LA to Lovetana*

983 88 12
                                    

Louis wraca do LA, ale tylko na krótki okres czasu, w zasadzie na kilka godzin. Spotyka się ze swoim dzieckiem i jest nieco zszokowany, w zasadzie jest totalnie rozkojarzony, kiedy nosi na rękach malutkie maleństwo wierzgające nogami i jednocześnie usypiające mu na rękach. Stara się jak może i jest na tych kilka chwil po raz pierwszy naprawdę ojcem nie tylko w swoich myślach, ale i w działaniach, a matka dziecka zdaje się to doceniać, bo kiedy Louis musi już iść, ona mówi: "Po raz pierwszy zobaczyłam w tobie coś innego niż przygnębienie."

"Oh, naprawdę?" pyta zaskoczony. "Co takiego?"

A ona odpowiada: "Miłość."

Odwraca się do wyjścia, za kilka godzin jego samolot będzie wznosił się w powietrze, a nad ranem Louis wpadnie w objęcia Harry'ego spieszącego do pracy. Dziewczyna zatrzymuje go. "Louis? Zadzwoń, kiedy będziesz znów w LA. Freddie będzie tęsknił."

To sprawia, że czuje w sobie siłę tak potężną, jakiej nigdy nie czuł. On naprawdę czuje się wewnętrznie ojcem. Uśmiecha się jak idiota, kiedy wraca taksówką do swojego apartamentu i pada na łóżko. Przesypia te kilka godzin, które zostały mu do odprawy i jedzie na lotnisko. Ma ze sobą zaledwie plecak na ubrania, w które przebrał się przed wyjściem. Kiedy zostaje odprawiony i musi czekać w strefie bezcłowej nachodzą go różne myśli. Jest wdzięczny Harry'emu za to, że swoim milczeniem potrafił doprowadzić do tego, by Louis w końcu wybrał się odwiedzić swoje dziecko. Jest wdzięczny Harry'emu za to, że swoim milczeniem sprawia, że Louis naprawdę nie tylko wie, że powinien kochać tego dzieciaka, ale że naprawdę go kocha, szczerze i ludzko. Jest wdzięczny Harry'emu za Harry'ego, za to kim jest i za spokój w jego duszy. Może Louis właściwie czuje się też trochę staro, za kilka lat przekroczy trzydziestkę, ma dziecko na karku i wciąż nieustannie biega w tę i w drugą stronę, kręci się niespokojnie, jest nieodpowiedzialny (według swojej opinii, według Harry'ego i reszty jest godny zaufania) i pali nałogowo.

Będzie miał trzydzieści lat, będzie stary i brzydki, może już totalnie pomarszczony, a Harry wciąż będzie piękny i smukły, wciąż będzie miał dwadzieścia lat. Louis wciąż nie będzie radził sobie ze swoim życiem, a Harry będzie mu wzorem. Może później będą mieli czterdzieści, pięćdziesiąt i osiemdziesiąt lat, będą sędziwymi staruszkami poruszającymi się w pomocą balkoników lub w ogóle. I wciąż będą tym, czym byli dzisiaj; żadna z ich osobowości nie zginie. Może nawet miłość, jeszcze niewypowiedziana prosto w twarz też przetrwa.

Ale to później, dużo później, bo przed nim lot do domu, do Montany na ranczo. Lot jeden z wielu, by się nie oszukiwać.

Za chwilę pojawią się podziękowania, stay with me. 

If I Could Fly (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz