- Co ty pleciesz, Hoover?! – ryknął Gils i pogroził mi paluchem.
Kekeke.
- To śmiech mordercy i... Padnij!
Rzuciłam się na wypastowaną podłogę i zakryłam twarz rękami. Szyba za Gilsem zmieniła się w eksplodującą ścianę odłamków szkła, załamującego promienie słoneczne. Usłyszałam jak KageKao ląduje na podłodze. Zaklęłam pod nosem i wyszarpnęłam broń, wstając. Kilka drobnych fragmentów okna wbiło się w moje ręce i nogi, znacząc ciało cienkimi zadrapaniami i kroplami krwi. Zignorowałam to, dając się ponieść adrenalinie. Gils upuścił cygaro na ładny, ewidentnie drogi dywan i odczołgał się w moją stronę, zamiatając pokaźnym brzuchem o podłogę pokrytą drobinami szkła.
- Co to?!
- Raczej kto – odparł prześmiewczo KageKao i rozsiadł się w fotelu uprzednio zajmowanym przez Gilsa. – Jestem znajomym Sary – dodał przymilniej. Ciemne, poszarpane kontury odcinające się od białej strony maski zblakły na moment, a na czarnej części pojawił się jasny zarys uśmiechu.
- Hoover?! Wyjaśnij mi to!
- To mój koszmar – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, celując z broni do mężczyzny. – Prawdziwy zabójca Brada i morderca doktora Garissona.
- Starczyłoby samo KageKao, ale dzięki, Saro. Jesteś aż nadto uprzejma. Kekeke.
Gils popatrzył się na nas tępo, ale w jego dłoniach zalśniła metaliczna lufa pistoletu.
- Cholera, Hoover! Czego wcześniej nie mówiłaś?!
- Chciałam sama rozwiązać sprawę!
- Kekeke. Jesteście pocieszni, jak stare małżeństwo. Kekeke. – KageKao przechylił głowę, zauważając jak Gils dociska palec do spustu. – Nie radziłbym – syknął. – Mogę się stać bardzo nieprzyjemny. Kekeke. Sara coś o tym wie. Prawda, Saro? Kekeke.
- Pieprz się!
- Ciekawa propozycja. Mam nawet pomysł jak ją zmodyfikować. Kekeke.
Gils rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę przestronnego salonu. Zmarszczyłam brwi i ścisnęłam mocniej pistolet. KageKao usiadł wygodniej, postukując pazurami w podłokietnik.
- Czyżbyś się kogoś spodziewał, Gils? Kekeke. – Mężczyzna przekrzywił głowę. Wyraz złości spłynął z maski i zastąpił go wredny uśmieszek. – Poczerwieniałeś! Kekeke.
Przestąpiłam z nogi na nogę, przez chwil zapominając o niewygodnych szpilkach.
- O czym on mówi? – zerknęłam na szefa.
Gils wykrzywił wargi w grymasie wściekłości i niedowierzania. Ręce mu się trzęsły i z ledwością utrzymywał je przed sobą na jednym poziomie. Nie było mowy, żeby wcelował w KageKao i wszyscy o tym wiedzieliśmy.
- Nieładnie trzymać damy w niepewności! Kekeke. W takim razie ja cię uświadomię, Saro! – zarechotał morderca i przysunął się w stronę biurka, podczas gdy my stopniowo się wycofywaliśmy.
- Hoover! Wierzę ci! Zastrzel go!
KageKao sięgnął pod biurko i wyszarpnął splątane kable z mikrofonem. Pokazał czarnym pazurem na zegar naścienny.
- Tam jest kamerka. Kekeke. Pułapka doskonała. Kekeke.
- Co... Jak?! Skąd wiesz?! – wyjąkał Gils. – Oni... Oni powinni już tu być! - jęknął, a jego podwójny podbródek zafalował.
- Powinni – zgodził się KageKao. – Chyba, że twoje psy monitorujące nie żyją! Kekeke. Myślałem, że agenci FBI są sprytniejsi i zabawniejsi, a okazali się nudni i przewidywalni! Kekeke.
- Gils – wycedziłam.
Poczułam jak ogarnia mnie wściekłość. Wściekłość, jakiej nie czułam od czasu, gdy poznałam Moreen. Zaufałam Gilsowi, a on mnie oszukał! Twierdził, że chciał mi pomóc, a jego jedynym celem było odesłani mnie na komisariat. Miałam ochotę go rozszarpać!
- Ty kłamliwy psie! – warknęłam jadowicie i skierowałam pistolet w jego stronę.
- Kekeke! Kekeke!
- Hoover! Opanuj się! Hoover?
- Tom też maczał w tym palce? – zapytałam, nie spuszczając celownika z Gilsa. Mężczyzna patrzył to na mnie, to na KageKao. Wyglądał na przerażonego i zagubionego, jak wielka, pocąca się galareta. – Gadaj – warknęłam roztrzęsiona.
- Odłóż to, Hoover, zanim komukolwiek stanie się krzywda!
- Kekeke. To ty jesteś w mniejszości, głupi człowieczku. Kekeke. Oszuście. Kekeke.
Poczułam dziwne szarpnięcie. Jakby coś, albo ktoś, obudził we mnie mordercze instynkty. Powieka i dolna warga mi zadrżały. To mogło być takie proste. Mogłam strzelić i zakończyć żywot Gilsa. Uciec i zaszyć się, gdzieś daleko, gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie, a wspomnienia tego szaleństwa zmienią się w ponurą komedię.
- Nie bądź idiotką, Hoover! To nie ja jestem twoim wrogiem, tylko on! – Gils przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i przesunął lufę w stronę zabójcy. – Już ci wierzę, Hoover! Naprawdę! Inni też ci uwierzą! Jestem twoim świadkiem i...
- Kekeke. Wodził cię za nos, Saro. Kekeke. Gdybym się nie zjawił, zgniłabyś w celi albo trafiła na krzesło. Kekeke. Prawda, pocąca się świnko? Kekeke.
- Hoover! Wyjaśnię ci! To nie tak jak...
- Chciałeś wpakować mnie do pudła! – syknęłam wściekle, przerywając Gilsowi w pół zdania i ignorując KageKao. Nie mogłam racjonalnie myśleć. KageKao był moim jawnym wrogiem, ale Gils? – Co z Tomem? - warknęłam.
- Tom? On... On...
- W hotelu roi się od FBI, Saro - wtrącił zabójca. - Ściągnęli nawet oddział ze S.W.A.T.u.
Przed oczami mi pociemniało. Gils skoczył w stronę drzwi i oddał strzał. KageKao zerwał się gwałtownie z fotela i skoczył na mężczyznę, obnażając pazury. Mój były szef zatoczył się niezgrabnie do tyłu i pociągnął za spust. Morderca nie usiłował zrobić uniku. Ręce Gilsa tak się trzęsły, że nie wcelowałby nawet gdyby cel stał dwa metry od niego. Kula przeleciała przez szybę, znacząc ją pajęczyną pęknięć. KageKao powalił Gilsa na podłogę, wytrącając mu pistolet z ręki. Zarechotał i usiadł na nim, unieruchamiając go. Zabójca zacisnął szponiastą dłoń na szyi Gilsa i zacmokał, wyjmując coś i zręcznie ukrywając w dłoni. KageKao obrócił się w moją stronę, ukazując dwukolorową maskę z grymasem złości i radości po przeciwnych stronach. Może mi się wydawało, może to był stres albo moja wyobraźnia, ale miałam wrażenie, że KageKao poruszał się wolniej, a jego lewe ramię nieco opadało.
- Pora to zakończyć, Saro – powiedział wesoło. – Już czas, żeby skierować twoje życie na właściwe tory.
- O czym ty mówisz?! - zapytałam łamiącym się od emocji głosem. Opuściłam nieco ramiona, zmieniając położenie lufy pistoletu.
- Kekeke.
Mężczyzna odsłonił przedmiot trzymany w dłoni. Nóż militarny! Mój nóż! Przypomniałam sobie słowa Toma, jego pytanie, czy zabrałam wszystko z motelu! A więc nie uroiło mu się... Miał ogon... Kagekao przyłożył ostrze do szyi duszącego się Gilsa.
- Złaź z niego! – warknęłam.
- I tak nie strzelisz. Kekeke. Nie umiesz się bawić, Saro! – Przejechał nożem po szyi mężczyzny. – Ale ja cię nauczę!
Krew popłynęła z gardła Gilsa. Strzeliłam.
CZYTASZ
Creepypasta: Strzaskane Wspomnienia ✔
FanfictionLizbett Moreen, młoda kobieta cierpiąca na zaniki pamięci, od niemalże roku przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Trafiła tam po wydarzeniach, które rozegrały się pewnej czerwcowej nocy. Wydarzeniach, które obudziły w niej to, co przez lata starano s...