedzi. – Niczego mi nie powiedzieli.

W rzeczywistości, gdy tylko wpadł do szpitala, zaatakował przechodzącą akurat pielęgniarkę i prawie wezwano ochronę. Ostatecznie, faktycznie niczego się nie dowiedział. Nie miał pojęcia, co się stało ani w jakim stanie jest jego współlokatorka, co doprowadzało go do szału. W tamtym momencie niewiedza wydawała się najgorszą ze wszelkich możliwych opcji.

– Przepraszam? Przywieziono tutaj Bethany Moore. Co z nią? – Inspektor zaczepił przechodzącą siostrę.

– Kim pan jest? – zapytała spokojnie, lekko się uśmiechając, choć widać było, że jest bardzo zmęczona. Pod tym pogodnym wyrazem twarzy kryło się zniecierpliwienie i znużenie, i już po pięciu sekundach, Sherlock wiedział, że ta kobieta musi mieć problemy w domu.

– Scotland Yard – odparł Lestrade, wyciągając w jej stronę oznakę. Zrobił to jednak w sposób delikatny, ani trochę lekceważący jak to mają w zwyczaju policjanci.

– Proszę za mną. – Dała im znać ruchem ręki, że mają za nią podążać. – Nie obiecuję, że teraz lekarz prowadzący będzie miał dla państwa czas, ale zobaczę, co da się zrobić.

– Bardzo nam na tym zależy – odezwał się tym razem Holmes, choć nie chciał do końca tego zrobić. Tak o, wymsknęło mu się.

Inspektor, który szedł przodem, obrócił się do niego i spojrzał, jak gdyby zobaczył ducha. Był zdumiony i zaskoczony jego nagłymi odruchami ludzkimi.

– Poczekajcie tu chwilę, panowie – powiedziała i zniknęła za drzwiami dyżurki.

***

I już wiedzieli wszystko. Wiedzieli, że Beth została potrącona przez samochód, i że poza złamaniem ręki, kilku stłuczeń i rozbitej głowy, jest cała i zdrowa. No, prawie.

Sherlock przyjął te wiadomości ze stoickim spokojem, skinął głową i podziękował, jakby robiąc na przekór swojemu wcześniejszemu wybuchowi troski, opiekuńczości i wszystkiego innego, co ani trochę nie było do niego podobne. Inspektor natomiast bardzo ekscytował się całą sytuacją, a po wszystkim, kiedy mógł już odetchnąć z ulgą, przypomniał sobie o nierozwiązanej sprawie, domniemanego, porwania dzieci.

– Co teraz? Czekasz, aż będziesz mógł do niej wejść? – zapytał Greg, gdy ponownie znaleźli się na korytarzu.

– Sprawa na nas czeka – odparł chłodno, stary, dobry (choć niewiadomo czy do końca) Sherlock Holmes.

– Chcesz mi powiedzieć, że ona cię nie obchodzi? – Lestrade poczuł się w jakimś stopniu zły.

– Już wiemy, że wszystko jest w porządku, więc nie widzę przeszkód ku temu, aby dokończyć to, co zaczęliśmy. Chyba to jest naszym priorytetem. Czy to nie prawda, inspektorze? – rzekł dyplomatycznym głosem mężczyzna, patrząc na Grega, jakby, z wyższością.

Zmiana || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz