Południowa Montana wcale nie była taka zła, co najwyżej onieśmielająca. Faliste brzegi krajobrazu i wystające z nich skały, a także pudrowy pyłek śnieżny spoczywający na czubkach gór napawał niezrównanym spokojem, jak gdyby Gnarsby w apartamencie niżej klasnął w dłonie i światło w pokoju gościnnym zgasło. Rozległe równiny pokryte żółtymi zbożami i nasyconymi do granic zielonymi drzewami, a na środku pól traktory, po których dumnie wspinali się rolnicy. Ich poranna kawa z pewnością jest już zimna w termosie obok kierownicy, a zboża zdecydowanie zbyt dużo do zebrania na jeden dzień, mimo to dzielnie walczą ze skwarem lejącym się z nieba. Zakasają rękawy flanelowych koszul pokrytych smarem, bo sprzęt często zawodził i trzeba było dobrej ręki, by ruszył dalej. Wycierają pot z czoła tak zamaszyście i z pewnością dokładali do tego swoją ulubioną cowntry* piosenkę. Choć, jak Louis zdążył się już przekonać nie wszyscy tutaj kochają krowią muzykę*.
Warto byłoby jednak wspomnieć, że taki widok nie był dla młodego mężczyzny mającym na swojej karcie miliony i kupującego dom w Los Angeles przez aplikację na smartphone codziennością. Właściwie daleko miał do tego typu zachcianek jak wąchanie końskich odchodów i przeganianie bydła do zagrody. Choć co on tam wiedział, dopiero przybył do Montany.
W zasadzie pochodził z Kalifornii, a dokładniej rzecz ujmując na początku zeszłego roku wydał pokaźną sumę pieniędzy zarobionych na podróżowaniu dookoła świata i koncertowaniu na piękną, nowoczesną posiadłość. A gdyby pozwolić sobie zagłębiać w szczegóły, był Brytyjczykiem. Sława, a w następstwie fani pozwolili mu zarobić tyle pieniędzy, że kupił sobie również własny dom niedaleko centrum Londynu, właściwie prawie zupełnie przez niego nieodwiedzany, co z kolei przyczyniło się do wielu, a raczej jednego poważnego problemu, który Louis miał na swoim karku od dobrych kilku miesięcy. Lubił kluby, alkohol i papierosy, dwadzieścia cztery lata to jeszcze młodość. Spotkał jednak na swej drodze ludzi, którym ufać nie powinien, a w szczególności nie powinien chodzić z nimi do łóżka podczas stanu upojenia alkoholowego. Jak okazało się po wielu miesiącach ciszy pomiędzy nim i dziewczyną (dokładniej dziewięciu), którą pieprzył tamtego wieczoru Louis miał zostać ojcem. A przynajmniej tak krzyczało jego pismo z sądu, kiedy wczesnym rankiem przeglądał pocztę siedząc w kuchni i powoli jedząc rozmokłe Coco Pops.
Nie mógł uwierzyć. W pierwszej kolejności zatelefonował do swojego prawnika i umówił się na wizytę jeszcze tego samego dnia, a po niej, kiedy jasnym było, że będzie musiał stanąć przed sądem i sprawę wyjaśnić zadzwonił do mamy i Liama. Były to dwie osoby najbardziej godne zaufania, z czego oboje siedzieli w jego świecie już od dłuższego czasu.
Jego mama była zdruzgotana, kiedy powiedział jej o wyraźnych konsekwencjach, gdyby to okazało się jego dziecko, jednakże był prawie pewien, że nie było. Czy on w ogóle uprawiał seks tamtego wieczoru i jeśli tak, to dlaczego? Cóż, Louis wiedział dlaczego. Lepiej jednak było, by jego mama nie wiedziała.
Liam był opanowany, tak przynajmniej przedstawił swoją stronę, kiedy o wszystkim się dowiedział. "Tommo, naprawdę potrzebujesz porozmawiać z WHO.""Kim jest WHO?" dopytywał zgryźliwie udając niezorientowanego w sprawie, a Liam tylko wzdychał do słuchawki jego telefonu.
"WHO jak Where the Hell is Oops*. Czy pamiętasz?"
WHO było ulubionym słowem Louisa, właściwie niejasnym skrótem. Powstało przed koncertem w Japonii, kiedy byli w trasie. Niall złapał za gitarę, kiedy byli jeszcze w luźnych dresach ale po próbie i kazał wszystkim po kolei śpiewać słowa do wybranej przez niego melodii. Zayn o lubieniu świnek (śmiali się przy tym tak głośno, a Zayn zrobił tą swoją minę), Harry o bananach, Liam rapował i kiedy przyszła kolej na niego miał pustkę w głowie. Niall grał zwykłą melodię podobną do The Smurfs, a on zaśpiewał w rytm. Do końca trasy nazywali Harry'ego WHO, które z kolei przerodziło się w Doctor WHO, a Harry rumienił się za każdym razem, kiedy słyszał melodię i słowa. Z pewnością gdyby był państwem jego hymnem zostałaby The WHO Song, sprośna piosenka Louisa Tomlinsona.
CZYTASZ
If I Could Fly (Larry Stylinson)
FanfictionW czasie swojej przerwy Harry zaszywa się na Bay Horse Rancho w południowej Montanie, a Louis jest w trakcie procesu sądowego i tylko wydaje mu się, że nie mógłby wyjechać z Los Angeles. Zapraszam na inne książki z Larry'm: Define Love, Oops, Hi i...