1. Dorothy i tajemniczy klucz

19.7K 766 155
                                    


– Jak udała się randka, Dee?

Zmuszając się, aby nie rzucić Emily potępiającego spojrzenia, położyłam torebkę na biurku i spokojnie zdjęłam kurtkę, zanim spojrzałam w stronę wiszącej na ściance mojego boksu, rozentuzjazmowanej sekretarki. Emily miała dobre zamiary, doszła jednak do wniosku, że znalazła panaceum na wszelkie moje troski i natychmiast postanowiła zastosować kurację, która niekoniecznie mi odpowiadała. No, ale według niej nie było przecież gorszego zła niż samotna dziewczyna.

– Mam do ciebie wielką prośbę, Emily – odpowiedziałam powoli, kontrolując ton głosu, żeby przypadkiem na nią nie krzyknąć. – Nigdy więcej nie umawiaj mnie na randki.

Przysunęłam do siebie dokumenty, równocześnie włączając komputer i zajmując swoje miejsce za biurkiem. Emily otworzyła szerzej usta, poprawiając nerwowo spódnicę, a wolną dłonią chwytając końcówkę blond końskiego ogona (wyglądała w tamtej chwili jak mokry sen Jenkinsa, naszego naczelnego dyrektora–erotomana), po czym wreszcie postanowiła zapytać.

– Ale... jak to, Dee?

Serio, Emily? Tylko na tyle było cię stać?

– Tak to – mruknęłam. Odkręciłam butelkę z wodą, którą wcześniej postawiłam sobie na biurku, i upiłam spory łyk. Zerknęłam na zegarek. Była dopiero za dziesięć ósma, a więc pomimo opóźnień na zajęciach z jogi wciąż miałam jeszcze parę minut, by rzucić przyjaciółce kilka zdań do słuchu. – Zgodziłam się na ten idiotyczny pomysł, bo miałam dość twojego marudzenia, ale teraz koniec z tym. Żadnych więcej głupich randek w ciemno.

– Ale... ona nie była głupia – zaprotestowała Emily, nie wiedzieć czemu z pretensją. – Niby co nie spodobało ci się w Tobym? To najfajniejszy kumpel mojego chłopaka! I niezłe ciacho!

– Chyba suchar – prychnęłam, zakręcając wodę. – Słuchaj, Em, może i Joel ma fajnych kumpli, ale to... to po prostu nie dla mnie, w porządku? Nie mam nic przeciwko Toby'emu, mam raczej sporo przeciwko sobie.

Emily wywróciła oczami i opadła na siedzenie fotela, który przysunęła sobie z sąsiedniego boksu (pustego, bo oczywiście Kathy jak zawsze miała się spóźnić do pracy), nie zważając na to, że jej miejsce było w sąsiednim pomieszczeniu, w sekretariacie dyrektora. Zajęła tym samym całe przejście między boksami, na szczęście akurat w tamtej chwili nie było jeszcze w firmie dużego ruchu. Nikt nie musiał nad nią przeskakiwać niczym utalentowany zawodnik biegu przez płotki.

– Boże, ty i te twoje schizy – mruknęła, zakładając nogę na nogę w wyprostowanej pozie godnej prawdziwej sekretarki. Pokręciłam z dezaprobatą głową, włączając równocześnie skrzynkę mailową. Co mnie obchodziła jej ocena mojej psychiki? – Dee, nigdy nie znajdziesz sobie żadnego porządnego faceta, jeśli będziesz się tak zachowywać. Ja wiem, że nie miałaś dobrych wzorców, ale może bez przesady. I to judo? Chcesz ich od siebie odstraszyć, czy co?

– Nie, chcę się umieć bronić, gdyby nie udało mi się ich odstraszyć – odgryzłam się natychmiast. Emily rzuciła mi potępieńcze spojrzenie.

– Boże, z kim ja się muszę przyjaźnić...

Fakt faktem, że nasza przyjaźń była co najmniej dziwna, gdyż kompletnie do siebie nie pasowałyśmy. Emily była przebojowa, otwarta, wygadana, a w dodatku niespecjalnie przejmowała się nie tylko dniem wczorajszym, ale nawet dzisiejszym. Emily po prostu żyła z dnia na dzień, zostawiając przeszłość za sobą i nie oglądając się na nią. Ja nie potrafiłam taka być.

Emily wielokrotnie przeklinała moją ostrożność, moją nieufność, stonowanie i oszczędność w słowach, nazywając mnie pokrótce zimną rybą. Może i miała trochę racji, trudno powiedzieć – nie zamierzałam się jednak zmieniać tylko po to, by ją uszczęśliwić. W ogóle nie zamierzałam.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz