Rozdział 16

25 1 0
                                        

  Na jego tarczy rycerz klęka

 Przed dama, z krwawym krzyżem w rękach.

 I wierność serca jej przysięga.

 Lancelot polem jedzie stępa, 

Mijając senne Shalott. 

Tym razem nie wrzasnęłam. Nie mogę nawet powiedzieć, że się bardzo zdziwiłam na jegowidok. Wydawało mi się to niemal naturalne, że on tam jest, chociaż nie umiała bym wytłumaczyćdlaczego.Zmienił mokre rzeczy, które miał na sobie na jachcie. Teraz był w dżinsach i innym T -shirtcie.Ale minę miał taką samą jak wtedy, kiedy widziałam po raz ostatni... Jego twarz wydawałasię kompletnie pozbawioną uczuć. Skrył oczy za okularami słonecznymi, chociaż słońce skryło sięza chmurami.Ale podejrzewałam, że nawet jeśli mogłabym spojrzeć mu w oczy, byłyby tak samonieodgadnione jak jego twarz. Nawet jego głos, kiedy wreszcie się odezwał, widząc, że otworzyłamoczy, był zupełnie bezbarwny.- Wiedziałaś?Żadnego „cześć". Żadnego „Jak się masz, Elle?"Nie żebym spodziewała się normalnego powitania. W końcu o wszystkim wiedziałam i niepuściłam pary z ust.Nie miałam zamiaru go oszukiwać, już dość go naokłamywano.- Tak - powiedziałam po prostu.Żadnej reakcji. A przynajmniej takiej, którą mogłabym zobaczyć.- To dlatego tak dziwnie się zachowywałaś wczoraj wieczorem? Na imprezie, przed tympokojem gościnnym. Wiedziałaś, że są w środku?- Tak. - Znowu przytaknęłam, ale czułam, jakby to słowo wydzierano ze mnie siłą.Ale co innego mogłam powiedzieć? Taka była prawda.Uniosłam się na łokciach. Spodziewałam się wymówek... Szykowałam się na nie, bo na nicinnego nie zasługiwałam. W końcu Will i ja byliśmy przyjaciółmi, a przyjaciele nie okłamują sięnawzajem ani nie starają się ukryć przed tobą prawdy, że twoja dziewczyna zdradza cię znajlepszym kumplem.Byłam w szoku, bo Will nie zrobił mi ani jednej wymówki. Chociaż spodziewałam sięwyrzutów, nie usłyszałam żadnego: „Jak mogłaś nic mi nie powiedzieć?" ani „Co z ciebie za czło-wiek?"Powinnam była wiedzieć, że tego nie zrobi. Will nie był taki jak inni ludzie. Nie byłpodobny do nikogo, kogo kiedykolwiek poznałam.Zamiast tego stwierdził takim samym bezbarwnym tonem:- To dziwne. Mam wrażenie, że w jakiś sposób już o tym wiedziałem.Zamrugałam powiekami. Nie to spodziewałam się usłyszeć.- Czekaj - powiedziałam, zaskoczona. - Co? Naprawdę?- Naprawdę. Kiedy to się wszystko działo, miałem takie jakieś wrażenie... „Och, tak. Jasne.Oczywiście". Mówiąc prawdę, trochę mi... ulżyło.Zdjął okulary słoneczne i popatrzył na mnie.Wcale nie wyglądał na zranionego czy załamanego ani nawet smutnego. Miał tylko taki...zamyślony wyraz twarzy.- Pokrętnie to brzmi, prawda? - zapytał. - To, że poczułem ulgę. Moja dziewczyna i mójnajlepszy przyjaciel kręcą ze sobą za moimi plecami. Kto czułby ulgę, dowiadując się czegośtakiego?Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Ale dokładnie rozumiałam, o czym mówi.Nie wiedziałam tylko... no cóż, jak to się stało, że to wszystko rozumiem.- Może... - zaczęłam mówić powoli, z namysłem. Może poczułeś to, bo gdzieś w głębi duchazdawałeś sobie sprawę, że są dla siebie stworzeni. I że to jest... właściwe? Lance i Jen. Nie zrozummnie źle. Ona cię naprawdę kocha, Will. Lance też. Bardziej niż kogokolwiek. To widać. Ale to teżmoże być powód, dla którego... są sobie przeznaczeni.Spojrzałam na niego, żeby zobaczyć, czy się z tym zgadza albo czy w ogóle to rozumie, bosama nie byłam pewna, czy rozumiem.- Nie żebyście z Jen nie stanowili dobranej pary - dodałam, bo on nadal nic nie mówił.Pewnie plotłam głupstwa, ale co innego miałam zrobić? Przyszedł do mnie. Ze wszystkich ludzi,których znał na świecie, przyszedł do mnie i musiałam coś powiedzieć. - Jen jest bardzo miła i takdalej. Ale...- Nigdy nie umiałem z nią rozmawiać - przerwał mi Will. - Nie o sprawach, które się liczyłyZupełnie tak, jakby nie chciała o tym słyszeć. Plotki i ciuchy Nie mam pretensji, ale kiedy chciałemporozmawiać o tym, co czułem, o rzeczach takich... No o tym, o czym rozmawialiśmy ty i ja, omoim tacie i o lasach, i o wdowim balkoniku... O czymś poza futbolem, szkołą i centrumhandlowym, ona po prostu nie rozumiała.Nie dodał: „tak jak ty rozumiesz, Elle".Ale mnie to nie przeszkadzało. Przyszedł do mnie, prawda? Siedział tu ze mną. W moimogrodzie za domem. Obok mojego basenu. Na Skale Pająka.No dobra, może znalazł się tu dlatego, że niemal mnie nie zna, a czasami łatwiej jestrozmawiać o różnych rzeczach z obcymi niż ze znajomymi ludźmi.I owszem, pewnie traktuje mnie wyłącznie jako przyjaciółkę. Taką, która go rozśmiesza. Ina pewno nie myśli o mnie w taki sposób, w jaki ja myślę o nim - jak o mężczyźnie, z którymkiedyś chciałabym spędzić resztę życia.Ale to nie szkodzi. Wszystko było w porządku. Bo z Willem byłam gotowa zadowolić siętym, co dostanę. A jeśli do zaoferowania miał tylko przyjaźń, no cóż, to było więcej niżwystarczająco.Osłupiałam, kiedy zadał mi kolejne pytanie.- Co dzisiaj macie na obiad? - Powiedział to głosem, w którym nie było ani jednej nutkiżalu, uwierzylibyście?- Sama nie wiem. Mama chyba zamierza zamówić pizzę.- Myślisz, że rodzice mieliby coś przeciwko temu, żebym cię gdzieś zabrał na miasto? Znamtakie miejsce, gdzie podają podły dip z krabów.- Hm. Nie, chyba nie będą mieli pretensji. Teraz i tak niewiele mnie to obchodzi.Nie mieli pretensji. I w ten sposób znów jadłam obiad z A. Williamem Wagnerem.Rozśmieszyłam go nad półmiskiem parującego gorącego dipu krabowego dla dwojga, któryzamówiliśmy w Riordan's, restauracji w centrum. Wykonałam wtedy coś, co wydało mi się idealnąimitacją pani Schuler, trenerki lekkoatletyki. I o mało się przeze mnie nie zakrztusił lodami MooseTracks w Storm Brothers, kiedy mu opowiadałam historię o tym, jak wsadziłam sobie ostrąpapryczkę chili do nosa, kiedy miałam cztery lata. Wszystko po to, żeby tylko znów usłyszeć jegośmiech. A potem wspomniałam mu o tym, jak zdecydowałam się sama ostrzyc sobie włosy iskończyło się na tym, że wyglądałam jak Russel Crowe w Gladiatorze.Miałam jeszcze lekcje do zrobienia, a Will musiał zajrzeć do fizyki, wróciliśmy więc domnie do domu. Usiedliśmy przy stole w jadalni, żeby razem się pouczyć, bo nie wyglądało na to,żeby Will miał ochotę wracać do siebie.Nawet mu się nie dziwiłam. Do czego miał wracać? Do ojca, który chciał wysłać go doznienawidzonej szkoły A może do przybranego brata, który cieszył się z jego bólu.W jakimś momencie mój tata wszedł do jadalni i zapytał czy nie mogłabym wyciągnąć mu zkciuka zszywki, bo mama poszła pod prysznic. To była taka miniaturowa zszywka, jakich zwykleużywają małe dzieciaki. Tylko takie trzymamy w domu, ponieważ wszyscy tu mają skłonność dowypadków. Niewiele było krwi przy tej operacji. Wyciągnęłam zszywkę a tata znów sobie poszedł.Chciałam wrócić do swoich lekcji, ale zauważyłam, że Will przestał pisać. Podniosłam oczy izłapałam go na tym, że mi się przyglądał.- Co? - zapytałam i podniosłam dłoń do nosa. - Mam coś na twarzy?- Nie - odparł z uśmiechem. - Tylko że... Masz wspaniały kontakt z rodzicami. Nigdy znikim takiego nie miałeś, a co dopiero z moim tatą.- Bo twój tata prawdopodobnie potrafi zszyć papiery, nie wsadzając kciuka do zszywacza -zauważyłam sucho.- Nie - powiedział Will. - To nie to. To sposób, w jaki ze sobą rozmawiacie. Jakbyście, samnie wiem, naprawdę przejmowali się tym, co się stanie tej drugiej osobie.- Ależ twojego tatę obchodzi, co się z tobą dzieje - zapewniłam go, w duchu czując, że mamochotę złapać admirał Wagnera i parę razy nim potrząsnąć. - Może tylko w nieco inny sposób niżten, którego oczekujesz. Przecież dokładnie to kryje się za pragnieniem, żebyś wstąpił do wojska.Dba o ciebie i uważa, że to by było dla ciebie najlepsze.- Wiedziałby, że to najgorszy wybór - upierał się Will - gdyby zadał sobie ten trud, żebymnie choć trochę poznać. Gdyby mnie w ogóle znał, gdyby kiedykolwiek wpadł na pomysł, żebyprzez chwilę ze mną porozmawiać przed wyjściem na jedno ze swoich miliona spotkań.Wiedziałby, że uważam, że... Dla mnie działanie militarne jest absolutnie ostatnim sposobem, wjaki jakieś państwo powinno rozwiązywać swoje problemy.Ogarnął mnie jeszcze większy podziw dla Willa. Działania militarne? Rozwiązywanieproblemów? Ten chłopak mówił o rzeczach, o których nigdy przedtem nie słyszałam od nikogo wmoim wieku. Geoffi jego przyjaciele zawsze rozmawiali niemal wyłącznie o boksie i tym, któradziewczyna ze szkoły w tej chwili nosiła najkrótszą spódniczkę.- Czy kiedykolwiek powiedziałeś o tym tacie? - spytałam. - Bo być może jego odpowiedź bycię zaskoczyła, wiesz?Will tylko pokręcił głową.- Nie znasz go.- A co z twoją macochą? - spytałam. - Układa ci się z nią?- Z Jean? - Will wzruszył ramionami. - Tak.- To dlaczego jej o tym nie powiesz - zasugerowałam. - Jeśli uda ci się ją przekonać,mogłaby jakoś wpłynąć na twojego ojca. Nawet jeśli nie słucha ciebie, to prawdopodobniewysłucha własnej żony, nie?Oczy Willa wydawały się bardziej błękitne niż zwykle, kiedy spojrzał na mnie.- To dobry pomysł - powiedział. I niech się wam nie wydaje, że się nie zarumieniłam,słysząc tę pochwałę, chociaż pochyliłam głowę z nadzieją, że włosy zakryją mi policzki. - Niewiem, dlaczego sam na to nigdy nie wpadłem.- Nie przywykłeś do posiadania dwojga rodziców - tłumaczyłam. - Kiedy wyrasta się, mająci mamę, i tatę, człowiek uczy się jak między nimi lawirować. To coś w rodzaju sztuki.- Nie wyobrażam sobie - stwierdził Will z szerokim uśmiechem - żeby twój tatakiedykolwiek ci czegoś odmówił.- Bo w zasadzie nie odmawia - zgodziłam się. - Ale moja mama... Ona jest o wiele twardsza.A potem coś ciepłego i ciężkiego legło na mojej dłoni. Kiedy podniosłam oczy, zezdziwieniem zauważyłam, że to ręka Willa.- Tak jak ty.- Ja nie jestem twarda - zaprotestowałam. Gdyby wiedział, jak od jego dotyku wali mi puls,zdałby sobie sprawę z tego, że jestem totalnym mięczakiem.Will nie zwalniał uścisku.- Nie ma w tym nic złego - powiedział. - W sumie to jedna z tych rzeczy, które lubię w tobienajbardziej. Tyle że nie chciałbym ci nastąpić na odcisk.Jakbyś kiedykolwiek mógł, chciałam powiedzieć. Tylko że nie mogłam, bo byłam za bardzozaskoczona. Nie tylko tym, co powiedział o tym, że mnie lubi - powiedział to! - ale tym, copoczułam w chwili, kiedy jego palce dotknęły moich. To było dokładne przeciwieństwo tegochłodu, który poczułam pod dotykiem Marca - taki nagły, gorący i biały elektryczny prąd, któryprzeleciał w górę i w dół po moim ramieniu...Nie wiedziałam, co łączy nas dwoje, jeśli w ogóle cokolwiek to było. Nie miałam pojęcia,dlaczego Will uważał, że mnie zna, skoro nigdy mnie wcześniej nie spotkał, ani dlaczego miałwrażenie, że może mi opowiedzieć o rzeczach, o których nie mógł rozmawiać z nikim innym... Aprzede wszystkim, dlaczego pokochałam go tak gorąco, że byłam gotowa chronić go przed całymświatem i przed nim samym.Nie miałam zamiaru zaprzeczać swoim uczuciom. Nie teraz, kiedy był wolny. To prawda,nie jestem czirliderką ani filigranową blondynką. I jeśli ludzie się za mną oglądają, kiedy wchodzędo pokoju, to na ogół dlatego, że jestem tam najwyższą dziewczyną.Ale ze wszystkich znanych sobie osób Will przyszedł właśnie do mnie. Niezależnie od tego,czy poczuł ten elektryczny wstrząs, kiedy dotknął mojego ramienia, czy nie, czy myślał o mniewyłącznie jak o przyjaciółce, czy może o kimś więcej - nic nigdy nie zmieni faktu, że to ja byłamosobą, do której przyszedł, kiedy najbardziej kogoś potrzebował.Puścił moją rękę. Wziął ołówek i ułożył go w palcach, jakby to było cygaro. A potembardzo, bardzo kiepsko naśladując Humphreya Bogarta z Casablanki, powiedział:- Elle, moim zdaniem, to jest początek pięknej sprawy.- Przyjaźni - poprawiłam go, usiłując nie okazać mu, jak głęboko ucieszyły mnie te słowa. -Tam jest...- Daj spokój. - Ciągle kiepsko przedrzeźniał Bogarta. - Wracamy do roboty. - I postukał omój zeszyt ołówkiem - cygarem.Z uśmiechem pochyliłam się nad swoimi logarytmami. Chyba jeszcze nigdy w życiu niebyłam taka szczęśliwa.Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to, co powiedział o początku czegoś pięknego, byłonieprawdą.Bo to był sam środek czegoś, co działo się już od bardzo długiego czasu... Czegośzdecydowanie niepięknego, co było tak brzydkie, jak się tylko da.I czegoś, co miało się potoczyć jak lawina śnieżna, wymykając się spod czyjejkolwiekkontroli.  

Liceum AvalonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz