Rozdział VI

2.8K 189 31
                                    

Bethany postanowiła dać nauczkę detektywowi. Skoro ona martwiła się ostatnio o niego przez pół nocy, jemu też nic się nie stanie. Jej plan najwyraźniej wypalił, bo miała już parę nieodebranych połączeń.

W zasadzie plan wrócenia już do domu był niezwykle kuszący. Leki przeciwbólowe brała rano i do tej pory ich działanie zniknęło. Rana zaczynała boleć ją coraz bardziej, a do tego dołączyły zawroty głowy.

Bez jaj, jak zemdleję wieczorem w centrum Londynu z taką twarzą, to ciężko będzie liczyć na pomoc- przemknęło jej przez głowę.

Nie miała pieniędzy na taksówkę, bo wcześniej była zjeść coś ciepłego. Stwierdziła, że do domu nie jest aż tak daleko. Szła wolno, patrząc pod nogi. Parę razy prawie wylądowała na chodniku, ale ostatecznie udało jej się dotrzeć do mieszkania.

Weszła na górę, nie zważając na skrzypiące stopnie. Na fotelu siedział Sherlock.

Co by tu powiedzieć? 'Wybacz, ale jestem bardzo uparta i chciałam dać ci nauczkę. Szkoda tylko, że zaraz zemdleję' Jasne!
Brawo, Moore. Popisujesz się dojrzałością.

Wyminęła go i niepewnym krokiem poszła do kuchni. Po chwili w drzwiach stanął Sherlock. Zmierzył ją wzrokiem i odezwał się:

-Widzę, że postanowiłaś wrócić do naszego skromnego mieszkanka.

Czyli domyślił się, że zrobiłam to tylko po to, aby go wkurzyć. To czemu dzwonił?- Bethany poczuła się głupio.

-A co, nie martwiłeś się?- uśmiechnęła się złośliwie i jednocześnie syknęła z bólu.

-Po co miałbym to robić?- zapytał obojętnym tonem.- Nie ze mną takie numery- kłamał. Nie wiedział co się z nią dzieje. Bał się o nią. Bał się, że stało się coś złego. Dopiero kiedy ujrzał ją w progu drzwi, stał się spokojniejszy. Wtedy dopuścił do siebie myśl, że ta 26- letnia kobieta chciała się tylko na nim zemścić. Śmieszne, ale to, że się o nią martwił wprawiało go w zakłopotanie.

-Jasne- westchnęła.

-No i co, chyba nie wyszło ci to na dobre, Bethany- uśmiechnął się z przekąsem.

-Byłam na spacerze- spuściła wzrok- a ty myśl co chcesz.

-I dlatego ledwo co trzymasz się na nogach? I ty jesteś dorosła?- parsknął.

-Daj spokój, panie wszystkowiedzący.

Sherlock zlustrował ją wzrokiem, a Bethany tym czasem łykała kolejną tabletkę.

-Dobra, idź do łóżka- podszedł i wyjął jej z dłoni opakowanie leków. Dziewczyna była lekko zaskoczona jego zachowaniem, ale zrobiła tak, jak mówił.

Wzięła szybki prysznic, przebrała w piżamę i wgramoliła pod kołdrę. Uświadomiła sobie, że zachowała się totalnie nieodpowiedzialne. Wyszła na żałosną, próbującą zwrócić na siebie uwagę osobę. Nie była taka. Nie myślała nawet w ten sposób.

Do sypialni wszedł Holmes. Jak zwykle wyglądał zniewalająco. Doskonale skrojony garnitur i koszula w kremowym odcieniu. Widać było po nim, że jest rozbawiony całą tą sytuacją, zachowaniem Bethany. Jednocześnie było mu jej żal. Był zatroskany.

Ciężko było mu zrozumieć, co nią kierowało, ale w swoim życiu zdążył przywyknąć, że większości zachowań ludzkich nie potrafił pojąć.

Usiadł na skraju łóżka i podał jej kanapki z herbatą, które przygotował.

To zabawne- pomyślał- który raz w życiu robię herbatę?

Zmiana || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz