Proxys

668 71 4
                                    

- Wystarczy!

Odwróciłam się w stronę męskiego głosu. W naszą stronę biegła dwójka zamaskowanych mężczyzn: jeden skrywał twarz pod białą maską, natomiast drugi nosił czarną kominiarką z naszytym wzorem pomarańczowych oczu i wykrzywionych ust, dodatkowo ukrywając się pod kapturem.

- Co wy tu jeszcze robicie?! – wrzasnął ciemnowłosy. – Poszaleliście do reszty?! Chcecie spłonąć albo się udusić?!

Mężczyźni stanęli przy plującym krwią Jeffie. Woods nie był w stanie złapać porządnego oddechu, bo od razu się dusił, z nosa popłynęła brunatna stróżka.

- Gdzieście byli?! Potrzebowaliśmy was! – krzyknął Toby. – Ten idiota prawie nas pozabijał!

- Wybacz, ale, kurna, napotkaliśmy trudności! – odwarknął ciemnowłosy z wyraźną wrogością w głosie.

Mężczyzna w białej masce ruszył nieznacznie głową i drugi z przybyłych kucnął obok ledwie przytomnego Jeffa.

- Widzę, że ten kretyn jest zbyt głupi, żeby nas sobie przedstawić – powiedział, zwracając się w moją stronę. – Jestem Masky, a to mój brat Hoodie. – Zakapturzony skinął na spóźnione powitanie. – I póki co tyle wiedzy ci starczy.

- Ja...

- Nie kłopocz się. Wiemy kim jesteś. Obserwowaliśmy cię. – Przerwał mi Masky, wchodząc w pół słowa.

Zmrużyłam oczy i zgrzytnęłam zębami, ale nie pozwoliłam, żeby coś więcej, jak chociażby mimika twarzy, zdradziła moje zdenerwowanie na tak jawny brak szacunku.

- Niewychowany debil – burknął Toby.

- Coś powiedział? – warknął tamten, wyjmując nóż militarny.

- Że jesteś niewychowanym debilem – syknął Toby, podchodząc bliżej. – I ktoś powinien wbić ci do tego tępego łba kilka zasad. Na przykład jak traktować damy.

- Ach tak! – Masky ukłonił się przede mną. – Pani wybaczy, ale jestem zmuszony dać jej chwilowemu rycerzykowi bolesną lekcję pokory.

  - To nie jest najlepszy moment – powiedziałam, dociskając szmatę do ust. – Zaraz się tu uwędzimy. 

  Nagle poczułam, że Toby i Masky kierują wzajemną wrogość w moją stronę. Idioci.

- O-ona ma ra-rację – powiedział Hoodie, przykuwając ich uwagę. – P-Pomóżcie mi z-z Jeffem.

Ciemnowłosy wzruszył ramionami i schował nóż za pas. Chwycił Woodsa pod drugie ramię i razem z bratem pociągnęli go do góry. Jeff zachwiał się i gdyby nie szybka reakcja mężczyzn, zwaliłby się na podłogę. Przygryzłam dolną wargę. Nie wyglądał najlepiej. Raz po raz wstrząsały nim drgawki, cienie pod czerwonymi oczami pogłębiły się, z kącików ust i nosa spływały pojedyncze krople krwi. Nigdy nie widziałam, żeby kogoś doprowadzono do takiego stanu. Oddech Jeffa był świszczący i płytki. Jęknął przeciągle, kiedy proxy's zmusili go do stawiania kolejnych kroków. Ruszyliśmy w stronę prawego skrzydła szpitala, gdzie nasz świr nie rozlał łatwopalnych środków.

- Co z nim będzie? – spytał Toby.

- Nie wygląda to d-dobrze. Nie wiem, c-co mu podali, ale źle na to za-zareagował. Będzie trzeba za-zapytać Liu i Smiley'a.

- Mógł mieć halucynacje? – spytałam.

- Owszem. – Hoodie pokiwał głową. – A-ale w jego przy-przypadku, dziwne zachowanie to nor-norma.

- Nie czuł bólu – wtrącił Toby.

- Dzięki lekom.

- Musimy się koniecznie dowiedzieć, co to było – dorzucił Masky. – To może nam dać przewagę, w razie gdyby podwinęła się nam noga.

Creepypasta: Strzaskane Wspomnienia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz