Otworzyłam oczy. Chwilę to trwało, ponieważ powieki ciążyły mi niemiłosiernie, a rzęsy się zlepiły. Przetarłam twarz trzęsącymi się, cuchnącymi dłońmi, mocno pocierając okolicę oczodołów... ...Byłam w swoim mieszkaniu... Niemożliwe! Dźwignęłam się na rękach. Moje ciało natychmiast przeszyła fala ostrego bólu, promieniującego od żołądka. Zwaliłam się do poprzedniej pozycji z przeciągłym jęknięciem. Na podłodze walały się odłamki szkła, w rogu pod ścianą leżał pistolet, a ja leżałam we własnych wymiocinach... ale żyłam... Jakim cudem?! Spodziewałam się, że zobaczę orszak anielski prowadzący mnie do Raju. Z drugiej strony, Sądu Ostatecznego jeszcze nie było, więc brama i tak byłaby zamknięta na cztery spusty. Odsunęłam się od śmierdzącej kałuży i leżałam w bezruchu, zbierając siły. KageKao mnie otruł, żeby potem uratować? To się kupy nie trzymało! "Nie dolałem trucizny do wina... Natarłem nią twój kieliszek...". Słowa KageKao odbijały się i rozchodziły echem w mojej głowie. Chciał się zabawić moim kosztem, ale przesadził z dawką? Jak przez mgłę pamiętałam, że ułożył mnie sobie na kolanach i wcisnął coś do gardła. Dalej niczego nie rozumiałam, ale druga opcja była bardziej prawdopodobna. Poza tym, skąd KageKao znał Moreen? Czy w ogóle ją znał, czy rzeczywiście wiedział więcej niż sądziłam i tylko sprawdzał moją reakcję, żeby sprawdzić swoje przypuszczenia?
- Mh... - Przetarłam czoło knykciami. Głowa mi pękała i miałam gorączkę. Do tego ten smród... - Ja pieprzę...
Po walce ze słabymi kończynami - odnosiłam wrażenie, że to nie kości i ciało, a rozmoczona wata - dźwignęłam się na kolana i finalnie wstałam, podtrzymując się ściany. Mój salon wyglądał jak pobojowisko. Zerknęłam na kawałki kieliszków i kałużę wymiocin. Zanim się tego pozbędę, będę musiała zebrać próbki i jak najszybciej dać je Pam do sprawdzenia w naszym laboratorium. Cholera wie, co to było i czy coś nie zalega mi w żołądku. Powędrowałam do łazienki, cały czas mając ścianę i meble za główne oparcie i asekurację. Katem oka zerknęłam na zegarek. Dziesiąta. - Nosz kurna - jęknęłam. Klęknęłam przed toaletą i oddając resztę zawartości żołądka, pośród której nie dostrzegłam niczego poza żółcią. Powinnam być czysta. Teoretycznie. Przemyłam twarz, szyję i dekolt lodowatą wodą. Bynajmniej mnie to nie pobudziło, a wygląd mojej twarzy odbijającej się w lustrze, sugerował, że dalej powinnam leżeć nieprzytomna. Spojrzałam tęsknie na wannę, ale chyba nie miałabym siły z niej wyjść. Chwyciłam dziennik Moreen i poszłam do sypialni. Przebrałam się w wygodny dres i opadłam na łóżko, uprzednio porywając butelkę wody z komody. Sięgnęłam po komórkę. Dziesięć nieodebranych połączeń od Toma, trzy od Brada i pięć sms'ów... w tym jeden od operatora sieci. Westchnęłam ciężko, przymykając oczy i wybrałam numer.- Cześć, Tom - wychrypiałam- Sara! - krzyknął. Odsunęłam słuchawkę. - Co z tobą do cholery?! Myślałem, że się obraziłaś, bo musiałem zawieść matkę do lekarza i nie miałem jak po ciebie podjechać! - powiedział przepraszająco. Szybko sprawdziłam wiadomości. - Ale w biurze cię nie było i nie było! Martwiłem się! O dwunastej miałem do ciebie jechać. O dwunastej byłabym sztywna, pomyślałam.- Dzięki za troskę - zaśmiałam się słabo. - Chcę cię tylko poinformować, że dzisiaj mnie nie będzie.- Co? Dlaczego? Cholera, muszę posprzątać i pobrać próbkę...
- Zatrułam się. - O ironio! - Trzeba było tyle nie chlać. Hehe. Święte słowa, Tom!- Dobra, Saro. Jak będziesz czegoś potrzebować, to daj znać.- Dzięki, Tom. Jesteś kochany.- Staram się przebić tego twojego Brada. Uniosłam wysoko brwi. Że co?- Acha. Mamy zgodę na ekshumację. Szef załatwił. Jutro jedziemy do prosektorium... Dobrze, że ja tam dzisiaj nie trafiłam...- ...Więc nie jedz za dużo, co?
- "Ha ha" bardzo nieśmieszne, Tom.- Ponurak z ciebie. Dobra, odpoczywaj. Jak się czegoś dowiem, to dam ci znać.- Dzięki. Na razie. Rozłączyłam się i oparłam się o miękkie poduszki. Musiałam mieć naprawdę ogromną siłę woli i wykazać ogromne samozaparcie, bo podniosłam się i ruszyłam zebrać próbki i sprzątnąć wymiociny. Nie było sensu zabezpieczać miejsca, bo poprzednio też niczego nie znalazłam. KageKao nie zostawił po sobie śladów. Przestępca idealny. Wróciłam do łóżka z kubkiem gorącej herbaty z cytryną i koszyczkiem proszków i wybrałam numer Pam. - Hej. Jesteś zajęta?- Cześć. Trochę. Bardzo. Ale dla ciebie mam chwilę. Co tam?- Mogłabym ci coś podrzucić jutro z samego rana? To dosyć pilne i potrzebowałabym wyników na wczoraj. Pam zaśmiała się dźwięcznie.- Nie ma problemu. Możesz podrzucić nawet dzisiaj.- Nie wybieram się do pracy.- Oj, ty leniu! Skoro to takie pilne, to nie możesz kogoś wysłać? - Wolałabym tego nikomu nie dawać... I liczę na twoją dyskrecję.- Moją? - Prychnęła. - Obyś się nie przeliczyła. Spokojnie! Żartowałam! Nie ma problemu, Saro. Jestem jutro od rana do zmroku i jeszcze nadgodziny. - Dzięki, Pam. - Westchnęłam przeciągle. - Nie ma problemu. O, przyszedł Chris z drugim śniadaniem. Musze kończyć. Papa! Odpoczywaj!- Ta, dzięki. Pa. Gapiłam się w sufit. Może to nie była trucizna? Jej skutki powinnam czuć do teraz... Może KageKao mnie oszukał i podał coś innego? Narkotyki? Na następne spotkanie będę gotowa i wszystko z niego wyciągnę... Chyba, że zjawi się dzisiaj... Oby nie... Jakiś czas później, po krótkiej drzemce, sięgnęłam po leżący obok dziennik Moreen. Jak dorwę sukę, to podam jej to, co KageKao mi, a potem ją rozszarpię.
CZYTASZ
Creepypasta: Strzaskane Wspomnienia ✔
FanfictionLizbett Moreen, młoda kobieta cierpiąca na zaniki pamięci, od niemalże roku przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Trafiła tam po wydarzeniach, które rozegrały się pewnej czerwcowej nocy. Wydarzeniach, które obudziły w niej to, co przez lata starano s...