Zaczekałam aż proxy's oraz Jeff znikną w głębi korytarza, po czym ruszyłam w drogę powrotną. Opary dymu rozprzestrzeniały się coraz dalej, wyprzedzając płomienie pochłaniające ściany i sufity lewego skrzydła szpitala. To też zaplanowali? Powinny włączyć się spryskiwacze, tymczasem spokojnie trawiły je jęzory ognia. A co z informacją dla straży pożarnej? Zawiesili połączenie czy oddziały były w drodze?
Stanęłam przed komórką na sprzęt czyszczący. Oczywiście mogłam się mylić, ale musiałam sprawdzić. Otworzyłam drzwi. Od razu poleciały na mnie miotły. W tym jedna pod dziwnym kątem. Bez problemu uchyliłam się przed nieudolnym atakiem i podcięłam atakującą. Kobieta runęła z jękiem na podłogę.
- Doktor Jenkis?
Rudowłosa poprawiła okulary i podniosła się z trudem.
- L-l-lizbett? – wydukała. – C-o tu ro...
Przystawiłam jej ostrze jednego z sai do szyi i westchnęłam zawiedziona. Miałam nadzieję, że to Lorez...
- Zamiana ról, Jenkis. Teraz to ja zadaję pytania, jasne? – spytałam z wrednym uśmieszkiem i docisnęłam ostrze do szyi kobiety, przebijając skórę.
- T-tak... Roz...umiem...
- To świetnie. – Zerknęłam na sufit. Bałam się, że ogień mógł się szybciej rozprzestrzenić na wyższych piętrach i coś zawali się na moją głowę. – Co tam się dzieje?
- Po...po...
- Weź się w garść, Jenkis! – warknęłam.
- Poszaleli! Obłęd! – krzyknęła doktor. – Pacjenci napadli na nas! Wszędzie krew i trupy! Wszędzie! Ktoś zablokował przejście do dalszych gabinetów! – jęknęła, pokonując szloch. – Morze krwi! Z początku dało się z nimi porozmawiać, kilku nakłonić do uspokojenia się, ale potem... - Pociągnęła nosem. – To było potworne! Jakby coś w nich wstąpiło! Stali się bestiami! Potworami! Rzucali się na wszystkich! Na siebie, na nas, meble! Byleby zniszczyć! Zabić! – rzuciła płaczliwie i wydala z siebie histeryczny pomruk. Martwi... Wszyscy...
- Wszyscy? – zapytałam ostro.
- Prawie... Ja... Nie jestem pewna... Tam jest chaos! Widziałam okropne rzeczy, okropne – szepnęła, kręcąc głową. – I ten wybuch ognia... Ludzie spaleni żywcem. Ja... - urwała i wybuchła płaczem.
- Jenkis, Jenkis, Jenkis – powiedziałam cicho, przykładając ostrze do jej podbródka i unosząc lekko głowę. – Zawsze byłaś miękka i słaba. Dziwne, że sama nie zwariowałaś. Och, skąd to spojrzenie, mmm? Wiem, że chciałabyś mi napluć w twarz i widzieć mnie martwą, ale tego nie powiesz, bo się boisz – dokończyłam z uroczym uśmiechem i przejechałam drugim sztyletem wzdłuż talii doktor.
- Lizbett... Skąd u ciebie takie my...
- Milcz! – wrzasnęłam wściekle. Kłamliwa, bojaźliwa żmija! – Co z Lorez?
- Martwa... Spłonęła...
Warknęłam wściekle, niczym ranne zwierzę. Przeklęty Jeff! Teraz był mi winien coś więcej niż swój paskudny łeb!
- Wypuścisz mnie? Błagam – pisnęła Jenkis.
Dobre pytanie... Co powinnam z nią zrobić? Zamyśliłam się na moment. Musiałam zdecydować szybko.
- Wypuszczę cię. Może uda ci się uciec.
- Dziękuję! Dz...
- Nie dziękuj – syknęłam i przejechałam ostrzem po twarzy kobiety. – To na pamiątkę. Żebyś nigdy o mnie nie zapomniała.
CZYTASZ
Creepypasta: Strzaskane Wspomnienia ✔
FanfictionLizbett Moreen, młoda kobieta cierpiąca na zaniki pamięci, od niemalże roku przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Trafiła tam po wydarzeniach, które rozegrały się pewnej czerwcowej nocy. Wydarzeniach, które obudziły w niej to, co przez lata starano s...