Bay Horse Party

974 101 41
                                    

Em zaciągnęła go do damskiej roboty, jak, naprawdę do damskiej, kiedy musiał pielić grządki za domem i słuchać jej narzekania. Właściwie to wyłączył się po kolejnej fantastycznej opowieści o tym, jak spadła z konia, Bóg jeden wie ile kwadransów temu i nie było takiej mocy, która mogłaby sprawić, że zacząłby ją znów słuchać. Z braku uwagi wyrwał nawet kilka razy rośliny, które zasadził tutaj Sebastian, za co nieźle mu się oberwało. Ale kiedy skończyli swoją pracę w końcu zza chmur pierwszy raz wyszło słońce i Louis pomyślał, że to dobry moment by pójść na małe zwiedzanie. Zabrał ze sobą plecak z lemoniadą, przekąską i także telefon, bluzę. Nie wiedział właściwie dokąd idzie, postanowił spróbować najpierw pojechać do miasta i tam pozwiedzać. "Tylko się nie zgub, mały." przestrzegła go Em i postanowił zignorować jej docinkę. Po raz pierwszy odkąd dotarł na ranczo wsiadł do swojego wypożyczonego samochodziku i wyjechał na ścieżkę prowadzącą do bramy Bay Horse Rancho. Tak będzie to wyglądać, kiedy będę wyjeżdżał, pomyślał i może musiał tylko na chwilę zatrzymać się gdzieś na poboczu, by pomyśleć. Opierał się czołem o kierownicę i oddychał ciężko, prawdopodobnie będąc zmęczonym wszystkim, co działo się wokół niego i- nagle drzwi od strony pasażera otworzyły się, a do środka zajrzała czupryna Harry'ego.

"Louis, jest okej? Słabo się czujesz?" jego ręce znalazły się na ramionach i potrząsnął nim, kiedy Louis budził się z zadumy.
Harry wsiadł do samochodu teoretycznie należącego do Louisa w swoich ubrudzonych błotem gumiakach i spojrzał na niego z troską wypisaną na twarzy. "Całkowicie w porządku, mhm." cóż, nie powinien być zaskoczonym, a może powinien? To w końcu ranczo Harry'ego, mógł całymi dniami wałęsać się po całym jego obszarze.

"Zamierzałeś, cóż, uciec? Bez pożegnania?" wpatrywał się uporczywie przed siebie w puste obszary pokryte trawą, Louis chyba spalił się ze wstydu. Czy Harry naprawdę myśli o nim w taki sposób? Czy byłby w stanie wyjechać bez pożegnania, bez zawiadomienia o swoim wyjeździe kogokolwiek? Czy byłby w stanie sprawić, by przez taki incydent reszta świata zamartwiała się o niego? Cóż, gnił na końcu świata, podczas gdy żaden tabloid nie dostał żadnego nowego zdjęcia z nim przez cały zeszły tydzień.

"Żartujesz sobie ze mnie, prawda?" a kiedy nie odpowiedział wpadł w panikę. "Harry, powiedz mi, że nie myślisz w ten sposób o mnie."

Odchrząknął. "Cóż, już raz uciekłeś."

I wtedy dostał mentalny cios w twarz. Więc Harry pamięta, oczywiście i jest nadal tak zraniony, Boże, Louis może wyczytać to w jego oczach, zielonych, w kolorze mchu, kiedy mruga i jego oczy szczypią.
Louis nigdy sobie tego nie wybaczył. Tamtej nocy, kiedy sypiał z innymi dziewczynami i wciąż mu wstyd tłumaczenia się przed wszystkimi, że nie chciał, bo był takim tchórzem. Trzasnął wtedy drzwiami i wyszedł, jakby to on był porzucony i zraniony, jakby to ktoś zachował się niewiernie dla niego i jakby to on był pokrzywdzony. A potem wysłał SMSa, pamięta dokładnie godzinę i treść 'Nie dąsaj się, harry. to nic nie znaczyło'. Harry z nim zerwał, właściwie, cóż, nie musiał, bo najpierw unikał go skutecznie przez bite dziesięć dni, Louis do końca nie wie jakim cudem, ponieważ wtedy koncertowali.

"Louis, przepraszam. Ja nie- nie powinienem, to stare dzieje." Harry zaczyna się wycofywać, Louis nie wie czy to dobrze.

"Właściwie" zaczyna i próbuje się zaśmiać. "to nigdy cię nie przeprosiłem." Harry skina głową i robi się niezręcznie. "Więc zgaduję, że przepraszam za bycie dupkiem i za pojawienie się na twoim ranczu, kiedy mnie nie chciałeś, a także za wiele, wiele innych rzeczy i za bycie takim dupkiem, cóż, chyba się powtarzam."

Słońce zaczęło zachodzić i niebo zrobiło się różowe. Cisza w aucie, ta atmosfera, to po prostu było szacowanie wszystkiego i próba rozgryzienia całego zamieszania.

If I Could Fly (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz