Dziennik

3.5K 171 40
                                    

  Jechaliśmy przez leśną drogę – jedyną, która przecinała wielomilowy las, największy w promieniu stek kilometrów. Mój partner prowadził, bo po ostatnim pościgu za nic nie chciał oddać mi kierownicy. „Mam śmierć w oczach, kiedy siadasz za kółko" – powtarzał ciągle, a przecież nic złego się nie stało. Ale co raz facet wbije sobie do głowy, to już tak łatwo tego nie wybije.

W końcu drzewa zaczęły się przerzedzać, wjechaliśmy pod spore wzniesienie i naszym oczom ukazał się cel naszej długiej podróży – ośrodek ogrodzony wysokim murem. Pokazaliśmy przepustki i wjechaliśmy przez bramę. Posesja była ogromna. Już na wstępie w oddali zauważyłam sad i ogródki warzywne. Dookoła rosły kwiaty i krzewy, gałęzie drzew wyglądały na świeżo usunięte. Jedyną rzeczą psującą sielski krajobraz był ów wielki budynek. Dwupiętrowy o rozłożystych skrzydłach i kratach w większości okien – część metalowych prętów leżała na zielonej trawie przy głównej fasadzie.

- Dobra, Sara, wysiadka – mruknął Tom i odpalił papierosa. Mieliśmy układ: ja nie pchałam się za kółko, on nie palił w aucie. – Niezłe miejsce, co? Idealne na survivalowy wyjazd albo seans spirytystyczny, nie? – Zażartował.

- Nie wiem, czy to dobry powód do żartów – mruknęłam, mrużąc oczy. Chłodny wiatr rozwiewał moje włosy i wyciskał łzy z oczu przy mocniejszych podmuchach. Nie cierpiałam wiatru.

- W ogóle nie masz luzu! Cud, że jeszcze nie zwariowałaś w tej robocie.

Prychnęłam w odpowiedzi i zwróciłam się w stronę rozmawiających mężczyzn. Pokazywali sobie coś na kartkach i łypali na nas spode łba. Jeden z nich skinął głową i zbliżył się w naszą stronę.

- Komisarz Matt Broker, S.W.A.T. – Wysoki mężczyzna przed czterdziestką wyciągnął do mnie rękę.

- Sierżant Sara Hoover, FBI. – Uścisnęłam dłoń mężczyzny.

- Porucznik Tom Barton.

- Widzę, że mamy tu same grube ryby.

Mój partner od razu podchwycił suchy żart Brokera i zaśmiał się serdecznie. Generalnie wolałam pracować z facetami, ale czasami ich zachowanie działało mi na nerwy.

- Zapraszam. – Komisarz wykonał znaczący gest dłonią i ruszyliśmy w stronę wejścia do budynku.

- Nie wiedziałam, ze S.W.A.T. jeszcze tu jest.

- Są tu nawet niedobitki z Navy Seals przeczesujący okoliczne rzeki i jeziora. Wedle wytycznych mamy zostać na miejscu do końca sprawy. Góra obawia się, że ktoś nadal może tu być i polować na prowadzących śledztwo. Generalnie, to miejsce, to jedna, wielka, pieprzona twierdza. Tfu! – Splunął na brudną posadzkę. – Nikt nie wejdzie i nikt nie wyjdzie.

- Więc skąd pomysł, że ktoś się tu chowa? – zapytał Tom.

- Przezorność tego wymaga, chłopie – Broker poklepał Bartona po ramieniu. – Nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie czai się w szybie wentylacyjnym albo piwnicach. Dostaliście plany, nie?

Przytaknęłam.

- To wiecie, jakie to cholerstwo jest wielkie. Drugi Biały Dom. He, królowa Elżbietka nie powstydziłaby się wydać tu przyjęcia.

- Wątpię – mruknęłam, patrząc po plamach krwi i porozrzucanych meblach. Większość z nich była przypalona, a jasne ściany nosiły ślady podpalenia. Według raportów w lewym skrzydle było znacznie gorzej i została wyłącznie fasada.

- Chore sukinsyny – mruknął Tom pod nosem. – Trzeba było ich wysłać na krzesło elektryczne.

Nie mogłam odmówić mu racji.

Creepypasta: Strzaskane Wspomnienia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz