Drugie Ja

660 93 6
                                    

 Gmach szpitala pogrążony był w półśnie. Po korytarzach przemykali kucharze i serwis sprzątający, czasami niewyspani pielęgniarze i lekarze, te przeklęte diabły trzymające nas w zamknięciu i faszerujące lekami. Miałam szczęście, że trafiłam na Liu i Smiley'a. Zdawałam sobie sprawę, że nie są ze mną do końca szczerzy, ale cierpliwie czekałam na dalszy rozwój wypadków. Cóż, byłam im to winna, bo gdyby nie oni, to aż boję się pomyśleć, w jakim stanie teraz bym się znajdowała.

Skręciliśmy w boczny korytarz i ruszyliśmy do odległej klatki schodowej, której nigdy nie otwierano. Posłałam Liu pytające spojrzenie.

- Nie idziemy do gabinetu?

- Powiedzmy, że to drugi gabinet Smiley'a, o którym wiem tylko ja. – Zbliżył się do mnie, zbliżając usta do mojego ucha. – Nie słyszałaś ostatnich plotek? Że dwie pielęgniarki się zwolniły, a jeden pacjent został przewieziony do innego szpitala?

- Coś mi się obiło o uszy – przyznałam, zła na własną ignorancję.

- Podejrzewam, że niedługo znowu kogoś zabraknie. Właściwie to już dzisiaj. Jak będziesz w biurze na piętrze, to spójrz na eksponaty. Ostatnio trochę ich przybyło.

- Co? O czym ty mówisz?

- Zobaczysz...

 Weszłam do gabinetu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 Weszłam do gabinetu. W sumie to małe pomieszczenie piwniczne ciężko tak nazwać. Lepiej pasowałoby określenie rzeźnia. Mroczne, z rurami przechodzącymi pod sufitem i arsenałem chirurgicznych narzędzi sprawiało posępne wrażenie, które dodatkowo potęgował fotel dentystyczny pośrodku i plamy krwi na podłodze i ścianach. Smrodu stęchlizny i zaschniętej juchy nie ukryły ani detergenty ani woń silnych leków.

Smiley odwrócił się w naszą stronę, odsłaniając makabryczny widok. Zachwiałam się na nogach i gdyby nie szybka i pewna reakcja Liu, upadłabym na ziemię. Żołądek przewrócił się do góry nogami, a do gardła napłynęła żółć. Na fotelu siedziała jedna z pacjentek. Wyglądała jakby została odurzona silnymi specyfikami, ale nadal pojmowała, co się wokół dzieje, ale... Była rozpruta od podbrzusza do żeber. Spomiędzy pracujących narządów wylewały się potoki krwi.

Smiley wyszczerzył ostre zęby w drapieżnym uśmiechu.

- Co tu robicie? Liu! Widzisz, że Lizbett nie jest gotowa na takie widoki! Po co ją tu przyprowadziłeś? – Westchnął ciężko i wrócił do wyjmowania narządów. – Mam nadzieję, że to coś pilnego, bo mam pacjentkę.

- To bardzo ważne – zapewnił Liu. – Liz? Liz? Przelewałam się Liu przez ręce. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Zacisnęłam zęby.

- Dobrze... Lepiej mi...

- Twarda dziewczyna – pochwalił Smiley.

Posłałam błagalne spojrzenie mojemu mrocznemu stróżowi, ale on tylko pokręcił głową. Oparłam się o ścianę i położyłam głowę na ramieniu Liu. Okropieństwo.

Creepypasta: Strzaskane Wspomnienia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz