– Co się stało? – zapytał zdyszany Lestrade, gdy przystanął obok Sherlocka.
Stali właśnie na szpitalnym korytarzu, gdzie swoją drogą było wyjątkowo tłoczno jak na dwunastą w nocy. Było to jednak wytłumaczalne, jeśli wzięłoby się pod uwagę ulewne deszcze, które ostatnimi dniami nawiedzały Londyn.
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami Holmes, zacięcie patrząc w przestrzeń.
Jego płaszcz był wilgotny, a na włosach dało się zauważyć maleńkie kropelki wody.
– Pytałeś kogoś? – Greg był nie tyle, co zdenerwowany, jak zdezorientowany.
– Tak – Sherlock mruknął w odpowiedzi. – Niczego mi nie powiedzieli.
W rzeczywistości, gdy tylko wpadł do szpitala, zaatakował przechodzącą akurat pielęgniarkę i prawie wezwano ochronę. Ostatecznie, faktycznie niczego się nie dowiedział. Nie miał pojęcia, co się stało ani w jakim stanie jest jego współlokatorka, co doprowadzało go do szału. W tamtym momencie niewiedza wydawała się najgorszą ze wszelkich możliwych opcji.
– Przepraszam? Przywieziono tutaj Bethany Moore. Co z nią? – Inspektor zaczepił przechodzącą siostrę.
– Kim pan jest? – zapytała spokojnie, lekko się uśmiechając, choć widać było, że jest bardzo zmęczona. Pod tym pogodnym wyrazem twarzy kryło się zniecierpliwienie i znużenie, i już po pięciu sekundach, Sherlock wiedział, że ta kobieta musi mieć problemy w domu.
– Scotland Yard – odparł Lestrade, wyciągając w jej stronę oznakę. Zrobił to jednak w sposób delikatny, ani trochę lekceważący jak to mają w zwyczaju policjanci.
– Proszę za mną. – Dała im znać ruchem ręki, że mają za nią podążać. – Nie obiecuję, że teraz lekarz prowadzący będzie miał dla państwa czas, ale zobaczę, co da się zrobić.
– Bardzo nam na tym zależy – odezwał się tym razem Holmes, choć nie chciał do końca tego zrobić. Tak o, wymsknęło mu się.
Inspektor, który szedł przodem, obrócił się do niego i spojrzał, jak gdyby zobaczył ducha. Był zdumiony i zaskoczony jego nagłymi odruchami ludzkimi.
– Poczekajcie tu chwilę, panowie – powiedziała i zniknęła za drzwiami dyżurki.
***
I już wiedzieli wszystko. Wiedzieli, że Beth została potrącona przez samochód, i że poza złamaniem ręki, kilku stłuczeń i rozbitej głowy, jest cała i zdrowa. No, prawie.
Sherlock przyjął te wiadomości ze stoickim spokojem, skinął głową i podziękował, jakby robiąc na przekór swojemu wcześniejszemu wybuchowi troski, opiekuńczości i wszystkiego innego, co ani trochę nie było do niego podobne. Inspektor natomiast bardzo ekscytował się całą sytuacją, a po wszystkim, kiedy mógł już odetchnąć z ulgą, przypomniał sobie o nierozwiązanej sprawie, domniemanego, porwania dzieci.
– Co teraz? Czekasz, aż będziesz mógł do niej wejść? – zapytał Greg, gdy ponownie znaleźli się na korytarzu.
– Sprawa na nas czeka – odparł chłodno, stary, dobry (choć niewiadomo czy do końca) Sherlock Holmes.
– Chcesz mi powiedzieć, że ona cię nie obchodzi? – Lestrade poczuł się w jakimś stopniu zły.
– Już wiemy, że wszystko jest w porządku, więc nie widzę przeszkód ku temu, aby dokończyć to, co zaczęliśmy. Chyba to jest naszym priorytetem. Czy to nie prawda, inspektorze? – rzekł dyplomatycznym głosem mężczyzna, patrząc na Grega, jakby, z wyższością.
CZYTASZ
Zmiana || Sherlock
FanfictionGra na skrzypcach, rozwiązywanie zagadek, łapanie morderców, strzelanie do ściany, ciągłe kłótnie, herbata pani Hudson i pojawiająca się od czasu do czasu uporczywa nuda. Wszystko takie same, oprócz jednej rzeczy. Współlokatora Sherlocka Holmesa. Ko...