London, 2011

781 90 11
                                    

Tysiące neonowych, ogromnych tablic zawieszonych wysoko nad przechodniami Piccadilly Circus oświetlało mrok nocy. Było zimno, każdy musiał to przyznać, nawet Louis, który w ciepłej, puchowej kurtce na zip i z dodatkową parą skarpetek na stopach mierzył się dzisiejszej nocy z mrozem. Czapki już nie założył. Jak się okazało była to błędna decyzja, ponieważ kilka dni później się rozchorował, jednak tego nie mógł wiedzieć. "Nie mogę uwierzyć, wszystko tutaj jest szalone." powtórzył chyba milionowy raz od czasu powstania One Direction, jednak wciąż był w szoku. Jego życie biegło tak szybko, wręcz czuł jak ucieka mu między palcami, jednocześnie bawiąc się w trakcie swojej dziewiętnastoletniej egzystencji. Dobrze było mieć dziewiętnaście lat i spacerować po Piccadilly z siedemnastoletnim Harry'm.

"Nie czujesz się trochę, no nie wiem, przytłoczony?" chłopiec z lokami zapytał i zatrzymał się przed przejściem na drugą stronę ulicy. W tamtych czasach Louis cieszył się, że jest jeszcze ktoś niższy od niego, choć Harry upierał się, że są tego samego wzrostu. W późniejszych latach (do czasu Epoki Milczenia) wytykał mu bycie 'małą myszką'.

Pokiwał gorliwie głową pociągając nosem. "Czy się czuję? No pewnie. Reszta chłopaków pewnie też, bo dosłownie wyrwano nas z naszych domów i zabrano do wielkiego Londynu. Nigdy tutaj nie byłem do czasu przesłuchania. To zdecydowanie szalone. Ja- ja uwielbiam to miasto. Nie chcę nigdy stąd wyjeżdżać."

Urwali konwersację na chwilę ciesząc się w ciszy widokiem zatłoczonych, pełnych ulic. Minęli Rah Rah Room i szli dalej, ich ręce co jakiś czas niespodziewanie ocierały się o siebie.

Louis lubił Harry'ego. Wtedy jeszcze nie do końca wiedział, co z nim nie tak, kiedy myśli o zielonookim nastolatku robiącym z nim wiele rzeczy, które zwykle robił z Hannah, swoją byłą dziewczyną. Czasem śmiał się z siebie w myślach, że jest pedofilem (nie wińcie go, on naprawdę uważał się wtedy za okropnie dorosłego). Harry był ładny, szczupły, miał bladą skórę i bystre oczy i na pewno, w przeciwieństwie do Louisa potrafił nazwać rzecz po imieniu - był gejem. Potrafił przyznać to w wieku już czternastu lat, wtedy chyba pierwszy raz spodobał mu się jakiś chłopak. Louis natomiast był pewien, że nie jest homoseksualny, w końcu miał dziewczynę. Robili razem naprawdę wiele rzeczy, uprawiali seks i to się mu podobało, jak więc mogłoby mu się podobać z chłopcami? Krótko po tym miał się przekonać, że owszem, podoba mu się z chłopcami i jest biseksualny.

"Ale nie sądzisz Louis, że zostawianie rodziny było nie w porządku?" Harry odezwał się odwracając głowę w przeciwną stronę. "No wiesz, dali nam wszystko, a my w zamian wyjeżdżamy i nie wiemy kiedy wrócimy. Nie wiemy nawet czy wrócimy."

Widzicie, problem polegał na tym, że Louisowi się podobało dopóki głębiej wszystkiego nie analizował. Lubił się angażować, lubił to, że z dnia na dzień zespół miał coraz większy rozgłos i więcej fanów, a fani uwielbiali ich i przychodzili pod stacje, w których akurat obecnie przebywali. Kochał swoich fanów, kochał Londyn i uwielbiał Simona, który dawał im tyle możliwości. Koledzy z zespołu byli niewyobrażalnie różni od niego, przez to mieli jeszcze więcej zabawy. Ale kiedy analizował wszystko, do czego zmuszał go teraz Harry, do głowy przychodziło mu wiele myśli: że tak, oczywiście że jest biseksualny (uwierzcie lub nie, nachodziły go takie podejrzenia, szczególnie kiedy budził się po mokrym śnie w roli głównej z facetem), że cholernie tęskni za rodziną i jest okropnym synem i bratem, bo zostawił za sobą wszystko i nawet nie dzwoni tak często jakby chciał. Myślał często też o tym, w zasadzie to było tylko przeczucie, że coś jest nie tak, kiedy Simon uśmiechał się i klepał ich po ramieniu. Więc wolał być beztroski i zobaczyć, co przyniesie nurt rzeki na brzeg.

"Harry." zamarudził. "Jest taki piękny wieczór i mamy wolne, nikt nas nie rozpoznał. Czy naprawdę musimy teraz zaczynać się obwiniać?" Czerwone od mrozu ręce włożył w tym czasie do kieszeni; Harry zrobił to samo po tym, kiedy ich ręce znów się od siebie odbiły. Czasem robił to celowo, ponieważ w jednej sekundzie nachodziła go myśl, że tęskni za skórą Tomlinsona, w innej był to czysty przypadek.

Louis był crushem Harry'ego. Powiedział to nawet w jednym z 'szybkich wywiadów' w X-Factorze, jednak nikt nie wziął go na poważnie, szczególnie Louis. I dobrze, pomyślał sobie wtedy. Wymsknęło mu się, ponieważ zirytował się wcześniejszą rozmową i brakiem zainteresowania ze strony swojego obiektu westchnień. Louis był idealny, cóż, może nie idealny. Był idealny w swoim ideale nie idealności. Nie pytajcie, młody Harry za bardzo lubił Romea i Julię.

"Masz rację." dał za wygraną i westchnął. Ktoś idący w przeciwną stronę szturchnął go ramieniem i zatoczył się lekko do tyłu nie upadając.

"Hej, uważaj trochę!" Louis krzyknął za facetem, tamten tylko pokręcił głową i odszedł mrucząc coś pod nosem. "Pieprzony palant nie patrzy jak chodzi."

Harry zaśmiał się widząc zirytowanego Louisa i dla żartu objął go ramieniem, co było dosyć niekomfortowe ze względu na brak różnicy wzrostu. Niemalże uwieszał się na Louisie. "Hej, mój niewyparzony jęzorze, nie trzeba było tak na niego naskakiwać."

Starszy nastolatek pokręcił tylko głową w odpowiedzi. Zatrzymali się chwilę potem, wsunięci w dwa budynki i osłonięci przed tłumem. Trochę śmierdziało, tylko trochę no i było wilgotno. Harry stojąc oparty plecami o jedną ścianę niemalże dotykał piersią Louisa opartego o drugą. Śmiali się z tego.

"Uwielbiam to miasto." powtórzył niebieskooki chłopak i uśmiechnął się wesołkowato. "Naprawdę."

"Mhm." Harry przygryzł wargę, kiedy parsknął śmiechem. "No co, mam zapytać dlaczego?" Kiedy Louis kiwnął głową Harry zapytał: "Dlaczego?"

"Bo mogę wcisnąć się między dwa budynki i ukryć przed światem z niebezpiecznym, pociągającym mężczyzną. U mnie w Donny tego nie było."

"Jestem niebezpiecznym, pociągającym mężczyzną?" zapytał, rumieniąc się i śmiejąc do rozpuku.

Starszy z nich próbował machnąć ręką, ale było tam tak mało miejsca, że tylko uniósł ją i opuścił. "Ah, nie łap mnie za słówka, Harold."

"Okej." odpowiedział dziecinnie i nachylił się trochę. "Teraz cię pocałuję." powiadomił dziewiętnastolatka.

"No wiem." odpowiedział głupio i przycisnął usta do ust młodszego chłopaka. Całowali się wciśnięci między dwa ceglane budynki o wpół do dziesiątej, bez żadnych myśli i konsekwencji. No, może z jedną - chcieliby tu wrócić, właśnie tutaj, znów pocałować się między tymi budynkami, w tej szparze.

Nigdy nie wrócili.

4 do końca.

If I Could Fly (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz