Droga do Przeszłości

678 67 1
                                    

 ...Jeszcze nie nadszedł czas - oznajmił głos. - Ale jego koniec się zbliża...

Wzdrygnęłam się, a włosy na moim karku zjeżyły się. Ten głos mówił do mnie przez długie lata. Wydawał polecenia i nauczał. Był pierwszym przyjaznym tonem w okrytym nocą lesie, kiedy zgubiłam się jako dziecko... Wsłuchiwałam się w niego, a kiedy umilkł wyczekiwałam go z utęsknieniem. I teraz powrócił z pełną siłą i mocą, ze swoim pięknym, ale iście upiornym brzmieniem przypominającym zawodzenie i lament.

Masky, Hoodie i Toby od razu zgięli się w pół, w pełnych szacunku i strachu ukłonach. Liu skłonił się nieznacznie, nawet Jeff zgiął kark i opuścił ramiona, trzymając mocno krzywiącego się Smileya. W końcu i doktorek dał za wygraną i pochylił głowę, zaciskając zakrwawione, poznaczone śladami spiłowanych zębów usta. Zostałam ja.

Stałam jak słup soli i wpatrywałam się w Slendermana. W tę wysoką postać o białej twarzy pozbawionej narządów. Wynaturzenie obdarzone paranormalnymi zdolnościami, czego najbardziej przerażającym świadectwem były ciemniejsze niż mrok macki wirujące dookoła jego postaci.

Przełknęłam ślinę, zwilżając suche gardło. Wbiłam paznokcie w dłonie dla dodania sobie odwagi i zbliżyłam się powoli do Slendermana. Prześlizgnęłam spojrzeniem po jego białej twarzy i dygnęłam głęboko, pochylając głowę i wbijając oczy w ziemię.

- Panie - wyszeptałam. Bałam się czy nie popełniłam błędu i nie powinnam opaść na kolana. Zerknęłam na jedną z macek.

Macka Slendermana musnęła pieszczotliwie mój policzek, idealnie wzdłuż jednego ze śladów po nożu. Drugie z cienistych ramion pogładziło moje ramię, potem szyję i podbródek, unosząc go do góry i zmuszając, abym ponownie spojrzała na beztwarzego

Choć Slenderman nie miał oczu, czułam na sobie jego spojrzenie. Czułam jak mi się przygląda... Jak przesuwa się wzrokiem po moim ciele, twarzy i sai. Zadrżałam. Poczułam się mała i bezbronna wobec mocy, jaką od niego czułam. Tego mroku, który go otaczał... Mroku, który pochwycił mnie przed laty i zasiał zabójcze ziarno, które puściło pędy w moim umyśle i duszy... Duszy, którą kiedyś raz pochwycił i nigdy już nie zamierzał z niej zrezygnować...

...Witaj, dziecko... - Slenderman wodził mackami po moich policzkach i włosach. - Wstań - zażądał i pomógł mi ustać na drżących nogach. Z oddali, ponad lasem, niosły się dźwięki syren. - ...Ach... Wyrosłaś... Zmieniłaś się z dziecka... - przesunął mackami po moim ciele. Powoli. Bardzo powoli... Jakby miał zamiar mnie chwycić za ręce oraz nogi i rozczłonkować. Zadrżałam. - W kobietę... Ile zostało z tamtej małej dziewczynki, która błąkała się nocą po bagnach?

Doskonałe pytanie... Ile z niej zostało? Co by sobie pomyślała, gdyby mnie zobaczyła? Gdyby niewinne, pełne nadziei dziecko, jakim byłam zobaczyło tę osobę, którą się stałam? Wykrzywiłam wargi w ironicznym uśmiechu. Tamta dziewczynka byłaby przerażona. Poczuła by coś jeszcze? Może pogardę i obrzydzenie? Zaśmiałam się pod nosem.

- Ile zostało? - zapytałam tak cichutko, że nawet wiatr był głośniejszy. - Nic.

...Doskonale. Nie zawiodłaś mnie - Slenderman pogładził mackami zarys mojej szczęki i ramiona.- Jeszcze...

Wzdrygnęłam się.

-To się nie zmieni - wyszeptałam.

...Oby. Nie chciałbym tego. Zwłaszcza teraz, kiedy możesz ponownie zostać moim proxy... Nie, kiedy znowu należysz do mnie...

Mimochodem zerknęłam na Liu, który przyglądał się nam w milczeniu. Usłyszałam kpiący śmiech Slendermana. Odbijał się wewnątrz mojej głowy, sprawiał ból i wwiercał się w czaszkę.

Creepypasta: Strzaskane Wspomnienia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz