Rozdział 2

340 22 4
                                    

Hej :) Jeśli masz ochotę to zapraszam do komentowania i wyrażenia opinii co myślisz o tym co piszę. Życzę miłego czytania.





Nie lubię wind. Czuję się w nich bardzo nieswojo. Niestety to najszybszy sposób żeby dostać się na 3 piętro posterunku, gdzie pracuję. Nie wiem jak inni to wytrzymują. To jest metalowa puszka, która zawsze może  się zatrzymać i nigdy więcej nie ruszyć. Ta perspektywa mnie przeraża. Najgorsze byłoby utknięcie w niej z jakimś palantem.  Na szczęście tym razem nic się nie stało. Bezpiecznie dotarłam do mojego kochanego biurka. Schowałam odznakę i broń do szuflady. Zauważyłam  Ryana idącego po kawę.

- Ryan! Chodź tu. Mam informację o denatce z rana. Castle zna ją z telewizji. Nazywa się Ella Hope. Powiadom Lanie i sprawdź jej akta. Ja zajmę się resztą.

Na naszym posterunku mamy zwyczaj robienia tablicy, na której wieszamy wszystko co  wiemy o danym morderstwie, podejrzanych, ofierze itd. Od razu wzięłam się za czytanie i zawieszaniu  informacji, których o niej wiemy.  Mimo jej dość niewinnego wygląda to było z niej niezłe ziółko. Nie wiem jak to robiła... taka drobna  kobieta. Była oskarżona o rozbój, pobicie... 10 lat starszego mężczyzny i inne dość ciekawe rzeczy.  Castle niepostrzeżenie, albo tylko tak mu się wydawało, wszedł do  mojej sali. Usiadł na niskim krzesełku obok mojego biurka. Kiedyś specjalnie mu je przyniosłam. Wzięłam najmniejsze i najbardziej zniszczone, może pewnego  dnia złamie się pod jego wścibskim tyłkiem.  Cichutko usiadł i zaczął głośno siorbać swoje frappucino ze Starbucksa.  W ogóle czemu ja znam takie nazwy? Jejku, co on ze mną zrobił.

- Hej Castle. Mógłbyś przerwać zachowywać się jak świnia? Pracuję!- powiedziałam nawet się nie odwracając w jego stronę.

Wydawał się zdziwiony faktem, że zauważyłam jego pojawienie.

- Mogę Ci jakoś pomóc? – spytał, znów  uśmiechając się pełnią swoich śnieżnobiałych zębów.

Może to działa na kobiety. Ale na mnie zdecydowanie nie.  Nie wiem jak jego ostatnie 2 żony i Bóg wie ile dziewczyn mogły z nim wytrzymać. Duży, wkurzający dzieciak.

- Nie. Albo w sumie tak. Po prostu się zamknij. Już samą swoją obecnością obniżasz IQ na całej ulicy.

Następnie wykonałam parę telefonów i dowiedziałam się, że nasza ofiara wczoraj spotkała się w restauracji z dość znanym politykiem.  W takim razie musimy utrzymać nasze śledztwo jak najdłużej niepubliczne. Prasa pewnie za niedługo się tym zainteresuje. A oni zawsze tylko przeszkadzają nam w pracy.

- Jadę spotkać się z tym gościem. Jedziesz? – spytałam

- Jasne! Z tobą zawsze Kate!

- Grr...

Na szczęście nie mamy daleko do dzielnicy bogaczy. Dom należący do senatora Webbera był ogromny. Typowa amerykańska willa ludzi, którzy mają pieniędzy ponad przyzwoitość. Nie powiem, dość ładna, ale osobiście takiej nie chciałabym mieć.

Zapukałam do drzwi, a Castle zaczął rozglądać się wokół. Zaglądał przez okna, nawet nie zauważając, że depcze bardzo zadbane róże.  Ja w tym czasie trochę już zniecierpliwiona oparłam się o ogromną donicę stojącą obok drzwi. Trochę się przestraszyłam, bo nieco się osunęła.

- Nie mam nakazu, musimy czekać. – głosno pomyślałam- może kiedyś ktoś otworzy.

- BECKETT! Beckett. Patrz. 

Wskazał palcem na donicę.

-Tam wystaje klucz, słaba kryjówka jak na taką chatę.

- Nie możemy tam wejść, to  będzie włamanie. A nakazu nie mam. Nie chce później tłumaczyć się na komisariacie, że popełniłam przestępstwo, bo namówił mnie do tego szalony cywil, który za mną łazi. Nie ma mowy, żebym tam weszła bez żadnego racjonalnego pow...

Blond secretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz