Bliżej Śmierci

628 67 0
                                    

Slenderman

Moje macki przecinały leniwie rześkie powietrze i spadające nieustająco krople deszczu. Stojący po moich bokach Liu i KageKao, dreptali nerwowo w miejscu, to krążyli niespokojnie, obrzucając się nienawistnymi spojrzeniami. Zabawne jak dwie uprzednio obojętne względem siebie osoby połączyło pragnienie uratowania polujących na siebie kobiet. Podejrzewam, że gdybym im kazał rzucić się na siebie i walczyć na śmierć i życie w zamian za uratowanie jednej z nich, zrobiliby to bez wahania. Doskonali mordercy splamieni uczuciami. Zabawne. Intrygujące. I, gdy się nad tym zastanowić, żałosne.

- Ciekawe ile im to zajmie - mruknął Masky pod nosem.

- C-coś ty taki nie-ecierpliwy?

- Ktoś tu poczuł mięte, co, sernikowy kretynie? - zarechotał Toby.

Tim zignorował Tobiego i, wyczuwając potencjalne zagrożenie, odruchowo spojrzał w stronę Liu. Zielonooki mężczyzna stał z pozoru spokojnie. Pochylił nieco głowę, ale swoje soczyście zielone oczy wbił w postać proxy'ego.

- Kekeke. - KageKao skoczył do góry śmiejąc się i doczepił do mokrego konaru drzewa, obserwując zajście z bezpiecznej odległości. - Robi się coraz zabawniej!

Jeff skrzyżował ręce i parsknął lekceważąco, zwracając oczy w stronę ciemnego nieba. Krople deszczu spadały do jego oczu, rozbijając się na drżących, wiecznie zaczerwienionych gałkach.

- A podobno to ja jestem szalonym mordercą - mruknął Woods pod nosem, z powrotem pochylając głowę i naciągając mocniej kaptur.

Hoodie wyciągnął rękę w uspakajającym geście, a Toby stanął z boku przyglądając się z zadowoleniem dwójce mężczyzn pożerających się wzrokiem.

- Nie uświadomiłeś mi niczego nowego, Toby - powiedział sucho Liu. - To było widać od dłuższego czasu.

- A jednak nic z tym nie zrobiłeś - prychnął Masky.

Liu wykrzywił wargi w kpiącym uśmiechu. Wiatr zaświszczał przeciągle, porywając za sobą słabsze liście.

- Po co miałem reagować? Może odniosłeś inne wrażenie, ale nic dla niej nie znaczysz. I nie będziesz - dodał. Groźbę zagłuszył huk pioruna, przecinającego niedalekie drzewo.

KageKao, przeskoczył na sąsiednie drzewo i opatulił czarno-białym szalikiem. Zakrył nim usta i przygryzł go lekko. Pachniał Sarą, jej ulubionymi perfumami o zapachu zielonej herbaty i owocu, którego nazwy za nic nie mógł zapamiętać.

- Jesteś zbyt pewny siebie - warknął Masky. - I właśnie dlatego popełnisz błąd. A wtedy ja naprawię twój poprzedni, kiedy zdecydowałeś się przeżyć.

Liu chwycił za broń, a Tim nie pozostał dłużny. Odepchnął przytrzymującego Hoodiego, który zatoczył się do tyłu i wpadł prosto w wyciągnięte ręce Jeffa.

- Nie będziemy przeszkadzać naszym kochanym braciom, czyż nie?

- Kekeke. Kekeke. Takie rozładowanie napięcia to ja rozumiem! Kekeke!

Liu i Masky doskoczyli do siebie. Ostrza ich noży zgrzytnęły, pocierając się jedno o drugie. Mężczyźni odskoczyli i znów zamachnęli się bronią, jednocześnie robiąc uniki i starając się zmylić przeciwnika.

...Spokój! - rzuciłem wściekle w ich głowach. Zabolało. Skulili się. Doskonale. Nienawidzę, kiedy łamią dyscyplinę i dają się ponieść instynktom. To zaburza percepcję i przybliża ich do śmierci, a mnie do utraty zdolnych uczniów. - Nie czas na waszą potyczkę. Jeszcze nie. Nawet nie wiecie, co się dzieje i czy one jeszcze żyją.

Creepypasta: Strzaskane Wspomnienia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz